EPILOG

Po długim wahaniu postanowiłem zakończyć pracę z prowadzonym od ponad 500-set dni blogiem pt. "Poezja, którą da się czytać". Jak spostrzegliście 7 ostatnich postów zasadniczo odbiegało tematem od wcześniejszych treści, dlatego zostały przeniesione do nowoutworzonego bloga, który będzie poruszał właśnie taką tematykę. Mam nadzieję, że te ważne tematy wciągną was i zachęcą do czytania, i czynnego uczestnictwa w życiu nowego bloga pt. "Tropem dziwactw i bezsensu". Zapraszam. Oto nowy adres pod którym mnie znajdziecie:

http://tropem-dziwactw-i-bezsensu.blogspot.com

piątek, 30 kwietnia 2010

Dzień 425/426

Dzisiaj tak ni stąd ni zowąd wszedł mi do głowy mój, że tak powiem daleki sąsiad... mieszka dwie ulice dalej...jednak zanim przejdę do dalszej części posta powiem która jest godzina... a więc jest już godzina 20:48. Rzadko się spotykamy i jeszcze rzadziej rozmawiamy, ale bardo lubię tego starszego Pana. Bardzo dobrze odbieram go energetycznie. Swojego czasu kupił ode mnie tomik poezji i od tamtej pory coraz częściej zaglądał do mojego sklepu. Nawiązała się między nami nić sympatii. Pamiętam... kila miesięcy temu powiedział mi, że jego żona bardzo choruje. Od tamtej pory nie widziałem go aż do dzisiaj. Dzisiaj idąc do domu spotkałem go na ulicy... Ucieszył się moim widokiem, ale był bardzo smutny. Już w pierwszych słowach poinformował mnie o śmierci swojej żony i o smutku jaki go przepełnia. Ze łzami w oczach powiedział, że jest mu bardzo ciężko i że byli razem z żoną 51 lat...! Pocieszałem go jak tylko mogłem i po chwili pożegnałem ciepło. Idąc do domu sam o mało się nie rozpłakałem. Po kilku krokach naszła mnie refleksja nad kruchością życia. Zazwyczaj jesteśmy, cieszymy się sobą, przeżywamy wzloty i upadki. Mamy lepsze dni i gorsze... i nigdy nie zastanawiamy się nad odejściem partnera(ki). Nawet nam to przez myśl nie przechodzi. Dopiero w obliczu śmierci widzimy ile ten ktoś dla nas znaczył. Jakim był ważnym ogniwem we wspólnym życiu. W takim razie dlaczego się tak poniewieramy... nie szanujemy w rodzinach i w znajomościach. Dlaczego trudno nam zrozumieć innego człowieka. Dlaczego nie doceniamy tego co mamy...? Dlatego, że jesteśmy egoistami, samolubami o materialnym widzeniu świata? A może potrafimy doceniać dobro innych ludzi dopiero po ich odejściu na tamten świat...? A może nadszedł już czas na zmianę swojej postawy do innych ludzi. Mówię Wam... warto to zrobić - choćby i na starość. Dobranoc.

środa, 28 kwietnia 2010

Dzień 423/424

Powoli mija wtorek 28.04.2010. Jest godzina 19:40. A więc zaczynam pisać posta. Przed chwilą zobaczyłem w telewizji zawodowego kierowcę karetki pogotowia ratunkowego, który jadąc prywatnym samochodem osobowym, najdziksze wyczyniał swawole. Łamiąc wszelkie zasady i przepisy o ruchu drogowym, jechał po trawniku, pod prąd, przejeżdżał skrzyżowania na czerwonym świetle, stwarzał zagrożenie dla pieszych i własnego dziecka, które wiózł na tylnym siedzeniu auta. Jak to możliwe, żeby człowiek o zdrowych zmysłach, na co dzień ratujący życie poważnie i ciężko chorym, a także ofiarom wypadków drogowych sam jechał jak szaleniec. Sam stwarzał sytuacje zagrażające życiu i bezpieczeństwu użytkowników dróg publicznych. Aż skóra cierpnie i włos staje na głowie kiedy widzimy takie karygodne wyczyny ludzi żyjących wśród nas. Tak nieodpowiedzialnych ludzi powinno uznawać się za nienadających się do życia w społeczeństwie i z cała surowością prawa karać bezwzględnie ostro. Takiego kogoś powinno pozbawiać się dożywotnio prawa jazdy i konfiskować samochód na rzecz instytucji chroniącej życie ludzkie na drogach publicznych. Jak długo będziemy tolerować ludzi, którzy w sposób świadomy narażają życie spokojnych obywateli naszego kraju...? Jak długo będziemy udawać, że nie widzimy i jak długo jeszcze będziemy tolerować poczynania i wyczyny wandali, łobuzów, bandziorów i wszelkiego rodzaju naćpanych agresorów. Metoda na przeczekanie nie jest najlepszym rozwiązaniem. Z czasem będzie godzić w nas samych. Ciekawy jestem co powiedzą ci udający, że nic nie widza gdy taki ktoś rozjedzie ich dziecko, żonę, męża czy rodzica? Czy trzeba aż takiego wstrząsu byśmy zaczęli reagować na takie akty...? Czy potrzeba jeszcze więcej ofiar żebyśmy zaczęli jawnie protestować i zwalczać czyny które godzą w nasze rodziny i bliskich!!!??? A może zabierzemy się za swoje... nasze bezpieczeństwo już jutro...? Mówię Wam... nie warto jest czekać aż zginie ktoś z naszych bliskich... bilans strat będzie zbyt wielki i nieodwracalny... Dobranoc.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Dzień 421/422

Za oknem jeszcze całkiem widno i ciepło... ale nie dajmy się zwieść pozorom... bo już dochodzi godzina 19:10. W moim odczuciu dzisiejszy dzień był najcieplejszym dniem na starcie panującej wiosny. Wczoraj po raz pierwszy w tym roku byłem w plenerze. Na świeżym powietrzu szukałem natchnienia i ciekawych widoków do fotografowania, oraz wykorzystania w moich książkach. Głównie myślałem o okładkach do przygotowywane do wydania pozycje. W przygotowaniu jest kilka książek... a nie mogą to być takie tam zwykłe plenerowe zdjęcia, tylko zgodne z moim wcześniejszym zamysłem i projektem tematy. Wiosnę już bardzo wyraźnie widać i czuć. Drzewa okrywają się bujnym listowiem i białym intensywnie pachnącym kwiatami. Kwitną już leśne sasanki, łąkowe mlecze, a nawet widziałem fioletowe fiołki. Ptaki uwijają się wśród gałęzi i przekrzykują różnorakim, miłym dla ucha trelem. Tak więc integracja z łonem natury na mnie zadziałała kojąco. Uszy odpoczęły mi od hałasu miejskiego, a płuca nie musiały wdychać zapylonego spalinowego powietrza. Od długiego marszu bolały mnie nogi... ale nic to w porównaniu z płynącymi z wypadu na łono natury korzyściami. Dobry i głęboki sen zrobił swoje. Rano wstałem wypoczęty i rześki poszedłem do sklepu. Tak więc korzystajcie z każdej nadarzającej się chwili. Nie leńcie się tylko maszerujcie do parku czy gdziekolwiek, gdzie nie słychać zgiełku i nie czuć smrodu miasta. Pozdrawiam cieplutko i prawdziwie wiosennie...

sobota, 24 kwietnia 2010

Dzień 419/420

Zerkam na zegarek... widzę godzinę 20:30. Zwykle tak czynię przed napisaniem posta. Dzisiejsza sobota mimo, że nie najcieplejsza była dla mnie dobrym dniem. W sklepie zaobserwowałem wiosenne poruszenie przed wyjazdowe na działki usytuowane poza terenem miasta. Ludzie po zastoju zimowym przypominali sobie o różnych brakach w domkach letniskowych i zaopatrywali się w niektóre rzeczy w moim sklepie. Przed południem rozmawiałem z drukarnią i ustaliliśmy, że w poniedziałek 26.04.2010 rusza druk mojej książki. Bardzo mnie to ucieszyło bo jakoś tak się działo, że od początku roku napotykałem w innych drukarniach niekorzystne dla siebie warunki finansowe. Jak wszyscy wiedzą Pisarze nie zawsze opływają w dobrobycie finansowym i każda niższa cena z tytułu wydania jest mile widziana. Mam nadzieję, że nastąpił jakiś przełom i teraz pójdzie już wszystko jak z płatka. Zaraz po wydaniu tej książki chcę wydać tomik poezji z cyklu: "Miałem ci ja zakus". Właściwie całość jest już opracowana tekstowo. Będzie w nim 35 wierszy o delikatnym posmaczku erotyzmu. Pracujemy jeszcze nad grafiką do tychże wierszy, które umieszczone w tomiku ubogacą całość wydania. Chciałbym w tym roku wydać trzy, a może nawet cztery pozycje... Jeśli nie będzie się już nic komplikowało jest to jak najbardziej do osiągnięcia. Pozdrawiam Wszystkich wiosennie... Dobranoc.

czwartek, 22 kwietnia 2010

Dzień 417/418

W tej chwili mija godzina 19:50. Zasiadłem do komputera i przeczytałem wszystkie wpisy dotyczące zamieszania z powodu pogrzebu (że tak powiem) na wysokim szczeblu. Przepychanki i spekulacje nadal trwają i zataczają coraz szersze kręgi … tylko szkoda, że nie na temat, który je wywołał. Coraz bardziej mnie zadziwia brak zrozumienia mojej treści z której wyszło to całe zamieszanie. Dowiaduję się we wpisach, kto mnie gloryfikuje, kto uwielbia, kto lubi i popiera, kto beze mnie żyć nie może, kto się ode mnie uzależnił, kto mnie nie lubi, kogo skrzywdziłem, komu pomogłem i kto ma to zwyczajnie gdzieś. O sobie usłyszałem tyle opinii, że aż mi się wierzyć nie chce, że to o mnie chodzi!!! Słyszę, że żyję pochlebstwami, że piszę tylko po to by się nimi wzmacniać, oddychać i dowartościowywać. Dowiedziałem się, że jestem bezdusznym materialistą, który nie chce dawać wsparcia rodzinom poszkodowanym w kraksie lotniczej… i wiele jeszcze innych łagodniejszych epitetów. Zastanawiałem się na różne sposoby i próbowałem dociec przyczyny takich reakcji. Jedna z moich hipotez brzmi tak: Ludzie na skutek własnych problemów potrzebują odreagować swoje rodzinne stresy. Wystarczy maleńka iskierka i wylewają cały swój bagaż niepowodzeń życiowych na pierwszą lepszą osobę. Że tak jest mam przykład na sobie. Mimo, że kilka osób zdecydowanie ostrzej wyraziło swoje zdanie na temat pogrzebu, nikt nie odniósł się do ich wpisów krytycznie. Zaślepienie i brak obiektywizmu jest tak wielkie, że stawiane przeze mnie pytanie o tolerancji jest, któryś tam dzień z kolei omijane jak najgorsza zaraza. Na szczęście nie wszyscy, oburzeni moją postawą odnośnie wspierania finansowego katastrowiczów, mają taki tendencyjny stosunek do prawa i możliwości decydowania swoimi pieniędzmi . Dlaczego ci tak oburzeni moim wywodem unikają odpowiedzi na postawione zarzuty o braku tolerancji albo pseudo tolerancji podkreślanej publicznie li tylko i wyłącznie na pokaz… nie wiem! Mogę się jedynie domyślać, ale swoimi domysłami nie będę się publicznie dzielił. Jeszcze raz chcę powiedzieć , a właściwie zapewnić niedowiarków, ze nie żywię się chwalbą sztucznie i normalnie pompowaną . Nie jestem absolutnie obrażony na kogokolwiek z wszystkich tu obecnych. Mogę co najwyżej być zdziwiony niektórymi wypowiedziami. Mam także propozycję godną zastanowienia… mogę otworzyć nowy Blog na którym będzie można dawać upust nabuzowanym emocjom. Na którym będzie można sobie dowalać ile wlezie, obrażać się do woli, wrzeszczeć na siebie, unikać wszelkich konkretnych odpowiedzi i robić co tylko zechcecie. Będzie można być nietolerancyjnym i niesłownym i wyrażać wszelkiego rodzaju własne opinie… Trzeba tylko zadeklarować chęć bycia na takim blogu… a potem… a potem do woli już tylko atakować innych! Co wy na to?
****
A na zakończenie jako zwolennik życia w zgodzie z naturą i środowiskiem chcę powiedzieć, że dzisiaj jest Dzień ZIEMI… a oto informacja na ten temat:
Święto mające na celu krzewienie kultury i postawy ekologicznej oraz uświadomienie problemów związanych z ekologią. Organizacja Narodów Zjednoczonych (ONZ) obchodzi Dzień Ziemi w dniu równonocy wiosennej (20/21 marca), jednak bardziej rozpowszechnioną, w wielu krajach, w tym i Polsce, datą jest 22 kwietnia. We wrześniu 1969 roku, amerykański senator Gaylorg Nelson na konferencji w Seattle, zaproponował ogólnonarodową demonstrację sprzeciwu przeciwko niszczeniu środowiska naturalnego i poparcia dla ruchów ekologicznych. Demonstracja odbyła się pół roku później - 22 kwietnia 1970. Wzięło w niej udział ponad 20 milionów!!! amerykanów. Szacuje się, że obecnie w obchodach dnia Ziemi bierze udział ok. 200 mln osób z ponad 140 krajów świata. Mimo, że ONZ oficjalnie obchodzi Dzień Ziemi w marcu, kwietniowe święto jest również wspierane przez tą organizację.
I tu, na tym polu zachęcam do wszelkich działań ku poprawie wizerunku naszego środowiska. Miast wykłócać się o bzdety zużyjcie swoją energię by nasza Ziemia była czysta, zdrowa i pełna cudownych widoków… a swoimi sukcesami podzielcie się ze mną i wszystkimi czytaczami na moim blogu… Dobranoc

wtorek, 20 kwietnia 2010

Dzień 415/416

Jest już godzina 19:05. W ostatnim tygodniu dużo się działo w Kraju i na Moim Blogu. Było nerwowo, burzliwie, ironicznie, drwiąco, a nawet arogancko i agresywnie. Dookoła czuć egoizm, snobizm i twardy materializm. Czytacze miast kierować się własnymi mądrościami i sercami, opierają się na wypowiedziach innych czytaczy i nie tylko czytaczy… Doszukują się, wręcz wytykają innym ich drobne różnice zdań, niedoskonałości i inny tok myślenia. Nie sposób przejść obok tych wydarzeń obojętnie.
Na początku przypomnę, że Mój Blog powstał po to, żeby prezentować moją twórczość i poezję.
Powstał po to, by:
- wspierać duchowo zagubione dusze,
- przypominać o zapomnianych uczuciach
- pokazywać możliwości i kierunki myślenia innych ludzi
- wskazywać drogę do przyjaźni, miłości i względnego szczęścia oraz do poszanowania
człowieka i środowiska
a wreszcie
- uczyć akceptacji i tolerancji tego WSZYSTKIEGO co nas otacza.
Jeśli nie będzie spełniał zamierzonych idei, przestanie być tym czym chcę by był. Prowadzenie go dalej w formie zwykłego brukowca minie się z moim zamierzeniem… i straci sens.
Mając na uwadze powyższe założenia, należy zastanowić się nad zasadnością dalszego jego prowadzenia i zadać sobie pytanie: czy starać się przywrócić mu jego pierwotną formę, czy zniżyć się do poziomu jaki obecnie od kilku dni istnieje, czy raczej zamknąć go i nie zawracać sobie szarpaniną głowy.
Tak więc Mili Czytacze, nawiązując do Waszych nawoływań do tolerancji chcę Wam powiedzieć, że tolerancja nie jest łatwa do zastosowania w życiu codziennym. Tolerancja to nie tylko słowa i chęć pokazywania innym jacy jesteśmy dobrzy i miłosierni. Tolerancja polega na zrozumieniu działania, myślenia i istnienia czegoś innego niż to czym lub kim jesteśmy. Każdy inny niż oparty na powyższych cechach sposób naszego istnienia jest egoistyczny… czyli pozbawiony tolerancji… W konsekwencji tegoż zrozumienia, czyli dawania szansy istnienia innym ludziom, zwierzętom, roślinom, a nawet minerałom, jest bezwzględne uznanie ich obecności tuż obok nas! Nie piętnowanie nikogo i niczego dlatego, że odróżnia się, budową ciała, myśleniem, urodą, pozycją społeczną, czystością, zamożnością, wymową, wzrostem, czy nawet nazwiskiem. Wszystko na tym świecie ma swoje znaczenie, cel i sens. Nie ma na tym świecie absolutnie niczego bezużytecznego. To jeden wielki i doskonale funkcjonujący organizm… wystarczy mały wyłom i zaczynają się perturbacje. Im szybciej ludzie to zrozumieją tym dla nich samych będzie lepiej. Idąc dalej tym tokiem rozumowania, chcę zapewnić, że nikt z ludzi nie jest lepszy, wspanialszy, doskonalszy… ale żeby to pojąć trzeba być właśnie tolerancyjnym. Trzeba kierować się uniwersalną zasadą egzystencji w materii i duchu. Nie postrzegać i tym bardziej nie oceniać z poziomu własnego czubka nosa… Brak w życiu codziennym Wszechświatowego zróżnicowania, jest podstawą do oczywistego samounicestwienia… Czy tego właśnie chcecie…? Zastanawiające jest działanie na przekór tym uniwersalnym prawdom. Dlaczego udajemy, że jesteśmy tolerancyjni…? Wystarczy podsunąć temat o nas samych, religii, czy polityce i zaraz widzimy tą fałszywą pseudo tolerancję… i to czym tak naprawdę ona w ludzkim zastosowaniu jest. Czy potępianie innego człowieka za to, że jest ateistą jest tolerancją? A czy ateista powinien dawać obowiązkowo datki na kościół Katolicki? Czy potępianie człowieka za to, że ma inną orientację seksualną lub polityczną jest tolerancją? A czy apolityczny obywatel powinien obligatoryjnie płacić składki na wszystkie frakcje polityczne? Czy odseparowanie od siebie i społeczeństwa śmierdzącego bezdomnego śmieciarza jest tolerancją…?! I czy wszyscy bogaci płacą składki na walkę z bezdomnością i nędzą społeczną, którą właśnie nadmiernym bogaceniem się sami wypracowali?!!! A przecież, jeśli dokładniej się przyjrzymy temu „Problemowi społecznemu” taki bezdomny śmieciarz jest jak najbardziej przydatny i pożyteczny. To właśnie taki człowiek odzyskuje za tych z „wyższej półki czyściochów” surowce wtórne takie jak butelki, puszki, makulaturę, metale kolorowa i złom żelaza ( to jest doskonały przykład na to, że wszystko i wszyscy ludzie są potrzebni) Ci z innej „rzeczywistości” po prostu wyrzucają wszystko co ich zdaniem jest już niepotrzebne na śmietnik, aby broń Boże nie zapłacić więcej za wywóz dodatkowych pojemników na odpady. Oczywiście, żeby być całkiem obiektywnym dodam, że jak od każdej reguły, tak i tutaj są wyjątki, bo są ludzie, którzy segregują odpady… Czy to jest ta tolerancja do której wszyscy się przyznajemy? Mógłbym tak przytaczać przykład za przykładem, pisać kartkę po kartce i cóż bym zyskał? Ano zyskałbym tylko zagorzałych, naburmuszonych, „wszystko najlepiej wiedzących” oponentów, którzy mieniąc się być tolerancyjnymi, szybko obsiedliby mnie z każdej strony i w imię tejże ich indywidualnej i wspaniałomyślnej tolerancji, obdarliby mnie z ubrania i na Placu Defilad publicznie ukamienowali … A więc nawołuję do zajrzenia we własne serca i zastanowienia się nad tym, kim naprawdę jesteśmy…, kim chcemy być…? Nawołuję do uczciwości wobec samych siebie… do głębokiej refleksji nad sobą, swoją prywatną tolerancją i obiektywizmem… A jeśli mimo to, co tutaj tak jasno piszę i wywodzę, znajdą się tacy, którzy nie pojmą, o co w tym moim pisaniu chodzi… którzy mimo tak jasnych i przejrzystych zasad i wielokrotnie powtarzanych informacji nie zrozumieją po co utworzyłem i o czym chcę pisać posty w swoim Blogu… dodatkowo zalecam aby jeszcze raz zastanowili się, czy tutaj są ich klimaty… czy tutaj jest ich miejsce i chcą tu być? Czy chcą doskonalić siebie i poznawać swoje zapomniane uczucia… Na koniec chcę wszystkich zapewnić: Jestem skromnym człowiekiem… emanuję pozytywną energią… emocjonuję się jak każdy człowiek i zapewniam wszystkich, że niepotrzebne są mi chwalby, peany pochwalne, glorie ani laury… Wiem co to smutek, samotność i niedostatek… i największą radość sprawia mi szczere postępowanie człowieka… człowieka, który dzięki temu co tu piszę pokona swoje problemy, niemoc, samotność… i to jest moja nagroda i zarazem pochwała… i niech tak zostanie. Dobranoc

niedziela, 18 kwietnia 2010

Dzień 414

Jest godzina 22:15. Jaka szkoda, ze niektóre osoby nie rozumieją o czym piszę w swoich codziennych postach. A więc na tej podstawie muszę odnieść się do wpisów z dnia 17.04.2010. Na początku pragnę przypomnieć, że to ja jestem autorem postów w moim blogu. A moim zadaniem jest pokazywać czytaczom drugą stronę medalu, a także inne uczucia o których znakomita część z czytaczty nawet pojęcia nie ma, że takie istnieją. Bardzo łatwo jest widzieć tylko to, co nas interesuje, czego sami oczekujemy i stosujemy według własnych wyobrażeń. Takie podejście jest zdecydowanie nieobiektywne, rozmijające się z prawdą i wręcz nieuczciwe! Ja jako obiektywny autor treści postów piszę o wszystkich sprawach... nawet tych, które części czytaczy się nie podobają i z krótkowzrocznego postrzegania problemu... z moim przedstawieniem faktów się nie zgadzają. Żeby wszystko było jasne... Ja w przeciwieństwie do wielu protestujących czytaczy, na Prezydenta Kaczyńskiego głosowałem! Mało tego, uważam go za prawego patriotę, któremu przeświecało dobro naszego Kraju! Jedynie w pełnym obiektywizmie starałem się pokazać ludzi, którzy nie zgadzają się z polityką Prezydenta Kaczyńskiego! Pokazałem, że w Demokratycznym Kraju, zgodnie z założeniem Konstytucji RP Każdy obywatel ma prawo do własnego wyboru. Ma prawo do głosowania i decydowania swoim mieniem według swojej woli. Pokazałem, że obligatoryjne stawianie obywatela w sytuacji bez wyboru jest niekonstytucyjne! W moim poście nie ma cienia MOJEGO materialnego podejścia do tej sytuacji. Z mojego punktu widzenia to właśnie przymuszanie innych do płacenia podatku na cele, których nie popieramy jest stanowczo materialne. Jeśli już mowa o wspieraniu ofiar to uważam, że jest o wiele uczciwiej zastosować metodę dobrowolnego datku na cudzą rzecz. W takim przypadku ludzie będą kierowali się sercem, życzliwością i współczuciem... i jeśli nawet nie wspierają programowo danego polityka to i tak złożą jakąś sumę na taki cel... (przymuszani, będą się przeciwstawiać)i to będzie jak najbardziej uczciwe. Bardzo podoba mi się pomysł send22. Zamiast kupować miliony zniczy, tysiące wiązanek kwiatowych i całą masę wieńców, trzeba było postawić skarbonkę z napisem, że pieniądze będą przeznaczone na przepych uroczystości pogrzebowych i wsparcie rodzin tragicznie zmarłych w katastrofie samolotowej. Przypomnę jeszcze tylko mój post o pochopnym ocenianiu innych... zwłaszcza wtedy gdy nie mamy pewności ani konkretnej wiedz o człowieku, który wyraża swoje poglądy na temat otaczających go spraw... Zatem zalecam stanowczo stosowanie w życiu jednego z moich ulubionych przysłów: Zanim coś powiesz, dziesięć razy się zastanów, bowiem łatwo jest skrzywdzić bliźniego... gorzej jest z naprawieniem niesłusznej krzywdy. Dobranoc.

sobota, 17 kwietnia 2010

Dzień 413

Dzisiejsza sobota właściwie już nie istnieje... mamy godzinę 23:05. Cały kolejny dzień minął na przymusowym słuchaniu wiadomości o pogrzebie Pary Prezydenckiej i uczestniczących w katastrofie "Tupolewa" osób związanych w jakiś sposób z Rządem naszego kraju. Niemal wszystkie programy telewizyjne nadają na żywo msze, żałobne... a to z tego kościoła, a to z tamtego kościoła, a to z Katedry... I tak od tygodnia non stop. Rozgłos i pompa z jaką to wszystko jest przedstawiane, przerosło pogrzeb samego Papieża! I nie widziałbym w tym niczego złego, gdyby pozostawiono mi jakiś wybór w oglądaniu telewizji i partycypowaniu w kosztach ... Chciałbym jeszcze mieć prawo do wyrażania zgody czy chcę finansować ten przepych ze swoich podatków!Ale to jeszcze nic z odszkodowaniami jakie rząd chce wypłacać jako zadośćuczynienie rodzinom ofiar poległych w katastrofie samolotu. Mowa jest o 40 tysiącach złotych na rodzinę... to doprawdy drobiazg... bo z mojego podatku. Łatwo rozporządzać nie swoim mieniem! Ciekawy jestem, czy wesprze Rząd moją rodzinę taką czterdziestką tysiączków po śmierci któregoś członka z mojej rodziny.??? Pozostając z całym szacunkiem do ofiar nagle poległych i ich rodzin uważam, że taka pompa i rozrzutność jest co najmniej nie na miejscu. A poza tym jest wiele milionów Polaków, którzy na ten Rząd nie głosowało i nie godzą się na finansowanie czegoś co przerosło wszystkie wyobrażenia zwykłych zjadaczy chleba. Dobranoc

piątek, 16 kwietnia 2010

Dzień 412

Tradycyjnie już przed rozpoczęciem pisania posta, zerkam na zegarek i widzę godzinę 21:49. Dzisiaj przeczytałem takie oto zdanie: Jesteś dopełnieniem mojego życia. Zadumałem się i zacząłem zastanawiać nad sensem takiego wyznania. Kto może napisać taki tekst? Jedno jest pewne... taką myśl może przelać na papier tylko ktoś, kto bezgranicznie i bezwarunkowo kocha drugiego człowieka. I to nie obcego człowieka tylko swojego partnera...! Może długoletniego kompana w niedoli... może męża, przyjaciela, żonę. Kogokolwiek by nie dotyczyło to wyznanie, niezbicie świadczy ono o ogromnym uczuciu do tego kogoś... Ten ktoś na pewno o tym wie. A jeśli wie to i odwzajemnia to uczucie.A jeśli odwzajemnia to znaczy, że jest szczęśliwym. Czy trzeba nam czegoś więcej nad kochającą osobę i szczęśliwe życie. Z mojego punktu widzenie NIE! No może poza jakimś tam dochodem potrzebnym do życia we współczesnym świecie. Dobranoc.

czwartek, 15 kwietnia 2010

Dzień 411

Mamy godzinę 22:59. W telewizji leci film pt. Pan Wołodyjowski. Konkretnie przewija się scena o zdobywaniu zamku w Kamieńcu przez wojska tureckie. Wołodyjowski i Ketling składają przysięgę na honor i śmierć, że będą bronić twierdzy do ostatniej kropli krwi.
Zaraz nasuwa mi się pytanie na usta... czy dzisiaj też dana przysięga ma taką moc i wartość co wtedy!!!? Ktoś oburzony zaraz arogancko odpowie: Dzisiaj są już inne czasy! Dzisiaj tylko mamona się liczy i kto by tam nastawiał karku niepotrzebnie... Dzisiaj słowo Bohater ma inne znaczenie... Z mojego punktu widzenia rodzi się potrzeba mitów... a mitów jak widać doszukujemy się na każdym kroku... Wcale mnie to nie dziwi... skoro czynów godnych bohaterstwa nie ma, to przynajmniej w mity się upniemy by błyszczeć ponad swoje czyny i zalety.... A czy słusznie... czy należnie...? Na to pytanie sami sobie odpowiedzcie! Dobranoc

środa, 14 kwietnia 2010

Dzień 410

Lecą te dni jakoś tak szybko... godziny jeszcze szybciej i mamy już 23:25. Niby wiosna i listki zaczynają się zielenić, a forsycje żółtym kwieciem okryły pobocza osiedlowych trawników to jednak chłód i pochmurna pogoda nie daje nam jeszcze możliwości zrzucenia z siebie grubszych ciuchów. Dzisiaj pomyślałem o czymś takim jak niecierpliwość. Według mnie jest to uczucie negatywne. Już nasi dziadkowie uważali, że niecierpliwość jest złym doradcą. Niecierpliwość to młodszy brat pospiechu... one zawsze idą w parze... a może jest odwrotnie. Nie ważne kto młodszy, a kto starszy. Ważne jest, że bardzo często, na skutek niecierpliwości przyspieszamy podejmowanie decyzji i różnych działań. Jakże często, na skutek pośpiechu okazuje się, że dokonaliśmy złej oceny, złego wyboru i żałujemy tego przez wiele miesięcy lat, a niejednokrotnie do końca życia. Często tak się dzieje w związkach partnerskich, w przyjaźniach, a i w miłości. Pochopnie wyciągamy wnioski z zasłyszanych fragmentów informacji na temat partnera(ki)i przestając sobie wierzyć rozstajemy się w złości i niezgodzie. A jeszcze obwiniamy się i obciążamy za zaistniałą sytuację. Na skutek braku zrozumienia, przekonani o słuszności swojej niesprawdzonej racji, nie potrafimy ustąpić, nawet wybaczyć, ani już ze sobą rozmawiać. Dopiero po latach gdy dotrą do nas własne pochopne błędy wynikające z pośpiechu i niecierpliwości, dostajemy olśnienia i wyzywając sami siebie od głupców, cierpimy jeszcze bardziej... Jednak najczęściej powrotów już nie ma, bo partner(ka)jakoś się pozbierali i otrząsnęli z urazu... no i poukładali na swój nowy sposób, swoje inne już życie. A my... niecierpliwcy siedzimy z nosm na kwintę przed telewizorem i gapimy się bezmyślnie nic w nim nie widząc. Czas leci, a ci od pośpiechu i niecierpliwości mimo, że wiedzą już o swojej winie i tak nie ustąpią, nie przeproszą, a co najgorsze, powielają takie same błędy aż do końca życia... Tak więc Moi Mili... nie śpieszcie się z podejmowaniem ważnych decyzji... i zanim coś zrobicie czego moglibyście żałować do końca życia, lepiej się dobrze zastanówcie... i dopiero róbcie to co powinniście zrobić... Dobranoc.

wtorek, 13 kwietnia 2010

Dzień 409

Nadchodzi czas pisania posta... tak więc jest godzina 22:10. Dzisiaj po raz pierwszy usłyszałem i to wcale nie w mediach publicznych tylko od mojej stałej klientki sklepowej. Żeby wszystko było jasne Ta klientka ma dobrze ponad 80 lat. Jest malutka, szczuplutka i wcale nie jest przyćmiona starością. Ma jak najbardziej jasny rozum i zachowała dojrzałą mądrość umysłową. Otóż wpadła do mnie już na ostatni dzwonek przed zamknięciem sklepu po baterię do aparatu słuchowego i od progu zakomunikowała mi, że Prezydent wraz z małżonką zostanie pochowany na Wawelu. Przyznam szczerze, że zaskoczyła mnie ta wiadomość całkowicie. Prezydent wraz z Małżonką mieszkali w Warszawie, pracowali w Warszawie. A i w Warszawie są trzy porządne miejsca spoczynku dla pary prezydenckiej. Mogą to być Powązki i za tym miejscem przemawia moja logika. Jest jeszcze nowo budowana i brana pod uwagę jako miejsce spoczynku Świątynia Opatrzności Bożej gdzie przygotowane są już podziemia do pochówków ważnych osobistości... i oczywiście Katedra Warszawska. Moim zdaniem wybór Wawelu na spoczynek stawia pod znakiem zapytania celowość takiej decyzji. Jeśli pochowamy tam głowę państwa to powinno się również chować tam wszystkich wcześniejszych i późniejszych Prezydentów Rzeczypospolitej. Bo jeśli nie zrobimy tego to postawimy w nieco niższej hierarchii wszystkich zmarłych później Prezydentów i dlatego moim zdaniem najlepszym miejscem jest aleja zasłużonych na Starym Cmentarzu Powązkowskim. Uważam, że głowa Państwa powinna spoczywać w Stolicy naszego Kraju. Dobranoc

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Dzień 408

Właśnie mija godzina 22:10. Dzisiaj ciąg dalszy tragedii Narodowej. Jak ją właściwie rozpatrywać...? Pod jakim kątem na nią patrzeć...? Jako nieszczęście, bo odeszło z tego świata wielu ludzi jednocześnie, czy jako kalectwo Narodowe z powodu indolencji społecznej... socjalnej w kierunku szacunku, wsparcia, wspólnego zrozumienia i działania na rzecz bratnich dusz i troski o rodaka. Dzisiaj słuchałem w telewizji wypowiedzi wielu osób. Dziennikarzy, polityków i zwykłych obywateli. Ze zdziwieniem słyszałem wypowiedź jakiegoś pedagoga, który mówił, że już od dziecka trzeba wszczepiać zasady miłości, troski i wsparcia bliźniego...!? To tak jakbym słyszał inną bajkę niż jest nasza rzeczywistość. Nagle słyszę, o zapewnieniach, że ta śmierć nie może iść na marne i trzeba zrobić wszystko by partie polityczne zaczęły się wspierać, a nie celowo i na przekór szkodzić sobie i rodakom. Nagle ludzie spoza kręgu polityki mówią o potrzebie i obowiązku wobec bliźniego... Słysząc takie wypowiedzi pierś mi rośnie, czuję się jakoś tak swojsko...jakbym był w swoim domu... To zadziwiające, że ludzie nie pytają o zapłatę tylko chcą się wspierać bezinteresownie... W żalu i smutku rodzi się piękna sprawa... Aż chce się powiedzieć: Nareszcie! Och żeby tylko nie skończyło się na deklaracjach! I tego sobie i Wam wszystkim życzę... Dobranoc

niedziela, 11 kwietnia 2010

Dzień 407

Tak Moi Mili...dochodzi już godzina 23:20, a w telewizji ciągle widać tłumnie stojących przed Pałacem Prezydenckim (Namiestnikowskim) ludzi. Ludzi, którzy opuścili swoje mieszkania i przyszli pożegnać tragicznie zmarłego Prezydenta. Znicze palą się w ogromnych ilościach całymi dywanami... ba nawet całymi chodnikami, które miast służyć pieszym, służą jako upamiętnienie miejsca tragedii i śmierci Prezydenta i wszystkich poległych w tragicznej katastrofie. Nas Polaków łączy tylko porządny wstrząs. Wielka tragedia w skali kraju, a nawet świata...! Dlaczego nie potrafimy być tacy braterscy na co dzień...? Czy to takie trudne dbać o człowieka... i to nie koniecznie kogoś ze swojej rodziny. Czasem wystarczy tylko miły uśmiech, czy podana dłoń w momencie niemocy staruszka. Myślicie, że starcowi nie potrzeba czułości, przytulenia, pogłaskania go po spracowanej dłoni!!!??? Myślicie, że nigdy nie będziecie starcami z załzawionymi z tęsknoty do bliźniego oczami...? Myślicie, że wtedy gdy wasze dziecko będzie was oddawać do domu starców, będziecie się cieszyć tym faktem? Otóż nie będziecie się cieszyć... raczej serca tych porzucanych starców popękają z żalu i tęsknoty... Czas tak szybko mija...zanim się obejrzymy już będziemy tymi drżącymi starcami... A jedno mądre przysłowie mówi tak: Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz... a drugie przysłowie mówi jeszcze wyraźniej: Ile sam dasz, tyle samo odbierzesz. Rozdawajcie więc szczerze, bo tym rozdawaniem sami budujecie swoja przyszłość... Dobranoc

sobota, 10 kwietnia 2010

Dzień 406

Nie jest jeszcze po północy, ale wcześnie także nie jest. A więc jest godzina 23:45. Dzisiejszy dzień mija pod naporem informacji o katastrofie samolotu rządowego na którego pokładzie zginęło około 100 osób. Wielka tragedia w dziejach całej ludzkości. Nigdy dotąd nie zginęło tylu przedstawicieli rządu jednego Państwa... Tragedia, która obejmuje nie tylko same ofiary, ale i całe ich rodziny. Ta tragedia obejmuje nawet ludzi obcych... całkiem postronnych. Dla jednych jest wielka, dla innych tragiczna i porażająca, dla jeszcze innych wręcz nie do ogarnięcia zmysłami. Ale są tacy dla których jest mało ważna, obojętna, a nawet bez większego znaczenia, bo uważają to za karę Bożą, albo przeznaczenie. Bez wątpienia są osoby dla których stokroć tragiczniejsza jest samotność, porzucenie przez ukochaną osobę, brak miłości, głód, lub choroba najbliższej mu osoby, czy wreszcie jej śmierć. Tak więc śmiało można powiedzieć, że tragizm i skala cierpienia jest pojęciem względnym. Każdy ma swoją własną hierarchię ważności nieszczęścia. Każdy ma swoje własne odczuwanie tragizmu. Myślę, że w związku z tym nie należy nigdy posądzać kogoś o bezduszność, oziębłość, czy brak uczuć. Raczej trzeba użyć kompleksowej wyobraźni i zrozumienia. Przy pomocy empatii dotrzeć do wnętrza ludzi cierpiących i tych, którzy na pierwszy rzut oka wyglądają na obojętnych, bo niesłusznym posądzeniem możemy bardzo łatwo kogoś skrzywdzić. Bardzo łatwo ferujemy wyroki bez zastanowienia i zrozumienia cudzej duszy... gorzej jest naprawić swój błąd... A mocno i niesłusznie skrzywdzony człowiek, czasem już do końca życia nosi w sercu żal i traumę z którą nie potrafi sobie poradzić. I tutaj jak najbardziej na miejscu jest przytoczenie starego przysłowia: Zanim coś powiesz, dziesięć razy się zastanów...! Dobranoc.

Dzień 405

Znowu się zapracowałem i przegapiłem normalną porę pisania posta. W tej chwili mija godzina 0:50. Tak więc czasu nie mam wiele... Muszę się wyspać, bo jutro idę do pracy o godzinę wcześniej. Jestem zmęczony i nie mam jasnego myślenia... toteż poważnego posta dzisiaj nie będzie... Jutro sobota to i tak jakby dnia trochę więcej, a to na pewno nasunie mi jakąś zdrową myśl do napisanie czegoś sensownego... Tym, którzy jeszcze nie śpią, mówię dobranoc i zmykam spać... Pa

czwartek, 8 kwietnia 2010

Dzień 404

Godzina 22:37 - to dobra pora na pisanie posta. A więc nie wchodząc w głębsze rozważania nad tym, czy rzeczywiście ta pora jest dobra do pisania posta, czy nie jest dobra... zabieram się za pisanie i już. Tak więc już kilka razy, a dzisiaj szczególnie rozmyślałem nad zagadnieniem równowagi. Myślę, że nie wiele osób zdaje sobie z tego sprawę, że cały świat samoczynnie dąży do osiągnięcia równowagi... i że to jest najbezpieczniejszy ze wszystkich skrajnych stanów. Jednak są tacy, którzy o tym bardzo dobrze wiedzą i rozumieją, że bardzo dobrze jest umieć osiągać stan równowagi. Wspominam o tym bo my ludzie w sposób szczególny upodobaliśmy sobie we wszystkich dziedzinach punkty skrajne. Widać nie lubimy tych zbawiennych i korzystnych dla nas środków. Są dziedziny w których szczególnie lubimy maksymalne stężenia... Między innymi jest to stan posiadania... zwłaszcza pieniędzy oraz wszelkich dóbr materialnych. To samo jest w uczuciach... w miłości, przyjaźni, w koleżeństwie, nawet w układach w pracy. Każdy obiekt tych uczuć, pragnie posiadać na wyłączność i tylko dla siebie, a jeśli tego z jakichś przyczyn nie dostanie, wpada w następną skrajność i natychmiast rezygnuje z wszystkiego. Dlaczego tak się dzieje...? Myślę, że to jest efekt niedojrzałości uczuciowej i emocjonalnej. Poza tym dużą przeszkodą jest mocny związek z materialnym postrzeganiem otaczającego nas świata. Uważam, że osobom postrzegającym świat bardziej duchowo, łatwiej jest osiągać stan środka... i tego środka życzę Wam w każdej godzinie życia... Dobranoc.

środa, 7 kwietnia 2010

Dzień 403

W tej chwili jest godzina 23:45. Dzisiaj... zwłaszcza późnym wieczorem bierze mnie głupawka i nie wiedzieć czemu śmieję się jak głupi do sera. Chociaż nie byłbym całkiem szczery gdybym się upierał, że nie wiem dlaczego tak się śmieję. Raczej wiem co mnie do tego prowokuje. Otóż rozmyślałem nad ludźmi zdecydowanie przewrażliwionymi na różnych punktach. Jednym z nich jest sprawa terminów ważności, czyli przydatności do spożycia, wszelkiego rodzaju produktów... zwłaszcza tych spożywczych. Wcale nierzadko widuję ludzi, którzy na wszystkich produktach szukają terminu ich przydatności. Są to w pierwszej kolejności artykuły spożywcze, potem wszelkie inne. Mogą to być opony samochodowe, napoje, słodycze, sery, mięso, wędliny itd... W niektórych przypadkach głupota ludzka nie zna granic. I tak któregoś razu widziałem gdy jedna kobieta szukała tej magicznej daty na butelce ze spirytusem! Inna w moim sklepie dopytywała się o termin ważności na żarówkach! A jeszcze inna i to znana mi osobiście ciągle szukała terminu ważności do spożycia na wszelkiego rodzaju wędlinach. Zachodziłem w głowę dlaczego ona ciągle o to pyta...? Przecież to oczywiste, że wyroby mięsne, a w tym i kiełbasa są zrobione z trupa zwierzęcia... A czy trup może się przeterminować? Przecież to totalny absurd... Każdy trup może co najwyżej zgnić! Zatem czy nie lepiej jest nie przesadzać z tymi terminami przydatności... a może lepiej by było wcale nie mordować zwierząt!!!??? Wtedy nikt nie zadawałby takich delikatnie mówiąc dziwnych pytań... Dobranoc

wtorek, 6 kwietnia 2010

Dzień 402

Troszkę zabarłożyłem i gdy się zorientowałem była już godzina 23:55... a to najwyższa pora by zabrać się za pisanie posta. Dzisiaj jest tak jakby nawrót zimniejszej pogody. Wieje przenikliwy wiatr i przedostaje się w głąb ubrania do ramion, pleców i brzucha... Mam nadzieje, że nie będzie trzymał (wiatr) tak długo jak tegoroczna zima. Jestem zmęczony i nie bardzo chce mi się myśleć. Ziewam tak jakbym zarwał kilka nocek... widocznie spada ciśnienie. A więc być może, stąd to zmęczenie i chęć do spania. A przecież były nocki kiedy szedłem spać o drugiej po północy i byłem w lepszym nastroju... Tak więc na tym zakończę dzisiejszego posta i udam się na spoczynek... może jutro będę bardziej wypoczęty i w lepszej kondycji fizycznej i umysłowej... Dobranoc

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Dzień 401

A więc Moi Mili... Świta, Święta i po Świętach... Jest godzina 23:33, a więc jeszcze niecałe pół godziny Świąt... Pogoda dopisywała. Za stołami pewno było różnie... jedni jedli z umiarem, inni odchodzili na wypoczynek z przepełnionymi brzuchami, a i na pewno byli tacy, którzy z przejedzenia najprzeróżniejszymi potrawami rozchorowali się i szukali wybawienia i wsparcia w tabletkach, albo domowych przepisach prababcinych ziółek na rozepchane i wzdęte brzuszyska. Starałem się nie przejeść, ale słodkie smakołyki w postaci ciast kusiły z półmisków i uśmiechały się do nas aż trudno było się oprzeć tym wszystkim kusicielom. I wczoraj i dzisiaj po powrocie do domu zaparzałem ziółka na żołądek... i dopiero po nich mijało mi wrażenie przepełnionego brzucha. Od jutra ograniczam się w obiadach tylko do zup... Brzuszysko nie będzie mną rządziło... Och jak dobrze, że jutro będzie już normalnym dniem... Dobranoc

niedziela, 4 kwietnia 2010

Dzień 400

Jest godzina 19:00. Już 400 dni jestem razem ze swoim blogiem w necie... ale tylko jedna osoba była ze mną od pierwszego dnia. Była jako ta pierwsza, przecierająca ścieżki mojemu pisaniu. Szliśmy wespół w różnych nastrojach... czasem była częściej, czasem znikała na dłużej, ale była... i teraz też jest... wiem o tym, choć nie uczestniczy już czynnie w moim blogu. Z czasem dołączały do niej inne osoby, by mogło powstać coś co ma dzisiejszy kształt. Dziękuje Ci... i tym wszystkim, którzy byliście, jesteście i będziecie tworzyć dalej, razem ze mną tego bloga... Za oknem nadchodzący zmierzch mówi, że mija pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych. Była ładna i słoneczna pogoda. Nie obeszło się bez długiego spaceru. Stoły obfitością i urodą zachwycały, jednak ja starałem się trzymać umiar. Jadłem mało, ale starałem się spróbować wszystkich dań. Teraz jestem już w domku... piję zieloną herbatę i odpoczywam... och, jak męczące jest takie siedzące za stołem świętowanie...! Teraz zamieszczę już kolejne zwrotki Pląsającej Bizoniczki. Oto one:

Tupie nogą, jakby prycha,
Stęka, sapie, nawet kicha.
Rozbieg bierze i szarżuje,
Kumpla swego atakuje…

Stare samce zwariowały,
Tydzień na się napierały.
Nic nie jadły i nie piły,
Tylko się o samkę biły…

Takie to już samcze życie
Futro sypie się obficie…
Skóra pęka, boki krwawią
I od bólu oczy łzawią…

Pani bizon zamiast wojny,
Woli żywot mieć spokojny.
Toć się tylko uśmiechnęła
I racice za pas wzięła…

Potem legła pośród łąki,
Gdzie bzykały tłuste bąki.
Podjadając świeżą trawę,
Miała w nosie byczą sprawę.


Bogdan Chmielewski
Warszawa dn. 31.03.2010.

sobota, 3 kwietnia 2010

Dzień 399

Jeszcze tylko jedna noc dzieli nas od Świąt Wielkanocnych. Jest dopiero godzina 19:20, ale ja z uwagi na prace kuchenne napiszę już teraz kilka zdań w przedświątecznym poście. Święconka stoi już na białym obrusie, ale ja nie próżnuje. Piekę dzisiaj ciasta. Szarlotka jest już upieczona, a sernik od trzydziestu minut siedzi w piekarniku. Potem zostanie mi tylko popracować nad sobą. Tak więc przykrócę brodę, wymoczę ciało pod prysznicem i będę przygotowany do jutrzejszego świętowania... Otrzymuję ciągle piękne życzenia... sam także rozsyłam je do moich znajomych. Skorzystam z możliwości internetu i na wypadek gdybym kogoś przeoczył prześlę tą drogą najlepsze życzenia Świąteczne... Tak więc dużo zdrowia, radości, wielkich przyjaźni, miłości i empatii. Mokrego dyngusa... Samych pięknych i pogodnych dni dla tych wszystkich, którzy czekają ma moje życzenia... ale i dla tych, którzy nie czekają z jakichś tam powodów także posyłam wiele ciepła wiele uczuć i aby nigdy pamięć w nich nie zagasła. We mnie ona zawsze jest i pozostanie obecna na wieki... A teraz dołączę kolejne zwrotki Pląsającej Bizoniczki. Oto one:

Kiedy cel był blisko,
Popsuło się wszystko.
Bowiem byków stado,
Pędzi doń gromadą…

Rogi zaraz stroszą,
Głosem prym obnoszą.
Głucho sapią, porykują
I do bitki się szykują.

Zanim bój rozgorzał srogi,
Prężą karki, grube nogi.
Ogoniska zadzierają
I na siebie nacierają…

Oto byk innego zwierza,
Ostrym rogiem już uderza.
Potem nagle odskakuje
I ponownie atakuje…

piątek, 2 kwietnia 2010

Dzień 398

Święta za pasem, a to oznacza dużo pracy przy sprzątaniu domów i przyrządzaniu świątecznych potraw. Jest teraz godzina 22:40, a to pora na wyłączenie piekarnika w którym piekę karczek i kawałek boczku... żebym mógł to robić musiał paść jakiś biedny zwierzak. Na szczęści jadam mało mięsa, więc starczy na wiele posiłków i obiadów... Niestety tak ten świat ktoś tam zbudował... i zjadamy się od początku aż do końca świata... nawet po śmierci, w innych wymiarach będziemy się zjadać... tylko strawa będzie inna... myślę, że będzie to energia, którą ktoś w jakiś sposób wytwarza... A teraz czas na kolejne 4 zwrotki wiersza o "Pląsającej Bizoniczce..."

Oczka przy tym mruży,
Boć kawaler duży…
Ogonkiem wachluje,
Byczka przywołuje.

Pędzi bizon, pędzi,
Coś go w kroku swędzi.
Biegnie do niej skosem…
Prycha przy tym nosem,

Ona przestraszona,
Z podniecenia kona…
Uszkami wachluje,
Wabi… nawet szczuje.

Tańce czyni dziwne,
Skoczne, jakby zgrywne.
Z cicha porykuje…
Wdziękiem go czaruje.

czwartek, 1 kwietnia 2010

Dzień 397

Hi,hi,hi, ale dzisiaj zrobiłem zmyłkę. Wszyscy myślą, że zaloguję się po północy, a tymczasem ja jestem tu już o godzinie 20:00. Zaraz Wam powiem dlaczego tak jest, otóż skończyłem drugie krzesło... ale jednocześnie dostałem siedzisko od fotel. Mimo to, że mam co robić dałem sobie wytchnienie i pół doby na odpoczynek. Siedzisko poczeka do jutra, a ja pobyczę się w moim przytulnym fotelu. Spokojnie przejrzę poczty... powysyłam kartki świąteczne do znajomych i bliskich mi osób... odpiszę na listy w "S" i potem jak przystało na normalnego człowieka pójdę przed północą spać... A teraz zamieszczę kolejne zwrotki do prezentowanego wiersza pt. Pląsy Bizoniczki...

Takoż dwa bizony…
Wznosząc swe ogony,
Brykają po trawie,
W radosnej zabawie.

Spośród tego stada,
Tworzy się gromada,
Panien czworonożnych,
W zalotach ostrożnych.

Co niektóra śmiała,
Spode łba zerkała…
Stojąc przy kałuży,
Spija haust nieduży.

Nastroszywszy wąsa,
Bizoniczka pląsa…
Wabiąc kawalera,
Nóżkami przebiera.

Dzień 396

Znowu przegapiłem normalną porę wpisywania posta...Teraz mija godzina 0:50. W nawiązaniu do postów o ochronie naszego świata, a w szczególności do Indian, którzy, potrafili żyć w zgodzie z otoczeniem, napisałem wiersz o bizonach. Wiersz napisałem wczoraj czyli ostatniego dnia miesiąca marca. Ten wiersz jako dopełnienie tematu chcę Wam zaprezentować w kilku częściach... A oto pierwsze 4 zwrotki tego wiersza:

Pląsy Bizoniczki

Wiosną preria zielenieje,
Z wiatrem już się śmieje.
Łany trawy w niej falują…
Zwierza cicho przywołują.

Wszelkiej maści stworki,
Opuszczają ciemne norki.
Dookoła świat uroczy…
Toć i mrużą szare oczy.

Nie chcąc być pożarty,
Ani z futra też obdarty…
Gryzoń przed szakalem,
Bada świat nochalem.

A, że wyposzczony,
Mocno wygłodzony.
Znosząc trud zimowy,
Ruszył dziś na łowy…