EPILOG

Po długim wahaniu postanowiłem zakończyć pracę z prowadzonym od ponad 500-set dni blogiem pt. "Poezja, którą da się czytać". Jak spostrzegliście 7 ostatnich postów zasadniczo odbiegało tematem od wcześniejszych treści, dlatego zostały przeniesione do nowoutworzonego bloga, który będzie poruszał właśnie taką tematykę. Mam nadzieję, że te ważne tematy wciągną was i zachęcą do czytania, i czynnego uczestnictwa w życiu nowego bloga pt. "Tropem dziwactw i bezsensu". Zapraszam. Oto nowy adres pod którym mnie znajdziecie:

http://tropem-dziwactw-i-bezsensu.blogspot.com

piątek, 31 lipca 2009

Dzień 153

Dzisiaj jestem tu zdecydowanie wcześniej niż zwykle. Mamy godzine 21,15... Tak więc zabieram się do pisania posta. Dzisiejszy dzień był dla mnie nerwowy i obfitował w zatargi słowne. Nie lubię takich klimatów... ale za to uwielbiam gdy jest miło, ciepło i przyjemnie. Dobrze, że chociaż po południu nastąpiła odwilż i trochę lepsza komunikacja. Jutro mam ważny dzień...Jadę na spotkanie w celu omówienia i dogrania warunków wernisażu. Ów wernisaż odbędzie się we wrześniu w kameralnym klimacie i tam będzie czytana moja poezja...Już dzisiaj cieszę się z tego, że mogę wziąć czynny udział w tej wystawie... Poza tym chyba wszystko w normie. Dzisiaj już kończy się lipiec a to oznacza, że lato chyli się ku końcowi. A to wywołało we mnie chwilę zadumy nad przemijaniem. Jak wszystko inne, teoretcznie ludzie też przemijaja... ale czy rzeczywiście???!!!Czy może jesteśmy nieśmiertelni i nigdy nie przemijamy. Z pozoru wygląda na to, że umieramy i cześć! Ale czy to jest prawdą? Bo kto mi zagwarantuję, że to prawda! Ja myślę, że tu umiera tylko powłoka człowieka, czyli biologiczne ciało... jeszcze inaczej mówiąc, kupa mięsa. A co dzieje się z wyzwolonym z tej bryły mięsa ciałem eterycznym? Ano rodzi się w innym wymiarze, a to znaczy, że my tu nie umieramy tylko się rodzimy tam! Podoba Wam się to? Mnie się podoba, bo będąc tam nie będe chorował, jadł, załatwiał potrzeb fizjologicznych, nie będę dbał o ubiór, nie będzie mi zimno, ani ciepło, będę przemieszczał się przy pomocy moich myśli tam gdzie tylko zapragnę... Czy to nie cudowne? Tak, Tak... wiem i słyszę te zapleckowe szepty... Będzie latał tam gdzie chce...? Akurat... a gdzie jest czyściec i piekło... przecież tam idą bezbożnicy i grzesznicy...! Ja wiem, że życie tu i tam każdy z nas projektuje własnymi myślami i słowami...i jak sobie jeszcze za bytności na ziemi zaprojektuje piekło to myślę, że tam będzie miał to swoje i kościelne piekło. Ja sobie zaprojektowalem życie wśród lasów, łąk, pięknych wodosadów i będę żył w zgodzie z wszystkimi bytami. W moim świecie nie będzie miejsca na przemoc, wojny i okrucieństwo... a kto zechce być tam gdzie będę ja...już dzisiaj go serdecznie zapraszam... mój świat będzie tam obszerny i na pewno starczy miejsca dla wszystkich chętnych...

czwartek, 30 lipca 2009

Dzień 152

Dzisiaj znowu siadam tu dość późno...Jest już godzina 23,30... Dzień nie wiele różniący się od innych... chociaż zaowocował jednym przyjemnym zdarzeniem. Otóż daleko poza granicami Warszawy były czytane publicznie moje wiersze. Cieszę się bardzo, że mam przy sobie kogoś kto o to zadbał i przedstawił moją poezję w sposób najpiękniejszy jaki można sobie tylko wyobrazić! Dziękuję serdecznie i wielki buziaczek ślę w tamtą stronę. A skoro już tak zacząłem to poświęcę dzisiejszego posta na tego rodzaju tematy. Zawsze piszę o powadze uczuć, dawaniu i dotrzymywaniu słowa honoru, prezentuje tu różnej treści wiersze. Czasem nawet smutne i trudne dla niektórych osób.Dzisiaj chcę Wam wszystkim pięknie podziękować za to, że jesteście tu razem ze mna... za to, że wpisujecie systematycznie swoje cenne uwagi z których czerpię mądrość i wiedzę tak jak i Wy czerpiecie pozytywy z moich postów. Jesteście wszyscy bez wyjątku wspaniali i życzę sobie by ta wspaniałość i madrość nigdy Was nie opuszczała... Mam nadzieję, że jeszcze bardzo długo będziemy tu razem by się coraz lepiej poznawać... i wierze święcie, że będzie nas przybywać jak grzybów po deszczu... Dobranoc Kochani...Dzięki...

środa, 29 lipca 2009

Dzień 151

Dzisiaj się trochę zagadałem i stąd to moje spóźnienie. Jest już godzina 23,45...a więc do dzieła Panie B.C. Jestem nieco zbity z tropu. Drugi dzień i drugi post o dotrzymywaniu słowa i nikt nie podejmuje tematu... Może to zabrzmi jak oskarżenie, ale zaczynam dopuszczać do siebie myśl, że to o czym zacząłem pisać wygląd Jak wsadzenie kija w mrowisko. Temat tak bardzo niechciany czy może tylko przypadek!?Nabieram lekkiego przekonania, bo jak wytłumaczyć wielość i wielorakość wpisów w codziennych postach o nieco innej tematyce, do obecnie ani jednego wpisu przez dwa kolejne dni... Czyżby nikt nie podejmował tematu bo zgadza się z moją tezą, że słowo honoru zostało wysłane do lamusa???!!! Piękne dzięki osobie któta odważyła się dokonać wpisu i to będącej spoza kręgu moich stałych czytaczy i wpisywaczy. Jej nick to: jolajolanta3. Szkoda, że nic więcej nie mogę o tobie przeczytać. Twój profil nie zawiera prawie nic co by mi mogło przybliżyć twoja osobę... Chętnie cię bardziej poznam...jeśli mi na to pozwolisz. Jeśli nie tutaj to może na gg, albo skypie, czy poczcie mailowej. Jeśli masz podobne odczucia napisz... moją pocztę mailową znajdziesz na blogu... Pozdrawiam
Boguś

wtorek, 28 lipca 2009

Dzień 150

Mamy w tej chwili godzine 22,30...tak więc biorę się za pisanie. Jak widzę wczorajszy post o dotrzymywaniu danego słowa nie znalazł zainteresowania wśród moich Szanownych czytaczy. Aż nie chcę myśleć z jakich to powodów!!! Szkoda, bo według mnie jest to ważki temat i mówiący o konkretnych cechach dzisiejszych ludzi. Nawet liczyłem na rozwój i kontynuację tematu, przynajmniej o następnego posta. Nareszcie dzisiaj wieczorem odebrany został fotek który spędzał już mi sen z powiek... cieszę się bardzo, że się go wreszcie pozbyłem... W czwartek pozbędę się fotela bujanego i nareszcie będę miał trochę luzu w pokoju. Ufff. Muszę przyznać szczerze, że bardzo mnie nurtuje fakt niepodjęcia tematu o słowie honoru... Broń Boże nie chcę nikogo urazić... tylko powstał we mnie wielki niepokój... czyżby dzisiaj nikt nikomu nie dawał takiego słowa, ani tymbardziej go niedotrzymywał... jeśli tak to nawet nie powiem że świat schodzi na psy... pies to porządne zwierzę i potrafi być wiernym przyjacielem do końca dni... i to w biedzie i w chorobie... w dobrobycie i w niedoli. Na zakończenie powiem, że ja w to nie wierzę i myślę, że to czysty zbieg okoliczności, że nikt nie podjął tego tematu... myślę, że jutro ruszy cała lawina wpisów i powstanie wielkie larum z oburzonych głosów... Jeśli tak będzie nawet się nie obrażę gdy mi ktoś porządnie przyłoży...

poniedziałek, 27 lipca 2009

Dzień 149

Tradycyjnie już, zaczynam od godziny, a więc jest godzina 21,55...czyli czas na kolejnego posta. Dzisiejszy dzień minął spokojnie i w oczekiwaniu na właściciela fotela, który skończyłem wyplatać dwa tygodnie temu. Czekam więc dwa tygodnie na to by przyjechał go odebrać. Nie przyjechał choć obiecywał, że dzisiaj to zrobi...i to mnie nartchnęło by poruszyć temat dotrzymywania danego słowa. Pamiętam w czasach mojego dzieciństwa dane słowo miało wagę. Choćby nie wiem co, każdy z moich rówieśników dotrzymywał go i już. Któregoś dnia starsi koledzy podeszli mnie sprytnie i wymusili na mnie, 10-cio letnim chłopcu bym udowodnił, że się nie boje. Tak więc dałem im słowo, że pójdę o godzinie 24 na ogrodzony wysokim murem poniemiecki cmentarz. Mniej więcej w samym jego srodku była wymurowana budowla przypominająca fontannę. Któryś ze starszych kolegów wcześniej położył tam podpisane jego pismem pudełko z zapałkami i po to pudełko miałem pójść i jako dowód, że dotrzymałem słowa, miałem go jemu przynieść. Bałem się bardzo duchów i złych umrzyków, ale dałem słowo honoru, że tam pójdę. A więc wszedłem przez wyrwę w murze i niemal w całkowitych ciemnościach poszedłem w stronę tejże fontanny. Potykałem się o najmniejsze wyboje w wybrukowanej alejce cmentarnej. Wszystko co zdołałem dojrzeć między stercząsymi grobami ruszało się. Każdy krzak przybierał postać złego ducha i wyciągał do mnie biale i szkieletowate ręce.. A gdy podrywał się spłoszony przeze mnie śpiący ptak, myślałem, że to już upiory sie zrywaja z grobów by mnie zjeść. Bałem się tak bardzo, że omal nie zawróciłem i nie uciekłem gdzie pieprz rosnie. Jednak dane przeze mnie słowo honoru miało większą moc i nie pozwoliło mi zawrocić. Szedłem więc na trzęsących się nogach, aż doszedłem do ów fontanny. Pudełko z zapałkami leżało na balustradzie, więc złapałem go pospiesznie i nie oddychając zwiewiałem tak szybko jak tylko umiałem. Nie wiem ile czasu szedłem do środka cmentarza, ani nie wiem jak szybko zwiewałem z niego... w każdym bądź razie jak wyszedłem z ciemności na ulicę gdzie czekali na mnie starsi koledzy, mało mi piersi nie rozerwało z dumy płynącej z dotrzymania danego słowa... od tamtej pory dotrzymywanie danego słowa mam tak głęboko zakorzenione w sobie, że jeśli dam słowo honoru dotrzymuję go zawsze... A co jest warte słowo honoru w dzisiejszych czasa...? Ano nic... bo dzisiaj nikt nie daje już słowa honoru. Jeśli już daje jakieś tam słowo i tak nigdy go nie dotrzymuje. Jednak wierzę głeboko w to, że od tej dzisiejszej normy są wyjątki... Śmiało mogę powiedzieć, że do takich wyjatków zaliczam się ja... A czy myślicie, że można zbudować dobry związek jeśli nie będziemy dotrzymywać danego słowa...???

niedziela, 26 lipca 2009

Dzień 148

I proszę, mamy już godzinę 23,10... A więc najwyższa pora na posta. Dzisiaj chcę tak jakby kontynuować wczorajszego posta o cierpliwości. Jednak nieco pod innym hasłem. A mianowicie spróbuję pociągnąć temat pod przewodnictwem uczucia wyrozumiałość...!
Myślicie, że bez wyrozumiałości można zbudować porządny związek partnerski, małżeński, koleżeński czy choćby nawet tylko towarzyski...? Moim zdaniem nie można stworzyć żadnego z wymienionych przeze mnie związków bez tych uczuć. Tak jak cierpliwość, tak i wyrozumiałość jest absolutnie niezbędna w nawiązywaniu takich relacji dwojga ludzi. Dzisiejszy świat o podłożu ściśle materialnym bez tych dwóch uczuć nie jest w stanie zbudować żadnego trwałego i prawdziwego układu. Jako pierwszy z poważnych problemów, które powstaną w brzypadku braku wyrozumiałości i cierpliwości będzie związek egoistyczny na bazie posiadacza. Bo i cóż może dać porządnego szczeremu związkowi taki posiadacz egoista? Po pierwsze taki ktoś nie mam w sobie żadnego z tych uczuć. A druga strona bez nich nie wytrzyma z nim nawet tygodnia. Tylko dzięki wyrozumiałości i cierpliwości posiadacz egoista może istnieć... i tak jest z każdy związkiem o podłożu materialnym... Czy Wam się to podoba czy nie... jeśli chcecie pięknej miłości o szczerej barwie i całej gamy układów o mniejszej randze lepiej już dziś postarajcie się by te dwa uczucia byłu z wami o każdej porze dnia i nocy. Bo to one są pierwszymi cegłami pod fundament wielkich miłości, przyjaźni koleżeństwa, a nawet partnerstwa zawodowego...

sobota, 25 lipca 2009

Dzień 147

Zbliża się godzina 21,30... a to oznacza, że w tej chwili zabieram się za pisanie posta... Dzień prawie jak każdy inny. Byłem w pracy... potem w domu, a trochę później poza domem. Dzisiaj rozmyślałem nad uczuciem cierpliwości. Zastanawiałem się czy byłoby możliwe zaprzyjaźnić się z inną osoba, gdyby brakowało nam cierpliwości. Myślałem też czy byłoby możliwe kochać bez cierpliwości. A nawet brałem pod uwagę to czy w ogóle dałoby się z kimś zakolegować bez cierpliwości... W niedługim czasie doszedłem do wniosku, że NIE. Każde z wyżej wymienionych uczuć wymaga od partnera[ki] wielkiej cierpliwość. A to wiąże się z tym, że nie jesteśmy tacy sami. Każdy ma inne myślenie, widzenie świata i ludzi... Każdy inaczej czuje i daje swoje uczucia. To co tak oczywiste nagle okazło sie trudne... a więc wniosek z tego jest taki,że bycie cierpliwym to wielka i trudna sztuka. Nawet postrzeganie takich oczywistości jak słoneczko dla wielu jest inne. jedni go nie lubią, innym jest obojętne, jeszcze innym złe, bo zbyt gorące, a jeszcze innym, między innymi mnie, jest niezbędne i niezastąpione... nawet najlepszą kwarcówką nie da się zastyąpić ciepła słonecznego...! To dzięki cierpliwości możemy dogłębnie się poznawać i docierać. To cierpliwość pozwala się rozwijać wielkim uczuciom takim jak przyjaźń i miłość! To dzięki cierpliwości odnajdujemy swoje szczęście... a więc Moi Drodzy, spuście z tonu i dopuście do głosu cierpliwość, bo to przez nią droga prowadzi do szczęście, przyjaźni i wielkiej miłości...!

piątek, 24 lipca 2009

Dzień 146

Jest już po godzinie 22,55... Troszkę się spóźniłem, ale to z winy mojej przyszywanej córeczki. Dzisiaj są jej urodziny...i jak się wszyscy domyślacie dlaczeg... nie napiszę które to urodziny. Mogę tylko powiedzieć, że jest w 16-tym tygodniu ciąży i nosi w brzuszku córeczke Julkę. Ja o tym wiem i ona też wie, że będzie córeczka. Zaprosiła mnie na tą uroczystość i wypuścić nie chciała. Sidziałem a ona nakładała mi różne potrawy, koreczki, sałatki, torta i serniczek... i rozmawialiśmy o jej brzuszku i o tym jak wszyscy jej mówią co ma jeść, pić, robić, jak się ubierać itp. Poradziłem, że ma słuchać tylko swojego organizmu i jeść wszystko o co organizm ją poprosi... A teraz kolej na resztę wiersza o dzwoneczku...

Chociaż chmurą płyniesz srogą,
I deszczowym bywasz dniem
Ja podążam Twoją droga,
Bom realnym jest… nie snem.

A ty nie bój się dzwoneczku,
I wśród burzy pięknie graj.
Ja ci wyślę na spodeczku,
Z mej przyjaźni piękny maj.

Bogdan Chmielewski

czwartek, 23 lipca 2009

Dzień 145

Dzisiaj zaczynam wcześniej. Nie ma specjalnego powodu dla którego to robię, ale kiedy nie mam wyplatania, mam więcej czasu dla siebie. Tak więc jest godzina 21,10...i za kilka minut post będzie gotowy. Muszę wam powiedzieć, że miałem dzisiaj dobry dzień. Odwiedziłem mojego dobrego znajomego i tam spędziliśmy bardzo pożytecznie kilka godzin. Poza tym spotkałem artystę plastyka, który zgodził się wykonać grafiki do mojego nowego tomu poezji. Przygotowuję go do wydania już od kilku miesięcy i tak naprawdę wstrzymywał mnie właśnie ten brak wykonawcy grafik. Jak już kiedyś pisałem jestem szczęśliwy i do calkowitej pełni potrzebne jest mi tylko słoneczko... a tego teraz mi już nie brakuje... świeci dla mnie z małymi przerwami codziennie... A teraz zaprezentuję wiersz o zdecydowanie odmiennej treści niż ten poprzedni. W życiu musi być szał kontrastów i jak mówią słowa piosenki "Budki suflera" po burzy zawsze przychodzi spokój... Oto ten cieplutki i pełen uczuć wiersz:

Dzwonek polny


Skąd przybyłaś – któż to wie...?
Dokąd pędzisz – pytam słońca.
Choć natury nosisz dwie,
Cała płoniesz od gorąca.

Wichrem pędzisz po pustkowiu,
Ścigasz cieni ludzkich tłum.
Tylko księżyc stojąc w nowiu,
Miast muzyki, słyszy szum.

Nikt nie śpiewa twojej pieśni,
Tylko ja do wtóru gram.
Nikt nie daje ci czereśni,
Tylko ja przy Tobie trwam.

środa, 22 lipca 2009

Dzień 144

Dzisiaj jestem tu troszkę później. Dochodzi godzina 22,40... a więc zaczynamy nowego posta. Miło mi, że coś drgnęło w temacie uzależnienia człowieka od wielu rzeczy... Nina to ładnie nazwała: Uzależnienie od matki natury... Podoba mi się i pewno będę się tym określeniem czesto posiłkował. Tak Moi Drodzy... Życie to jedno wielkie uzależnienie... Od jedzenia, spania, załatwiania potrzeb fizjologicznych od przemijania, starości, bakteri bez których nasze jelita przestały by prawidłowo funkcjonować. Jesteśmy uzależnieni od miłości, szczęscia, rozmów, tęsknoty za kochaną osobą, a nawet od deszczu, wiatru i śniegu. I od SŁONECZKA oczywięcie.W tym temacie praktycznie uzależnieniom nie ma końca...więc zakończę temat na tym stwierdzeniu: Uzależnienie jest nieodłączną cechą każdegio człowieka i czy się to nam podoba czy nie... trzeba ten oczywisty fakt zaakceptować by było łatwiej być, żyć i rozumieć tą machinę jaką jest wszechświat jak najszerzej pojęty...!

A teraz czas na kolejne zwrotki mojego wiersza:

Chcesz okrywać kołdrą we śnie,
Nie spać długo, wstawać wcześnie.
Chcesz pracować, odpoczywać,
I na nowo świat odkrywać.

Kiedy jednak minie dzionek,
Będziesz śpiewać jak skowronek.
Potem dasz buziaczków trzos,
Najpierw w usta, potem w nos.

A gdy znowu coś ktoś powie,
Kołki ciosasz na mej głowie.
Łapiesz focha i od nowa,
Jest orkiestra narodowa.

Potem znowu dzionek wstanie,
Wtedy skatuj się kochanie,
Dowal sobie, tylko fest,
Bo uwielbiasz, gdy źle jest.

Bogdan Chmielewski

wtorek, 21 lipca 2009

Dzień 143

Właśnie mija godzina 21,55... Niby jeszcze młoda, ale napiszę co mam napisać i pójdę na spoczynek... Dzień pogodowo był znośny. Nie było za gorąco i o dziwo nie spadł deszcz. Dzisiaj minęły dwa pełne dni od wyzwania jakie rzuciłem w swoim poście... Ze smutkiem muszę powiedzieć, że oprócz jedynej Niny nikt nie podjął rękawicy... a szkoda, bo byłem ciekawy jakie Moi Drodzy czytacze macie zdanie na ten temat. Nie chodziło mi bynajmniej o uzależnienie od używek, alkoholu czy narkoryków. Miałem na myśli to czy my ludzie... istoty tej ziemi jesteśmy pozbawieni własnej woli na skutek uzależnienia od warunków życia!!! Czy jesteśmy wolni i decydujemy o swoim być albo nie być, czy też raczej jesteśmy zwykłymi niewolnikami, którzy o niczym nie decydują, bo za nas podejmują decyzje uzależnienia...! Teraz przytocze następne zwrotki mojego wiersza... oto one:


Dzikie knieje mijaj bokiem,
Byś nie mogła objąć wzrokiem.
Co w nich ginie, co się rodzi,
Kto je kocha, kto im szkodzi.

Ty nie lubisz barwnych łąk,
Wolisz dreszczyk, drżenie rąk.
Wolisz wichru ust smaganie,
Strugi deszczu na śniadanie.

Kochasz śnieżną zamieć latem,
I zadymę z całym światem.
Lubisz płakać, też się śmiać,
Czasem dawać zamiast brać.

poniedziałek, 20 lipca 2009

Dzień 142

Już jest godzina 22,35... a więc ruszam z postem. Cały dzień podwiewał wiatr... Momentami nawet silny, a po 19-tej spadł obfity deszcz. Na szczęście byłem w domu to i nie zmokłem. Z wczorajszej eskapady do lasu przywiozłem trochę naturalnego leśnego szczawiu i dzisiaj ugotowałem szczawiówki zaprawioną śmietanką. Do tego były odzielnie podane ziemniaczki z koperkiem i skwareczkami... mówię wam pychotka... miodzio w gębie. Natura to wspaniała rzecz. Sama potrafi zadbać o wszystko, nawet o to bym nie był głodny... A teraz kolej na prezentację następnych zwrotek wiersza...

Kiedy tylko dzionek wstanie,
Wtedy skatuj się kochanie,
Dowal sobie, tylko fest,
Bo uwielbiasz, gdy źle jest.

A gdy będzie ci się chciało,
Przywal sobie w palec pałą.
Chwal w miłości wredne myśli,
Pakiet uczuć w diabły wyślij,

Zrób z muzyki podłe dźwięki,
Ze słodyczy smak udręki.
A z tęsknoty do bliźniego,
Uczyń stwora paskudnego.

niedziela, 19 lipca 2009

Dzień 141

Witam wszystkich w niedzielny deszczowy wieczór. Dochodzi godzina 20,50... a to oznaczą, że biorę się za pisanie dzisiejszego posta. Zafundowałem sobie dzisiaj wycieczkę w dawne miejsca, gdzie spędzałem w dzieciństwie dużo czasu. Trudno było cokolwiek odnaleźć i gdyby nie duch dziadka nawet tam bym nie trafił. Wszystko się tam zmieniło. Lasy są młode... reszta porosła gęstymi krzakami, albo przestała istnieć całkowicie. Na samym początku za sprawką dziadka jakiś pan wsiadł do swojego auta i pilotował mnie aż do samego celu.W przeciwieństwie do mnie miał osobowe auto i jadąc tymi wertepami narażał się na uszkodzenie podwozia. Następnie Dziadek podpowiadał gdzie mam iść by znaleźć miejsce w którym satały zabudowania i krok po kroku w tej plątaninie chaszczy pokazywał gdzie co kiedyś stało.A potem idąc za mną dał się sfotografować na jednym ze zdięć jakie tam zrobiłem. Fantastyczna wycieczka. Lał deszcz, a ja bez problemu rozpaliłem ognisko i piekłem smakowite kiełbaski. Potem przestało lać i miałem chwilę na chodzenie po lesie... Jestem bardzo, bardzo zadowolony... A teraz następne zwrotki mojego wiersza...

O co mu właściwie chodzi…?
Pewnie kręci, albo zwodzi,
Przecież każdy o tym wie,
Że chłop krzywdzić tylko chce.

Mam ci babskie doświadczenie,
Wiem co w każdym takim drzemie
Czy zaprzeczy mi tu która,
Że w nich taka jest natura…?

Chociaż dobrze wszystko wiem,
To zamartwiać też się chcę.
Życie nudne, gdy szczęśliwe,
Lepsze kiedy kłopotliwe.

sobota, 18 lipca 2009

Dzień 140

Mamy w tej chwili godzinę 21,30... a więc już czas na nowego posta. Dzień po raz pierwszy od wielu tygodni mam wolny od wyplatania. Wyplotłem wszystko co miałem i spostrzegłem, że rano mi czegoś brakuje... po krótkiej chwili zastanowienia zrozumiałem, że brakuje mi właśnie tego porannego wyplatania... czyżby małe uależnienie? No właśnie... jak to dobrze, że tak pomyślałem... uzależnienie! Może przy tej okazji zapytam was: czy myślicie, że całe nasze życie jest jednym wielkim uzależnieniem?! A teraz następne zwrotki mojego wiersza:


Kiedy mówi coś mój chłopak
Wszystko widzę w nim na opak,
Gdy coś szepcze by mnie chwalić,
Pragnę zdrowo mu przywalić.

Co mi tutaj będzie słodził,
I na palcach przy mnie chodził
A gdy cieszy się od rana,
To już sprawa podejrzana!


Znowu prawi o wierności,
Wciska brednie o szczerości.
Miłość piękną obiecuje,
Przecież ja inaczej czuje…!

piątek, 17 lipca 2009

Dzień 139

Proszę państwa... jest dopiero godzina 20,45... Jednak ja nie będe czekał do późnej nocy tylko napiszę posta właśnie w tej chwili. Post jak się już niektórzy domyślają będzie lekki, łatwy i perzyjemny... Będzie kontynuacja rozpoczętego wczoraj cyklu "A ty katuj się..." Powiem jeszcze tylko to, że dzisiejszy dzień spdziłem w ruchu. Pogoda dopisywała i rozgrzewało mnie moje ulubione słoneczko... Łono natury i polowe leśne warunki spowodowały, że większą część dnia spędziłem na jeździe i prawie cały czas poświęciłem ujeżdżaniu... mojego samochodu terwenowego... A teraz kolej na następne zwrotki wiersza:

Proszę pana, proszę pani,
Dzisiaj humor mam do bani.
Jeśli nie chce któryś w oko,
Niech omija mnie szeroko.

Walnąć komuś dzisiaj muszę,
Jeszcze lepiej gdy uduszę.
A przynajmniej się wyżyję
Gdy podrapię ze dwa ryje.

W duszy miewam jakieś bóle
Już nie lubię kochać czule,
Nie chcę słuchać o miłości,
Bo w mym sercu gorycz gości.

czwartek, 16 lipca 2009

Dzień 138

Za kilka minut minie godzina 22. Dzień od rana był pochmurny, ale wypogodziło się w ciągu pół godziny i resztę dnia mieliśmy skwar, duchotę i gorączkę. W takich warunkach otoczyłem sie dwoma wiatrakami, które mielą rozgrzanym powietrzem w dwóch kierunkach. Ja siedzę lekko z boku zderzającego się powietrza i myśleć mi się nie chce o niczym konkretnym. Skoro mój mózg niemal się zlasował to i posta z dziedziny "Trudny" nie będzie. W jego miejsce, niejako dla odprężenia rozpocznę kilkudniowy cykl prezentacji wiersza na raty... Oto pierwsza część:

A ty katuj się…

Znowu wstałaś roztrzepana,
Kiepski humor masz od rana.
A gdy pięknie jest, wspaniale,
Ty humoru nie masz wcale.

Już na dzionka powitanie
Zaraz skatuj się kochanie,
Dowal sobie, tylko fest,
Bo uwielbiasz, gdy źle jest.

Cała chodzisz roztrzęsiona,
Gdy poranek się dokona.
Przybierz uśmiech na wesoło
I informuj wszystkich wkoło

środa, 15 lipca 2009

Dzień 137

Jest dopiero godzina 20,40... ale ja już piszę posta...chcę by był wczwśniej niż zwykle... da to wszystkim jednakowe szanse przeczytania go dzisiaj...

Szczęście ciąg dalszy:
Pragnę nadmienić, że zauważyłem iż nie wszyscy czytelnicy dokładnie czytają moje posty. Myślę sobie, że nawet robią to pobieżnie i mało wnikliwie. Skoro to co napisałem odbierają personalnie to tylko potwierdzają moje spostrzeżenia w tej materii. W moim 136 poście nie ma ani jednego słowa, które by tyczyło istniejących trzech wpisów. Natomiast piszę o lenistwie w kierunku tych wszystkich, którzy umyli rączki i nie podjęli mojego wyzwania. Świadczyć to może o małej wartości jaką przywiązują do tak ważnego uczucia, czy stanu jakim jest szczęście. Jak wielokrotnie pisałem, tak i teraz upieram się przy tym, że każdy ma prawo do swoich przemyśleń i wniosków z nich płynących. Ja to akceptuje i nie wyrażam personalnie swoich myśli odnośnie słuszności danych stwierdzeń. Zawsze staram się wyrażać swoje uczucia i swoje przemyślenia niejednokrotnie oparte na empiryzmie i wiedzy wielkich tego świata. Sam także chce mieć ten komfort akceptacji moich myśli i uczuć przez innych czytelników, bo to jest jedyna słuszna droga do swobody myśli każdego z tu obecnych ale i nie tylko tu… także tyczy się to wszystkich ludzi na Ziemi. W mojej skali wartości, najważniejsza jest miłość, zaraz za nią stoi przyjaźń, a na trzecim miejscy znajduje się szczęście. Do wszystkich tych uczuć należy przyporządkować brak podłoża materialnego… jeśli udałoby się wyeliminować to podłoże to było by to, to o czym tu piszę od kilku miesięcy. Świat płynie, jest w ciągłym ruchu… i jeśli nie wszystko to przynajmniej znakomita większość jest wzajemnym przenikaniem. Czyli coś musi być czymś, żeby mogło być czymś innym. Ta żelazna zasada dotyczy również uczuć! Czyli miłości, przyjaźni, szczęścia i wszystkich innych, których doświadczamy tu na ziemi. I tak jak doskonały Bóg powiedział: „Ja jestem dobrem i jestem złem” należy uznać i zaakceptować ten stan rzeczy. To krótkie zdanie potwierdza, że aby być wielką miłością, przyjaźnią czy szczęściem trzeba składać się z wszystkich uczuć! Dobrym przykładem może być białe światło, które tak naprawdę jest spektrum wszystkich kolorów tejże tęczy. Komu trudno to zaakceptować niech sobie głowy tym nie zaprząta… niechaj nadal tkwi w swoim materialnym postrzeganiu świata… ale niech nie porzuca chęci poznania prawdy… choćby najmniejszymi kroczkami niechaj idzie do przodu… bo warto to robić gdyż każda droga gdzieś tam… nie wiadomo gdzie, ma swój kres… i chociażby tylko dlatego, że kiedyś tam dojdziemy warto przyspieszyć swoją indywidualną drogę rozwoju… tego tu na Ziemi i rzeczywistego, duchowego.

wtorek, 14 lipca 2009

Dzień 136

Spojrzałem na zegarek i widzę, że w tej chwili minęła godzina 22,25... Śledziłem pilnie wpisy do wczorajszego posta...i co spostrzegłem...? Ano lenistwo jak diabli. Są tylko trzy wpisy do zadanego tematu... Wniosek z tego nasuwa się sam... szczęście nie ma wzięcia... prawie nikt nie lubi szczęścia... i prawie nikt go nie chce... byłoby za nudno, za stabilnie i monotonnie...? A czego miałem się spodziewać... że spadnie na mnie lawina pieknych i dobrze przemyślanych hipotez na szczęście...?! Skoro tak się stało, to napiszę coś co nie jednego czytacza zwali z nóg. Otóż szczęście to rzecz względna... dla każdego inna, a więc to coś co nie jest stałe ani nie da ująć się w konkretne ramy...! Wiele razy przekonałem sie że o szczęściu tylko mówić potrafimy... gorzej go wdrożyć w swoje życie... a wiecie dlaczego gorzej...? Ano dlatego że szczęście to czysta forma egoizmu!!! No co tak wytrzeszczacie na mnie oczy... to szczera prawda...! Szczęście to czysta forma egoizmu! Czyż szczęście to nie jest zaspokajanie swoich własnych potrzeb. Wszak szczęście to konkretna potrzeba... chcemy się cieszyć, doswiadczać miłych zdarzeń, chcemy posiadać pieniądze, piekne samochody, wygrywać, doznawać sukcesów, być zdrowym, być kochanym i mieć to wszystko co nas zadowala, co daje nam złudne poczusie wspaniałości i poczucie rzeczonego szczęścia. Spójrzcie prawdzie w oczy... to wszystko leży w kwestii "JA CHCĘ MIEĆ" Gorzej już z nami gdy trzeba dawać to wszystko innym... Ilu z nas potrafi tym wszystkim obdarować innych... Siedzimy w tych swoich domach - fortecach i cieszymy się sami swoim wyimaginowanym szczęściem. Niewątpliwie są tacy, którzy dzielą się swoim szczęściem i chwała im za to, że potrafią swoje szczęście dawać innym... oni mają sporą namiastkę swojego prawdziwego szczęscia... dlatego, że nie trzymają wszystkiego w sposób egoistyczny tylko dla siebie i ewentualnie najblizszego partnera... może rodziny. Tak naprawdę to wszystko co posiadają wcale nie czyni ich szczęśliwymi... to tylko złudna i chwilowa nadzieja na doświadczanie tu na ziemi naszego prywatnego raju!!!

poniedziałek, 13 lipca 2009

Dzień 135

Jest już godzina 22,15... a więc czas na napisanie posta. Było już o posiadaczach, kanaliach, awyrodnialcach, sadystach, tyranach, uczuciowych oszustach i zwykłych leniwych gnojkach... A tymczasem ja od dłuższego czasu zastanawiam się nad podjęciem tematu o szczęsciu... Czy ktoś z czytających moje posty wie co to jest szczęście??? Już widzę te zdziwione twarze... Co za idiotyczne pytanie. Przecież to jest oczywiste! Szczęście to... no właśnie co? Wspaniałe życie? dostatek materialny? Wygrywanie w totolotka? Piękna dziewczyna u naszego męskiego boku... może przystojniak u boku kobiety... Unikanie nieprzyjemnych sytuacji? Może spacer we dwoje, trzymanie się za rękę, całowanie, świetny seks...? A może przyjaźń... albo miłość? A może to wszystko razem do kupy wzięte? To trochę skomplikowane...? Nie jest tak źle jak to w tej chwili wygląda. Jednak zanim przystąpię do swojego wywodu, najpierw wam pozwolę się wypowiedzieć... A więc zdrowych przemyśleń i miłych snów wszystkim życzę... dobranoc.

niedziela, 12 lipca 2009

Dzień 134

Za oknem jest jeszcze widno, ale dochodzi już godzina 20,30.Dzisiaj była nawet fajna pogoda. Nie padało i było ciepło... nawet udało mi się zaliczyć niedługi spacer. Po powrocie plotłem fotel i dopiero w tej chwili skończyłem pracę. Pomyślałem, że warto by rozważyć problem nacisku i presji. Bardzo często jest tak, że w związkach dwojga ludzi, ale i nie tylko dwojga, jedna ze stron próbując podporządkować sobie partnerkę[a]działa na niego wszelkimi sposobami tak by zdobyć nad nim przewagę szczególnie psychiczną. Tyran ma na to kilka sposobów: Pierwszy, ten z mojego punktu widzenia najbardziej perfidny polega na rozkochaniu partnerki[a] w sobie i samemu nie kochając wykorzystuje tą osobę w celu osiągnięcia własnych korzyści i dominacji. Drugi spoób to metoda zwodzenia i nieustających obietnic.Obiecywać można niemal wszystko...i tak może to być wspaniałe życie, wyjazdy turystyczne za granicę, dostatek, czy wręcz zmianę swojej osoby, gdy jest się leniem, ma się ciągotki do nałogów i niedostateczną w oczach tumanionej partnerki[a]postawę czy osobowość. Zwodzenie sprytnymi obietnicami może trwać miesiącami, a nawet całymi latami. Trzeci sposób to nacisk i presja. Ta metoda jest najbardziej niebezpieczna i brutalna. Można straszyć użyciem siły, można straszyć porzuceniem, upodleniem, zdradą, a nawet zemstą...!W konsekwencji zastraszania ofiara ulega uczuciu strachu i bojąc się najczęściej przemocy i porzucenia ulega tyranowi i znosi poniewieranie z jego stronu całymi latami. Paraliżujący strach nie pozwala im wyzwolić się toteż ulegając oprawcy, śmiało mogę użyć takiego terminu, poddaje się i cierpi nawet do końca swojego życia. Jak to się dzieje, że tkwią w takich wysoce toksycznych związkach i nie przerwą w porę postępującej degrengolady. A może po prostu to lubią?! I dlatego wolą takie życie we dwoje niż spokojne w pojedynkę...? A może ktoś z was to wie?

sobota, 11 lipca 2009

Daień 133

Właśnie mija godzina 22,40... Miałem zwariowany dzień. Biegałem, latałem i pracowałem w sklepie, w domu i na warsztacie przy rozkręcaniu starego motoru do samochodu... chciałem odzyskać kilka pomp...w tym wtryskową i wodną. Przydadzą mi się na wypadek gdyby w przyszłości coś się popsuło.Tak naprawdę dopiero 15 minut temu wróciłem do domu. Jestem zmęczony i bolą mnie nogi...ale jakoś dotrwam do końca dzisiejszego dnia. Dzisiejszy post będzie więc spokojny. Nie będę polemizował z wszystkimi wpisującymi swoje myśli w moim blogu...Powiem tylko, że nie oto mi chodzi by dać się wciągnąć w polemikę. Każdy ma prawo do swoich przemyśleń i swoich prawd, którymi chce się dzielić z nami wszystkimi na tym blogu. Szanuję to,ale nie zawsze i nie z każdym, jeśli nie w całości to przynajmniej w części się zgadzam. Tak jak wy mam swoje przemyślenia, wiedzę i zdanie. Czasem może kontrowersyjne i nie wszystkich przekonywujące... ale tak ma być. Jeśli kilka osób ma inne myśli i swoje prawdy jest ciekawiej. Mam nadzieję, że na skutek pisania swoich prawd w tych postach przynajmniej część z was zmieni własne poglądy i uzna moje argumenty w tych uniwersalnych i oczywistych prawdach... To tyle na ten temat...Chyląc głowę przed wszystkimi czytającymi moje posty, życzę wam cierpliwości i wiele konstruktywnej refleksji nad przemijającym życiem... Dobranoc.

piątek, 10 lipca 2009

Dzień 132

Jest już godzina 23,15... trochę późno, ale nie na tyle późno bym nie zdążył napisać posta. Nawiązując do wczorajszego pytania chcę powiedzieć, że w zasadzie nikt jasno nie odpowiedział jednym zdaniem. Wszyscy w mniejszym lub większym przybliżeniu oscylowali wokół tej oczywistej prawdy. Najbliższy prawdy i mojemu myśleniu był "fotin". Mężczyzna, czy kobieta ślubujacy miłość dozgonną, który[a] potem znęcaca się psychicznie, fizycznie i moralnie nie ma w sobie nawet cienia miłości. Nigdy nie kochał[a]prawdziwie i bezinteresownie!!!To egoistyczny o zachowaniach tyrana POSIADACZ... Dzisaiaj chciałbym poruszyć temat "Umywania rączek". A czym tak naprawdę jest umywanie rączek...? Ano to nic innego jak strach przed braniem odpowiedzialności i wygodnictwo! Każda odpowiedzialność ma swój ciężar gatunkowy. Jeden jast większy inny mniejszy, a jeszcze inny brzemienny w skutkach...Bardzo często spotykam się z takim oto stwierdzeniem: "Nie będę się wcinać w cudze życie. Nie będę się wcinać temu czy innemu obcemu lub bliskiemu z rodziny". Czy rzeczywiście o to chodzi? Czy my przypadkiem nie boimy się brać udziału w bezpośrednim problemie którego akurat młodzi z braku własnego doświadczenia nie umieją rozwiązać. Nie chodzi tu bynajmniej o wtrącanie się, tylko o brak odpowiedzialności i egoizm. Tak egoizm, bo czyż nie jest egoizmem gdy nasze wieloletnie doświadczenia skrzętnie ukrywamy i nie chcemy nikomu ich dać by na własny pożetek je skonsumował? Nie bójmy się pomagać innym. Oni często potrzebując naszej pomocy nie potrafią o nia poprosić...! Jednak pomagać, a pomagać to dwie zupełnie inne rzeczy. Nie wolno narzucać się ze swoja pomocą. Nie wolno tego robić w sposób rozkazujący czy nakazujący, bo można takim zachowaniem wywołać w osobie oczekującej naszej pomocy odwrotny skutek. Swoją nachalnością można urazić pomocobiorcę, a wtedy odetnie się od nas i zacznie traktować nas jak narzucającego sie intruza... jak wiele innych rzeczy, pomagać trzeba się nauczyć. Trzeba być mądrym, umieć słuchać wołającego o pomoc i być niezwykle taktownym. Wtedy potrzebyjący wysłucha nas i skorzysta z naszej mądrości, a jak nasza rada wyjdzie z pożytkiem dla niego wtedy nam zaufa i staniemy się dla tego kogoś jedynym i prawdziwym przyjacielem...! Często już na całe życie... czy tego też się boimy...? Czy od odpowiedzialności bycia przyjacielem do końca życia też umyjemy rączki!!! A jesli tak, to czy mamy prawo pragnąć, albo domagać się miłości?

czwartek, 9 lipca 2009

Dzień 131

Jeszcze jest młoda godzina ale mimo, że jest dopiero 21,20 napiszę już posta. Dzisiaj mam coś do zaproponowania wam wszystkim Moi Drodzy czytacze. Jest to coś nieco odmiennego niż zwykle. Zawsze ja pisałem posta i czekałem na wasze refleksje i mądrości z wnętrza was płynace. Dzisiaj podam temat i poproszę najpierw o wasze przemyślene wypowiedzi. Jeśli będą mocno zróznicowane wpisy i bardzo odbiegające od mojej myśli postaram się przedstawić swoje zdanie na ten temat... Tak więc proszę o wypowiedzi do mojego pytania... "Czy wyznając wielką miłość swojemu partnerowi [ce]możemy z tej miłości do niego[j] wyżywać się nad nim psychicznie, fizycznie i moralnie". A teraz by nieco złagodzić moje pytanie chcę wam zaprezentować piękny wiersz... jestem przekonany, że niejedna osoba utożsami się z nim niemal w całości... oto on:

Gdybyś tak zechciał

Gdybyś tak zechciał tutaj być,
Każdego dnia tuż obok stać.
Gdybyś tak pragnął o mnie śnić,
I ciepło swego wnętrza dać.

Wtedy tańczyłabym na łące,
Śpiewała tak jak ptak egzotyczny.
Potem zajrzała w oczy lśniące,
I poprosiła o wiersz liryczny.

Mogłabym dać Ci uśmiech dnia
I czarnych jagód leśną kiść.
Między wierszowe buziaki dwa,
I przyniesiony z wiatrem liść…

Mogłabym zabrać Cie do nieba,
W błękitnej trawie się położyć.
Słuchać jak pięknie cisza śpiewa
I wtedy serce swe otworzyć.

Nawet nie musiałbyś nic mówić,
Tylko w ramionach moich tkwić.
A gdybyś zdołał mnie polubić,
Pragnęłabym przy Tobie być.

Bogdan Chmielewski

środa, 8 lipca 2009

Dzień 130

Mamy już prawie godzinę 23. Tak więc niezwłocznie zabieram się do pisania kolejnego posta. Nie chciałbym odnosić się do każdego wpisu i robił tego nie będę, ale wpis Jakona zasługuje na to z kilku powodów... po pierwsze chcę powiedzieć, że bardzo mi się podopa twoje podejście i szacunek jaki wyrażasz do postów pisanych inną ręką niż twoja własna. Szczególnie przypadło mi do gustu twoje stwierdzenie, że wchodząc na jakiegoś bloga, traktujesz to jak zaproszenie i gościnę w cudzym domu...! Pięknie to ująłeś...nic dodać, nic zabrać. Po drugie: w zasugerowaniu pewnej zmiany tematu nie widzę niczego złego ani nieprzyzwoitwgo, wszak mój blog nosi nazwę "Poezja, którą da się czytać". Więc poezja musi być myślą przewodnią tegoż bloga. A ja dałem sie ponieść emocjom i im poświęciłem zbyt dużo czasu. Na przyszłość będę bardziej przeplatał wątki by nie wpadać w ujednolicenie tematu. I wreszczie trzecia sprawa, sprawa listu od siły wyższej, która mogłaby mi powiedzieć czego ja chcę, szukam i kim jestem... Myślę sobie, że wiem kim jestem. Wiem także czego pragnę, czego chcę i szukam. W wierszu jak się wszyscy domyślili chodzi o miłość... i to jej ciągle szukam i chcę coraz więcej i więcej... Co się tyczy listu... myślę, że nie byłoby żadnego listu. Jestem przekonany, że nawet Bóg nie wysłałby takiego listu, ponieważ wiem, że miłość nie zna granic... a więc jest nieskończenie wielka. Czy Bóg mógłby wysłać mi list z odpowiedzią gdy sam nie zna końca tego czego szukam... czyli miłości!?

wtorek, 7 lipca 2009

Dzień 129

Prawda jest taka, że dochodzi już godzina 23,25 Powiem szczerze,że po raz pierwszy w dziejach mojego bloga doczekałem się siedmiu wpisów jednego dnia. Chcę powiedzieć że jest mi bardzo miło i przyjemnie z tego powodu... tylko bardzo proszę wszystkich wpisujących by pamiętali czemu ten blog ma służyć i jakie jest moje założwnie w prowadzeniu go. Gwoli całkowitej jasności mój blog mówi o mojej twórczości i moich głebokich przemysleniach na temat uczuć i w związku z nimi, niektórych zachowań ludzi. Nie chciałbym by na skutek dyskusji między wszystkimi wpisującymmi przekształcił się w koncert życzeń i podziękowań za to, że ktoś ma chęć wyrazić swoje zdanie na temat przeze mnie poruszany... blog tylko wtedy zachowa swoja zamierzoną formę i będzie tym czym jest od początku powstania...
Dzisiaj na wyraźną sugestię "Jakona" odpuszczę sobie temat uczuć. Mimo, że mam przygotowany ciekawy temat o umywaniu rąk, dzisiaj nie zamieszczę go tutaj. W jego miejsce zaprezentuję któryś ze swoich wierszy... obiecany temat o umywaniu rączek napiszę innym razem.

Oto obiecany wiersz:

Gdybym tak wiedział

Gdybym tak umiał siebie odgadnąć,
Gdybym tak wiedział co we mnie gra.
Czego tak pragnę w każdej godzinie,
Dokąd tak instynkt mój dziki gna.

O każdej porze pięknego poranka,
I mglistym dniem i chłodną nocą.
Także gdy chmury zakryją słońce
I kiedy gwiazdy w górze migocą.

Wtedy, gdy stoję w potokach deszczu,
Gdy lody gradu, twarz smagłą sieką,
Także wtedy gdy wiosna kusi miłością
I gdy w nurcie, płynę rwącą rzeką.

Szalona tęsknota szarpie mą pierś,
Krzyczy i z wnętrza rwie się w świat.
Już nie pamiętam od której chwili,
I nie potrafię powiedzieć, od ilu lat.

Szepnij zatem, bym pojął twój śpiew,
Kim ty tam jesteś i dokąd się rwiesz,
Czy ciągle mało masz pięknej miłości…?
Że bez końca, więcej i więcej jej chcesz.

Bogdan Chmielewski

poniedziałek, 6 lipca 2009

Dzień 128

Jest już prawie 22,40. Jastem zmęczony 3 tygodniowym wyplataniem wielkiego i niewygodnego w pracy fotela, ale jeśli któreś z was myśli, że jutro będę leżał do góry pęmpszkiem to jest w grubym błedzie. Mam następny fotel. Tym razem bujany. Jest do zrobienia siedzisko i oparcie. Zajmie mi to około tygodnia... a może nawet i trochę więcej. Och... przydała by mi się wytrwała, o delikatniusich paluszkach masażystka... pewno rano wstałbym jak nowonarodzony.
Dzisiaj naszło mnie na rozpatrzenie uczucia oczekiwania jako konsekwencji mojego 126 posta. W zasadzie miałem temat już zamknąć ale muszę go jeszcze uzupełnić pewnym przemyśleniem. Wiemy już, że oczekiwanie jest uczuciem powodującym cierpienie... wiemy, że jest destrukcyjne...ale czy wiemy, że bierze się ono tylko i wyłącznie z chęci posiadania...? Posiadania materialnego albo uczuciowego... a więc zagłębiając się jeszcze bardziej w temat, z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że bierze się z pobudek egoistycznych! Egoista chce mieć wszystko tylko dla siebnie... czyli mogę śmiało zakładać, że jest skąpy!Idąc jeszcze dalej nasuwa się automatycznie wniosek, że skoro skąpy to i nielubiący nikogo wspierać...i doszliśmy do sedna moich rozważań...takim typem właśnie jest każdy posiacz! Wszystko chce mieć tylko dla siebie. Posiadacz egoista z nikim niczym nie chce się dzielić. On chce mieć tylko na własność i na wyłaczność... Partnerkę [a] razem z jej miłością chce uwięzić w klatce. Chce decydować co jej wolno a czego nie wolno...do kogo może telefonować a do kogo nie może. Czyli stwarza piekło swobody na ziemi...Strzeżcie sie więc posiadaczy bo oni zawładną wszystkim co posiadacie. Sercem i duzą, życiem i wolnościa... no... chyba, że jestweście masochistami wtedy posiadacz jest waszą szansą na lepsze życie...!

niedziela, 5 lipca 2009

Dzień 127

W tej chwili mija godzina 22,25... A więc zaczynamy Moi Mili... Wczorajszy post wywołał trochę burzy... trochę zamieszania i trochę sprzeciwów... i dobrze, bo z założenia ma wstrząsać emocjami i uczuciami wszystkich czytających. To bardzo dobrze, że są takie urozmaicone odczucia moich treści, gdyby ich nie było nie miałbym po co pisać... Myślę sobie tak, że sprawa nieposiadania oczekiwań jest bardzo łatwa. Jednak zdaję sobie sprawę z tego, że nie dla wszystkich jednakowo. Najpierw maleńkie sprostowanie, mój wczorajszy post nie odnosił się li tylko i wyłącznie do uczucia miłości. Miłością posłużyłem się tylko jako przykładem. Oczekiwania tyczą się wszelkiego rodzaju spraw na ziemi. Dotyczą czysto materialnych oczekiwań ale i uczuć. Miłość jest największym z uczuć to i cierpienie z niespełnienia się tego stanu ducha jest największe... choćby miłość wzgardzona! Nie mogę zgodzić się z tym, że oczekiwanie na miłość jest większym cierpiebiem niż doznanie miłości odrzuconej. Życie w rozpaczy i nadziei na to, że ktoś w kim ulokowaliśmy całą swoją miłość łaskawie odwzajemni choćby namiastkę tego uczucia jest wręcz okrutna...
Druga sprawa dotyczy pielegnacji tego uczucia by rosło w siłę i potężniało z niemal każdą minutą... owszem to dobry kierunek, tylko miłość musi być miłością prawdziwą i bezinteresowną. Jeśli na skutek braku umiejętności nazywania właściwymi terminami stanów jakich doświadzczamy w związku partnerskim, uznamy zauroczenie seksem, dobrocią, urodą, pracowitościa, wdziękiem osobistym że jest to miłość... ta właściwa i jedyna jako prawdziwa, to szybko okaże się, że po kilku latach wpadamy w cykl i trudy życia codziennego i tak zwaną rutyne. Wtedy już nie mammy w sobie takiej fascynacji walorami, które posiadał nasz partner [ka]. Na skutek codziennych obowiązków zatracamy niemal wszystko na rzecz pieniędzy których chcemy zarabiać coraz większe ilośći. Zapominamy o sobie i naszych walorach nie mamy siły i ochoty na seks i wspólne spędzanie czasu. W kńcu dochodzi jeszcze między ludzka rywalizacja o dobra materialne. Ta powoduje, że przestajemy doceniać to co mamy. Już nam się nie podoba małe mieszkanie, obecny samochód, stary i wielki telewizor i cechy naszej drugiej połowy. Psioczymy, narzekamy na nieudane życie i zaczynamy teraz dostrzegać wszystkie cechy których na początku nie widzieliśmy u swojego partnera. Wreszcie się rozwodzimy i w ten sposób spełzły na panewce nasze, zresztą szczere chęci pielęgnacji wałasnego związku i uczuć. Mówię wam pazerność, brak poszanowania i akceptacji tego co mamy, bezustanna pogoń za dobrami matreialnymi jest zgubą ludzkości i każdego związku partnerskiego! Uważam, że nie ma nic cenniejszego od wielkiej i czystej miłości... takiej bez podtekstów i idiotycznych oczekiwań na dobra materialne. Wolę by ukochana na śniadanie podawała mi kanapkę ze smalcem i dawała we wszystkch warunkach życia swoje szczere i pełne miłości wsparcie niż pałac i wypasione konto w banku. Nie chcę mieć obok siebie zepsutej pieniędzmi kobiety... chcę czuć całym sobą jej uczucie wielkiej miłości i troski i chcę wiedzieć że zawsze i wszędzi będzie mi towarzyszyć aż do końca życia... nawet w tych najgorszych chwilach... czyli w niedostatku i w biedzie, w chorobie i smutku, w mrozie i zagubieniu... bo tylko taka ma w sobie miłość prawdziwą, dla której nawet życie warto oddać bez znróżenia oka... !!!

sobota, 4 lipca 2009

Dzień 126

Dochodzi godzina 22,35...Za oknem trochę się zachmurzyło i może dzisiejszej nocy spadnie deszcz. Jest dość duszno więc wcale bym się nie pogniewał gdyby trochę popadało,ale czy spełnią się moje oczekiwania? Właśnie... oczekiwania! Czy oczekiwania są marzeniami...? Czy to pozytywne uczucie...? Czy raczej szkodliwe i wręcz destrukcyjne...? Ale nastawiałem pytań i które jest właściwe...? Osobiście uważam, że oczekiwania są najstraszniejszymi uczuciami jakie wytworzył sam sobie człowiek. Są destrukcyjne i przynoszą tylko cierpienie. Nie ma oczekiwań o zabarwieniu pozytywnym, miłym, czy wręcz wspaniałym. Bez wyjątku wszystkie, WSZYSTKIE są destrukcyjne i zgubne! Czy może być coś gorszego od niespełnionej miłości? W takim razie czy należy oczekiwać i zakładać, że osoba, którą poznaliśmy, z którą chcemy stworzyć stały związek, którą sami pokochaliśmy będzie nas kochała tak samo jak my ją kochamy. A jeżeli okaże się że nas nie kocha... że tylko chciała seksu albo pieniędzy. Co wtedy z naszym pewnym na 100% oczekiwaniem...? Ano przekształci się w jedno wielkie i wieczne pasmo cierpienia. Każde oczekiwanie, króre się nie ziści jest cierpieniem, a więc czy warto w swoim życiu czegokolwiek oczekiwać? Mówię wszystkim niedowiarkom - nie warto! Albowiem najszczęśliwszym jest ten który nie ma żadnych oczekiwań... który cieszy się i żyje mijającą chwila... to jedyna recepta na szczęśliwe życie!!!

piątek, 3 lipca 2009

Dzień 125

Właściwie jest już prawie 21,35...Tak więc zabiorę się za napisanie codziennego posta. Gorądco...a właściwie parno i dzuszno spowodowało, że jestem zmęczony i obolały. Bolą mnie ręce od wyplatania i nogi od biegania po różnych sklepach i hurtowniach za towarem do mojego sklepiku... Najchętniej położyłbym się na podłodze i poddał delikatnym rączkom pięknej i wytrawnej masażystki. Ona mocą swoich wdzięków i delikatnych paluszków sprawiłby, że natychmiast zapomniałbym co to ból zmęczonych rąk i nóg... Niestety będę musiał zadowolić się letnią kąpielą w lekko posolonej wodzie... taka kąpiej dobrze robi na tego rodzaju zmeczenia. No cóż jeśli nie mam delikatnej masażystki muszę zadowolić się kąpielą w słonej wodzie... Pa kochani...idę do wanny wymoczyć zmęczone członki...

czwartek, 2 lipca 2009

Dzień 124

Jest parno, gorąco i duszno...Ze względu na chmury za oknem jest już ciemno... czyli godzina 22,10. Siedzę przed kompem rozebrany do pasa i jeszcze jest mi gorąco. Mam dobry humor bo dzisiaj przyspieszyły mi się prace przy wyplataniu.Wyplotłem tyle ile przedtem w ciagu dwóch dni. Zastanawiałem się czy można porównać stałość w uczuciach do drzewa! Teoretycznie można. Drzewa kojarzą się ze stałością, trwałością i stabilnością. Zupełnie tak jak ludzie. Wszystko byłoby proste i oczywiste ale... no właśnie jest jedno ale... że będą to drzewa silne jak dąb, jesion, akacja, grab. Poza nimi są jeszcze drzewa słabe i krótkotrwałe...Do nich zaliczyłbym topolę, osikę, brzozę czy sosnę... dwa pierwsze są bardzo słabe i szybko pruchnieja. Mają także krótki żywot. Dwa natępne są mocniejsze, ale za to kruche i łamliwe... przewraca je byle burza, byle większy wiatr. Taki większy wiatr wyrywa je z korzeniami i powala na ziemię. Wszystko to wypisz wymaluj odzwierciedlenie ludzkiej natury i charekteru. Póki jest w związku dobrze, są i one na swoim miejscu, ale gdy pojawi się jakiś problem, taki większy wiatr, chwieją się i wykruszają bardzo szybko. Pozostają tylko te mocne charaktery tak jak drzewa. Zostają dęby, jesiony, akacje... Bądźcie więc dębami uczuć i miłości, bądźcie więc jesionami stabilności i akacjami w walce z przeciwnościami losu. Nastroszcie wszystkie kolce i nie pozwólcie nikomu zawładnąć waszymi uczuciami... zwłaszcza miłościa... oczywiście w tym negatywnym sensie...

środa, 1 lipca 2009

Dzień 123

Właśnie minęła godzina 22,30...a więc biorę się do pracy... bo chcę napisać posta o tęczy... Tęcza jest dla mnie pewnego rodzaju symbolem... Po pierwsze jest zwiastunem poprawy z gorszeszej sytuacji na lepszą i chociażby z tego powodu jest godna uwagi i poświęcenia przynajmniej jednego posta. Tak więc tęcza to symbolika i zwiastun, któtego chętnie porównałbym do drogi po której stąpa miłość. Róznorodne kolory tęczy są tak jakby stopniami mocy po których musi przejść miłość. Te najbledsze są początkiem... takim nieśmiałym spojrzeniem w oczka obiektu zainteresowań... następny kolor, taki mocniejszy i bardziej wyrazisty jest oznaką mocniejszego uczucia. Środek tęczy uważam za najlepszy i najistotniejszy w drodze ku szczęściu. A dlaczego...? Ano dlatego,że jest najstabilniejszy... jest akuratny... taki w sam raz. Ani nie jest zbyt słaby, ani zbyt mocny. Zbyt słaby może nagle zniknąć jak nagle się pojawił... zbyt silny jest szkodliwy i destrukcyjny, bo jest zaborczy i pełen zazdrości o swojego partnera... Nie chcę ani tego słabego, ani tego silnego, destrukcyjnego... Chcę i pragnę tylko tego z mojego punktu widzenia najlepszego i najmocniejszego jakim jest ten okaz miłości umiarkowany i ugruntowany zdrowym i stabilnym uczuciem jakim jest właśnie ta środkowa część tęczy... czyli miłości. I z jednej i z drugiej strony jest chroniona innymi kolorami, a więc najbezpieczniejsza jakiej można chcieć i oczekiwać od swojego obiektu gorącego i oczywiście wzajemnego uczucia nieustającej i gorącej miłości... Posyłam najsłodszego buziaczka w stronę stabilnej miłości... może spowoduję nim, że bedziemy doświadczać zawsze środka przepięknej tęczy!?