poniedziałek, 29 marca 2010
Dzień 394
Znowu się zapracowałem... jest już godzina 23:30. Zatem wypadałoby coś napisać. W trakcie wyplatania lubię słuchać muzyki. słucham przez słuchawki, bo wtedy wyciszam zewnętrzne dźwięki. Rodzaj muzyki jest różny. Od rocka do Gothic... ale i wschodnią, irlandzką... nawet ludową. Ostatnio słucham Folku indiańskiego. Rytmiczny dźwięk bębna wprowadza mnie i zarazem przenosi w czasy dawnej świetności plemion północno amerykańskich Indian. Znam tą kulturę z wczesnego dzieciństwa kiedy to byłem zafascynowany kulturą tych plemion. Czytałem o Indianach wszystko co tylko wpadło mi do ręki. Doskonale czuję ten klimat. Widzę szereg wojowników tańczących wokół sypiącego iskrami ogniska. Przebrany za bizona czarownik odprawia taniec poświęcony przebłaganiu ducha tego zwierzęcia. Takie tańce przeprowadzane były przed każdym polowaniem na te zwierzęta i miały za zadanie przejednać ducha zabitego bizona, by ten mógł znaleźć swoje miejsce w Krainie Wiecznych Łowów. Teraz nikt tak nie robi... a zwłaszcza "cywilizowany" człowiek... Po prostu zabija i zjada, albo sprzedaje na bazarze aby zarobić na trupie zabitego zwierzęcia. Nikogo nie interesuje gdzie pójdzie duch takiego zwierzaka. Mało tego, na skutek zachłanności hoduje świnie, krowy, kury. Karmi je, puszcza im muzykę by chowały się bezstresowo, a potem patrząc im w ufne oczy zabija bez zmrużenia choćby jednej powieki... A gdyby tak jego jacyś ludożercy zabili i zjedli na śniadanie...! Jakiż byłby szum...! Wszystkie media wrzeszczałyby kilka dni o barbarzyństwie, zwyrodnialstwie i okrucieństwie...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
:) Ja też lubię, zwłaszcza dźwięk fletów różnego rodzaju. W dzieciństwie śniłam że jestem jedną z nich. Pewnie pod wpływem filmów "Winnetu i Apanachy" na które mnie tata zabierał codziennie po pracy.
OdpowiedzUsuńTak, co innego walka na otwartym polu z prawie równym sobie przeciwnikiem, a co innego zorganizowana hodowla zwierząt. Wszystko to jednak dla nas i dla naszych rosnących potrzeb.
OdpowiedzUsuńPrawda jest jednak taka, że to my zabijamy te biedne zwierzęta. Dopóki będą smakować nam schabowe, polędwiczki, szyneczki, kiełbaski z rusztu i inne pyszności, będziemy współodpowiedzialni za ten mord. Taka niestety jest prawda. Gdybyśmy może w trakcie jedzenia myśleli o tych biednych świniach wiezionych najpierw na spęd do rzeźni, długo czekających na swoją kolej w kolejce po śmierć, widzące jak inne przed nimi są zabijane, i czujące strach, paniczny strach, bite, gdy nie chcą iść dalej, rażone prądem albo zabijane strzałem pistoletu w głowę....
Może te pyszności by nam tak nie smakowały...
Podziwiam ludzi, którzy przeszli na wegetarianizm. Mnie udało się to raz, chyba przez półtora roku...Wtedy rzeczywiste z obrzydzeniem omijałam sklepy mięsne. Nie pamiętam, co mnie skłoniło do ponownego sięgnięcia po mięso? Chyba słaba wola...i lenistwo, bo dania bezmięsne są chyba bardziej pracochłonne i wymagają więcej pomysłowości. No cóż...
Warto by nad tym pomyśleć.
Tak, nasze zapotrzebowanie na mięso i mleko zwierzęce jest tak duże, że hodowla krów i innych zwierząt rozwija się świetnie.Mało kto wie, że jedna krowa wydziela dziennie około 200 do 400 litrów metanu, co razem, biorąc pod uwagę światowe pogłowie, daje niebagatelną masę - 50 milionów ton gazu rocznie. A to już poważna sprawa w sensie ekologicznym. Jest to połowa wszystkiego metanu produkowanego rocznie i wydalanego do atmosfery. Jeśli dodamy do tego jeszcze inne zwierzęta hodowlane, "poważnych producentów" metanu, takie jak kozy i owce, to okazuje się, ze to zwierzęta są w głównej mierze odpowiedzialne za niszczenie strefy ozonowej, oraz tzw. efekt cieplarniany. Metan, ze względu na specyficzne właściwości fizykochemiczne, jest głównym niszczycielem ozonu oraz 'izolatorem' termicznym atmosfery ziemskiej. Oczywiście nie zwierzęta są tu odpowiedzialne, ale my, którzy swoim zapotrzebowaniem "nakręcamy" produkcję pogłowia tych zwierząt.
OdpowiedzUsuńMoże warto więc pomyśleć o tym za każdym razem kiedy odwiedzamy sklep mięsny?
A co z mlekiem?
Każda świeżo upieczona mama, wie że pierwszym pokarmem dziecka jest mleko i to przynajmniej przez pierwsze miesiące życia. Najlepszym pokarmem jest mleko matki, ale czy ktoś wie, że człowiek jest jedynym ssakiem na Ziemi wśród innych, który karmi swoje młode piersią najkrócej lub wcale w stosunku do długości trwania życia? Niemowlę powinno być karmione piersią przynajmniej do roku, a już obowiązkowo przez pierwsze 6 miesięcy. Niestety to jest rzadkość i producenci mleka zmodyfikowanego, produkowanego na bazie mleka krowiego, mają niezły interes, a producenci bydła pretekst do zakładania nowych hodowli.
Tak, wiem, wiem, "nie każdy może karmić piersią itp.", potoczne mniemania. Otóż, rzadko zdarza się aby były takie przeciwwskazania, głównie choroby. Brak pokarmu tez nie jest przeciwwskazaniem, bo to jest normalne na początku i w głównej mierze uwarunkowane psychiczne. Trzeba po prostu bardzo chcieć, a pokarm powróci. Obgryzione brodawki, ból, obrzęknięte piersi? Ktoś jeszcze doda: małe piersi i najbardziej próżne wytłumaczenie: obwisłe piersi po zakończeniu karmienia. Wszystko to nieprawda. Z wszystkimi tymi problemami zetknęłam się osobiście i po pokonaniu bólu i nauczeniu mego synka jak ssać (które był tylko jedyną przeszkodą, reszta to mit), karmiłam go przez 4 i pół roku. No...może trochę przesadziłam :), ale trudno nam było zrezygnować z tej wspólnej przyjemności.
Za to jak teraz pomyślę, ile mleka krowiego zaoszczędziliśmy...:)
PRZEPRASZAM... NIE WIEM CO MAM TERAZ ZROBIĆ... CZUJĘ SIĘ POŚREDNIO WINNA TEJ DZIURZE OZONOWEJ.
OdpowiedzUsuńJUŻ OD PONAD 57 LAT PIJĘ MLEKO I JADAM MIĘSO... I CHYBA TAK JUŻ ZOSTANIE. PRZEPRASZAM, ŻE SMAKUJE MI MIĘSO W RÓŻNYCH POSTACIACH : I SCHABOWE, I SCHAB PIECZONY, DRÓB I DOBRE WĘDLINY... MOGĘ W RAMACH DIETY TROSZKĘ ZMNIEJSZYĆ DZIENNE PORCJE - TO JUŻ BĘDZIE ODROBINĘ MNIEJSZY POPYT. ZWIĘKSZĘ ZA TO ILOŚĆ " ZIELSKA " [ SZKODA TYLKO, ŻE JEST TAK NAFASZEROWANE CHEMIĄ, ŻE WKRÓTCE ZACZNĘ ŚWIECIĆ ]. JEST TO NIESTETY ... TRUDNY PROBLEM.
BOŻENKA.
Tak jest stworzony świat niestety, że jedne istoty stanowią pożywienie dla innych - człowiek w pewnym sensie też - chociaż o tym nie myślimy w tym kontekście... ale są różne bakterie, które na nas żerują.
OdpowiedzUsuńProblem zjadania się nawzajem to problem natury moralno-filozoficznej i można by długo na ten temat dyskutować.
Chodzi moim zdaniem o coś innego - o humanitaryzm, czyli... to co musimy....róbmy tak, żeby te stworzenia nie cierpiały, szanujmy je i to, że dzięki nim możemy wykarmić swoje Rodziny. Poza tym nie marnujmy jedzenia a wtedy może mniej tych zwierząt będzie ginęło.
Indianie też zabijali - ale mieli świadomość poszanowania każdego życia - stąd te rytualne tańce i proszenie o wybaczenie ducha zwierzęcia.
Wielkim szacunkiem otaczano wojownika, który potrafił powalić zwierzę jednym ciosem - aby nie cierpiało. Szanowano też rośliny mając świadomość, że bez nich ludzie wyginęli by. One dawały schronienie, karmiły, ogrzewały, leczyły.
A nasza tradycja i kultura - przecież jeszcze nie tak dawno temu wychodząc na pole rolnik klękał i całował ziemię, która go żywi i którą miał obsiać, prosząc aby dała mu dobry plon... a zanim rozkroił bochenek chleba czynił na nim znak krzyża i też całował. Podnosiło się z ziemi jego okruszynę a nawet jakieś resztki jedzenia wykorzystywało w różny sposób dla ludzi lub dla zwierząt, żeby się nie zmarnowały.
W moim domu nauczono mnie aby nigdy nie wyrzucać chleba - owszem zdarza się, że coś zostanie - wtedy bułeczki suszę i robię z nich bułkę tartą a chlebek też suszę, wkładam w papierową torbę (bo w niej nie pleśnieje) potem w siatkę i stawiam na zewnątrz przy zsypie - jest suchutki, nie zepsuty - zabiera go pewien Gospodarz dla zwierząt a czasami nawet nie zdąży bo biorą go bezdomni.
Wzajemne poszanowanie, poczucie wdzięczności i świadomość współzależności - oto co jest potrzebne współczesnemu człowiekowi.
Przepraszać za nic nie trzeba. Ot taki świat, ale warto zastanowić się, czy tak dożo tego mięsa (padliny jak mój Tata nazywa) jeść musimy? Może dwa, góra trzy razy w tygodniu by wystarczyło, a potem może tylko raz? Przecież Indianie i inne plemiona silnie związane z naturą nie jadały mięsa codziennie. Było raczej trudno dostępne...Teraz też są ludzie, którzy jadają mięsa mało albo wcale. Przyszedł do mnie kiedyś plumber (to chyba hydraulik po polsku), w każdym bądź razie naprawiał mi ogrzewanie, a że spędził już parę godzin i zapowiadało się, ze spędzi więcej, wiec zrobiłam kanapki z pyszną polską szyneczką i z drugie z serem. Przyjął zaproszenie do stołu, ale zjadł tylko jedną kanapkę z serem a z szynką nie tknął. Był wegetarianinem już od wielu lat i mój poczęstunek przyjął tylko z grzeczności. Zupełnie inne smaki podejrzewam preferował, a poza tym stwierdził, że on o tej porze nie jada. Wegetarianie maja chyba tez mniej rozciągnięte żołądki. Wydaje mi się, że trend do przechodzenia na dietę bezmięsną jest coraz bardziej zauważalny, zwłaszcza wśród młodych ludzi. W mojej grupie z college na 5 osób 2 nie jędzą mięsa. Czy to jednak zahamuje umieranie naszej planety? Parę dni temu natknęłam się w internecie na artykuł o nastaniu nowej ery na ziemi. Podobno wymieranie planety jest faktem. Chciałam przytoczyć ten artykuł, ale jak szybko się pojawił tak szybko zniknął.
OdpowiedzUsuń