EPILOG

Po długim wahaniu postanowiłem zakończyć pracę z prowadzonym od ponad 500-set dni blogiem pt. "Poezja, którą da się czytać". Jak spostrzegliście 7 ostatnich postów zasadniczo odbiegało tematem od wcześniejszych treści, dlatego zostały przeniesione do nowoutworzonego bloga, który będzie poruszał właśnie taką tematykę. Mam nadzieję, że te ważne tematy wciągną was i zachęcą do czytania, i czynnego uczestnictwa w życiu nowego bloga pt. "Tropem dziwactw i bezsensu". Zapraszam. Oto nowy adres pod którym mnie znajdziecie:

http://tropem-dziwactw-i-bezsensu.blogspot.com

sobota, 31 października 2009

Dzień 245

Prawdę mówiąc jeszcze nie jest tak późno... ale nie będę specjalnie czekał by było jeszcze trochę później tylko zabieram się za pisanie posta. Gwoli ścisłości jest godzina 20:45. Dzisiaj na dzień perzed Świętem Zmarłych wzięło mnie na przemyślenia o uczuciu złości. Czym jest złość...? Dobrem, czy złem...? Pozytywem, czy negatywem...? Czy jest potrzebna, czy wręcz zbyteczna i zabójcza...? Wiem, że złość na pewno jest wysoce energetyczna... może być także destrukcyjna. A czy może być twórcza...? Pozytywna i budująca...? Moim zdaniem tak! Wszak pod jednym warunkiem... Jednak zanim o nim powiem, powinienem troszkę nwświetlić sprawę złości. Jest wiele przyczyn dla których się złościmy. Nie mam zamiaru wymieniać tu wszystkich, czy choćby kilku powodów dla których ponosi nas złość. Chcę tu mówić o złości w związkach partnerskich. O złości w relacji między nimi w życiu codziennym... a więc o złości na skutek niedomówień, braku zrozumienia, a nawet braku cierpliwości, solidarności i zaniku cennej cech słuchania swojego partnera. Wszystko byłoby zrozumiałe gdyby po każdej sprzeczce, zostały wyciągane prawidłowe i logiczne wnioski. Wnioski, które wyeliminowałyby dalsze, czy kolejne sprzeczki partnerskie w późniejszym czasie. Jeśli by tak było to nic innego mi nie pozostaje jak życzyć wszystkim, którym brak harmoni w partnerstwie: kłócmy się jeśli czegoś nie umiemy rozwiązać, jesli brakuje nam logiki i cierpliwości... tylko natychmiast rozwiązujmy swoje problemy i nigdy więcej do nich nie wracajmy! I tego właśnie Wam wszystkim i sobie, życzę z całego serca... i w każdej minucie życia... Zawsze wykazujmy madrość, bo tylko przez nią dojdziemy do spokoju i dobrych relacji w każdym związku partnerskim...

piątek, 30 października 2009

Dzień 244

Jest już... a może dopiero godzina 22:00 a to oznacze, że zabieram się za pisanie posta. Dzisiaj miałem dzień kulinarny. Lodówka świeciła już pustkami obiadowymi. Aby uniknąć syndromu pustego talerza musiałem nadrobić straty po wernisażowym zastoju. Tak więc nasmażyłem kotletów mielonych. W tym samym czasie upiekłem dwa klopsy, a na jutro zostawiłem sobie do zrobienia gołąbki... z ryżem oczywiściem i mięsem. Takie lubie najbardziej i polane gęstym sosem pomidorowym... pycha. A teraz pora już na dodanie kolejnych zwrotek prezentowanego wiersza, oto one:

A kiedy ochłonę już nieco z ekstazy,
Natychmiast dostrzegam inne obrazy.
Nowe plenery i tajemne przestrzenie,
Niosą zapach i ponowne uniesienie…

Gdy stary tydzień jest bliżej niedzieli,
Uwielbiam cię kochać w wonnej kąpieli.
Lubię prysznica cieplutkich łez płakanie
I w objęciach pieszczotliwe kołysanie.

Uwielbiam to cudowne zespolenie…
I intymnego szeptu milusie brzmienie.
Nie ważne czy jestem goły, czy ubrany
Pragnę zdobywać i być zdobywany.

Chcę muskać ustami aksamit twej skóry,
A potem wbić w nią drapieżne pazury.
I jako łowca zachować zdobycz na wieki
I być przy niej dotąd aż zamknę powieki…


Bogdan Chmielewski

czwartek, 29 października 2009

Dzień 243

W tej chhwili jest godzina 23:00 tak więc zaczynam pisać czwartkowego posta. Zaraz na wstępie muszę podzielić się z Wami wspaniałą nowiną... Otóż kilka godzin temu otrzymałem list z wydawniatwa "Angora". W liście tym redaktor Działu łączności z czytelnikiem Pan Mateusz K. pisze do mnie, że wszystkie moje wiersze są wspaniałe... że czytając te wiersze doznawał dreszczy wzruszenia i emocji. Pisze również, że Tygodnik Angora zamieści mój wiersz pt "Dekada". Innych choć są piękne i ujmujące nie da się wydrukować ze względu na ograniczenia "Ramówki". Następnie pisze, że dziękuje i zaprasza mnie do dalszej wymiany koresponedencji oraz wymiany myśli... Czyż trzeba lepszej pochwały moich wierszy... Bardzo się cieszą z takiej pochwały... a teraz zamieszczę kolejne zwrotki wiersza... oto one:

Tyś promyczkiem, i moim słońcem,
Tyś piersią, podnietą i serca gorącem.
Tyś dla mnie pokusą i zatraceniem,
Tyś porywem, szałem i uniesieniem.

Głodem i codziennym pożywieniem,
Śmiechem, rozłąką, czułym godzeniem.
Spacerem we dwoje w każdej pogodzie
I pływaniem balią po głębokiej wodzie.

Tyś mym ukojeniem i zegara tykaniem,
Tyś hałasem i cichutkim stąpaniem.
Tyś oddanym i wiernym przyjacielem,
Tyś fortuną , cichą muzyką i weselem.

środa, 28 października 2009

Dzień 242

Siedzę przy biurku komputerowym i patrzę na jedyną różę jaką otrzymałem na wernisażu. Stoi przede mną w smukły wazonie, a obok leży mój zegarek, który wskazuje godzinę 21:47 a to uświadamia mi, że powinienem zacząć pisać kolejnego posta... co niezwłocznie czynię. Róża jest kremowa... pochyliła głowę z kwiatu w moją stronę. Robi to niecodzienne wrażenie jakby zaglądała mi w twarz i patrzyła na moje ręce co ja tutaj nimi robię. Stoi od niedzieli i jeszcze blado pachnie. Mimo, że jej życie zbliża się ku końcowi, jest dostojna i wygląd ma ciągle elegancki... zupełnie tak jak bardzo dojrzała i elegancka kobieta... Zerkam co chwilę na nią i mam wrażenie, że ona zrobiła dla mnie wszystko... i to przeświadczenie wywołało we mnie zadumę i radość, i smutek zarazem. Z tego to powodu przedstawię Wam Moi Drodzy czytacze wiersz pod tytułem "Wyznanie". Wiersz żeby trzymać czytaczy w większym napięciu przedstawię oczywiście na raty. Oto on:

Wyznanie


Uwielbiam szalone kochanie,
W plenerze w domu i na dywanie.
Na łące, wieczorem i lipcową nocą,
I wtedy, gdy gwiazdy blado migocą.

Tyś moją latarnią i drogowskazem,
Tyś mą miłością i pięknym obrazem.
Tyś bezpieczeństwem w dzikiej kniei,
Tyś promykiem i lampionem nadziei.

Uwielbiam cieplutkie przytulanie,
Kocham namiętne ust całowanie…
Lubię dotykanie i miłą pieszczotę,
Bo z Tobą mam zawsze na to ochotę.

Dzień 241

Jest już późno...czyli godzina 0:35. Tak więc bez żadnej już zwłoki biorę się do pisania posta. Najpierw powiem Wam że dostałem wiele miłych, ciepłych i pozytywnych opini na temat wernisażu. Wiele osób wspierało nas z oddali nigdy nie widząc nas na oczy w realu... Cieszy mnie, że moja poezja jest tak uczuciowa aż wydobywa łzy spod czasem kamiennych powiek. To znaczy, że zgodnie z tytułem wernisażu udało się poruszyć te od dawna zapomniane uczucia w wielu ludziach. Pięknie jest gdy słyszę słowa zachęty do dalszych działań na rzecz nowych i jeszcze piękniejszych tego typu wystaw połączonych z deklamowaniem poezji...Mogę Was wszystkich zapewnić, że co do tego, że trzeba robić kolejne wernisaże i Ja i Wojtek mamy wielką ochotę robić następne pokazy... i tak będzie! Dobranoc i miłych snów życzę wszystkim czytaczom.

poniedziałek, 26 października 2009

Dzień 240

Nareszcie mam trochę luzu... i widzicie...? Mogę sobie pozwolić na pisanie posta o tej porze. To znaczy o godzinie 20:10 co z niezwykłym zadowoleniem czynię. Jak już wszyscy wiecie wernisaż był pięknym widowiskiem... a my robiliśmy podsumowanie całego przedsięwzięcia. Była to dla nas nie zła lekcja. Wiemy już co należy poprawić by działać sprawniej i jak wydawać mniej pieniędzi. Wiemy już, której drukarni powierzać swoje prace, a którą omijać szerokim łukiem. Mam nadzieję, że na następny wernisaż przygotujemy się szybciej lepiei i taniej... A może wreszcie ktoś z Domu Kultury poczuje solidarność z tym co robimy i wesprze nas jekimś zastrzykiem pieniężnym... Czuję jeszcze dzisiaj zmęczenie w całym ciele, ale i wielka radość naprzemian z satysfakcją. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że moja poezja spotka się z takim zainteresowaniem i tak uważnym słuchaniem... To znaczy, że wśród ludzi występuje totalny głód takiej poezji jaką prezentuję. To znaczy poezja o uczuciach... wołającą do serc ludzkich... Cieszę się że tak jest... i mam chęć do pisania jej jeszcze więcej... Pozdrawiam wszystkich lubiących moje wiersze ich klimat i tematykę... Miło mi wiedzieć, że jesteście wszędzie i chociaż wielu z Was nie widzę i pewno nigdy nie zobaczę to serce moje raduje się na samą myśl, że tam jesteście i czekacie na nowe wiersze... Buziaczki dla was Wszystkich...

niedziela, 25 października 2009

Dzień 239

W tej chwili mamy już godzinę 22:00 oczywiście nowego czasu... a to oznacza, że od wielu dni pisania po północy, zacznę posta o przyzwoitym czasie. Opowiem Wam jeszcze o drugim dniu wernisażu. Tak jak i wczorajszy dzień, dzień dzisiejszy był dniem wspaniałym i obfitującym w pozytywne emocje i całą gamę nowych i niepowtarzalnych wrażeń. Wszystko było piękne, miłe i bardzo pozytywne energetycznie. W pięć osób udało nam się rozpocząć i doprowadzić to wielkie dla nas dzieło do końca. Przechodząc różne kłopoty i niedogodności doszliśmy do końca szczęśliwie i w bardzo miłej atmosferze. Mogę powiedzieć, że jestem pełen podziwu dla bezinteresowności nas wszystkich. Jest to to o czym piszę w wielu postach na blogu... są to klimaty w jakich powinniśmy poruszać się wszyscy, którzy pragniemy ciepła, wsparcia, przyjaźni i miłości. Oprócz udanego i wernisażu sprawiło mi radość to, że dołączyła do nas jeszcze jedna cudowna osoba. Ona jako szósta odnalazła się w tych klimatach i będzie z nami przygotowywać następne wernisaże połączone z poezją... Nieskromnie chcę powiedzieć, że mamy wielki zakus zrobić ich dużo... a gdyby udało się nam pozyskać wsparcie finansowe od domu kultury, lub władzach gminnych byłoby wspaniałe, bo odszedłby nam główny kłopot przygotowawczy... a mianowicie finnse... te zawsze utrudniają nawet najszczytniejsze cele. Jestem dobrej myśli bo wiem, ze mogę liczyć na na wsparcie energetyczne wszystkich moich czytaczy i przyjaciół... a to znaczy, że będziemy z każdym dniem się rozwijać... Jeszcze raz wszystkim dziękuję i wyrażam swoją wielką radość, że jesteście!

sobota, 24 października 2009

Dzień 238

Dzisiaj troszkę wcześniej zabieram się za pisanie posta... Jest godzina 23:40. Pierwszy dzień wernisażu jest za nami. Wrażenia piękne i cudowni ludzie zrobili wspaniałą atmosferę i niezapomniane wrażenia... Była frekwencja, byli wspaniali goście...i klimat zupełnej ciszy przy deklamowaniu przez lektorkę moich wierszy sprawił, że poczułem jak moja poezja wnika w serca wszystkich obecnych... Jestem szczęśliwy i mam dużą satysfakcję z powodu pięknego przedstawienia i zarazem połączenia niesamowitych fotogramów z cudownie uczuciową poezją... Mamy ochotę robić kolejne tego typu pokazy... Zachęcani miłą widownią mamy ambicję powtarzania takich wernisaży... Wszystkim, którzy brali udział w przygotowaniu wernisażu... wszystkim, którzy utrudzili się w doprowadzeni tego przedsięwzięcia do końca pięknie dziękuję... wielkie podziękownia dla osób, które przyjechały z dalekich miast... a szczególnie podziękowania i ucałowania dla jdnej, która pokonała ponad 200 kilometrów w jedną stronę żeby być na tym pokazie. Taka atmosfera i energie tych wspaniałych ludzi dają mi siłe tworzenia... Pamiętajcie to jeszcze nie koniec. Jutro drugi dzień... dzień otwarty dla wszystkich chętnych i bliskich znajomych... mam nadzieję,że będzie równie cudowny... a może i cudowniejszy niż dzisiejszy. Może zaobfituje w jeszcze większą frekfencję, czego sobie i Wojtkowi życzę... Dzięki... Jesteście wszyscy piękni i kochani!

Dzień 237

Jest godzina 0:25, a ja dopiero wróciłem z Łomianek. Z uwagi na późną porę natychmiast zabieram się do pisania kolejnego posta. Wernisaż jak się domyślacie jest wiodącym tematem od kilkunastu już dni. Dzisiaj zakończyliśmu rozmieszczanie i wieszanie ekspozycji na ścianach pracowni. Te prace zostały już definitywnie zakończone... ale zostało jeszcze uporządkowanie i dopieszczenie pomieszczenia wernisażu... A o godzinie 17-tej uroczyste otwarcie i... pełna sala zwiedzających... no i pełny sukces oczywiście!!! Jestem zmęczony i teraz już pójdę spać. Dobranoc i słodkich snów życzę wszystkim tym którzy są z nami teraz, przedtem i którzy będą potem... Pa

piątek, 23 października 2009

Dzień 236

Jest w tej chwili godzina 00:20. Tak, tak to już ta pora, a ja przed minutą wszedłem do domu i niejako z marszu zabieram się za pisanie posta. Kilka chwil wcześniej zrobiłek sobie kubeczek zielonej herbatki... piję gorący napój i klepię w klawisze klawiatury. Wydawać by się mogło, że na dwa dni przed rozpoczęciem wernisażu nic już wydarzyć się nie może... ale to tylko złudne marzenie. Okazało się że w drukarni źle wykonali druk wierszy i 10 plnsz jest do reklamacji...! Aż chce się krzycvzeć ZGROZA! Zaciskając ze złości zęby, poprawialiśmy z Wojtkiem zepsute prace i jutro rano oddamy do wykonania w innej drukarni... Mamy drżące serca, bo co będzie gdy w drukarni powiedzą nam, że jest za mało czasu aby to wydrukować!!! Aż nie chcę myśleć co by to było. Mam jednak Dżordża i zaprzęgam go do wywierania wpływu i presji na szefa drukarni... i wiem, że będzie wszystko dobrze... i już teraz wiem, że drukarze spiszą się na medal... tylko na tym interesie straci stara moja drukarnia, bo już im niczego nie zlecę do wykonania! Dobranoc Kochani i wspierajcie swoimi pozytywnymi energiami nasze pierwsze i za razem wielkie przedsięwzięcie!!! Pa

czwartek, 22 października 2009

Dzień 235

Dzisiaj dalsza część zwariowanego dnia pod tematem: "dogrywanie wernisażu". Jednak zanim dokończę wyjaśniać o co chodzi powiem najpierw, że jest późna jak na mnie pora... czyli godzina 00:45. Toteż post nie będzie ani długi, ani trudny. Dzień minął mi na ciągłych rozmowach o wystawie... choćiaż chyba powinienem uzywać słowa "Spektakl". A to drukarnia miała jeszcze jakieś niejasności, a to dopieszczałem szczegóły z lektorką, a to z kimś innym, a na koniec jeszcze z Wojtkiem dopracowywaliśmy drobiazgi z prezentacji i organizacji w sali wystawowej... Okazuje się, że wszystko jest ważne... nawet w tych najmniejszych szczgółach. Znając życie, mogą śmiało założyć, że jutro, a właściwie już dzisiaj będzie tak samo... Życzę wszystkim czytaczom miłych i spokojnych snów...
Boguś

wtorek, 20 października 2009

Dzień 234

Jest już godzina 22:40 a to znak, że trzeba napisać posta. Tak więc zaczynamy. Dzisiaj nie mogłem spać. Rzadko mi się to zdarza, ale czasem na zmianę pogody czyli na mgłę, wiatr, albo bardzo drastyczny spadek ciśnienia doznaje dziwnego wrażenia jakby mnie coś wykręcało. Ta dziwna przypadłość nie boli, ale wrażenie tegoż wykręcanie jest nieprzyjemne i spać nie daje. Rano sytuacja się wyjaśniła, bo za oknem lał rzęsisty deszcz... Lał z różnym nasileniem cały dzień i leje jeszcze teraz. Chociaż wiem, że deszcz jest potrzebny, nie lubie takiej pogody. Wernisaż nabiera ostrego tempa i jest coraz więcej niespodzianek. Okazało się, że jedna z moich przyjaciółek jest niezwykle operatywna. W ciągu jednego dnia poruszyła wszystko to o czym ja i Wijtek rozważamy cały miesiąc... Zawiadomiła o wernisażu dom kultury, media w postaci Telewizji, kilka gazet, Klub Pisarzy i kilka innych instytucji... Hej Droga Pani...piękny buziaczek dla ciebie... Po tym przebojowym akcie organizacyjnym wiem, że wernisaż wypadnie znakomicie... w pełnym blasku świec... a nawet jupiterów... To się nazywa przebojowość...!

poniedziałek, 19 października 2009

Dzień 233

Czas biegnie nieubłaganie i w związku z tym jest już godzina 22:45... Sami widzicie, że muszę niezwłocznie zacząć kolejnego posta. Rozpocznę od informacji odnośnie wernisażu. Zostało jeszcze pięć dni do otwarcia wystawy... Właściwie wszystko jest już dopracowane i opracowane i mam nadzieję, że nic niespodziewanego już nie wyskoczy. Dzisiaj rozsyłałem zaproszenia na nasz wernisaż, Część zaproszeń posyłałem pocztą. Inne pocztą elektroniczną, a jeszcze inne w postaci powiedomień przy pomocy domowego telefonu. Przy tej okazji dowiedzialem się ile kosztuje koperta, a ile znaczek pocztowy. Ten jeszcze na początku roku kosztował chyba 1,25 zł, a dzisiaj płaciłem juz 1,55zł. Niesamowite jak w ciągu jednego roku zmienia się rynek cenowy artykułów podstawowej potrzeby, a i tej mniej podstawowej. To dało mi do myślenia i zacząłem się zastanawiać dlaczego tak się dzieje, że wszystko drożejw w zastraszającym tempie... oczywiście oprócz pensji. Mówię tu o pensjach od średnich w dół. Nagle zdałem sobie sprawę, że od kilku lat w moim małym sklepiku mam bezustannie takie same zarobki. Nie wiecie dlaczego tak się dzieje...? Ja wiem dlaczego, otóż tam na górce i w ukryciu siedzą cwaniacy od tego, by te pensje były ciągle takie same. Mieszają, mącą, spekulują doprowadzaja do sztucznych kryzysów i w przeciwieństwie do zwykłego zjadacza chleba biorą za to coraz większe pensje... czyli bogacą się kosztem innych ludzi... a to już jest forma wyzysku i niewolenia, której jestem zdecydowanym przeciwnikiem...!A więc Nie dajmy sie ograbiać i sami nie ograbiajmy, bo może...? Gdyby udało się zmienić mętalność pazernych ludzi... może marne pensje także by wzrastały, tak jak wzrastaję ceny za wszelkie usługi i artykuły niezbędne do godnego funkcjonowania każdego człowieka...!

niedziela, 18 października 2009

Dzień 232

W tej chwili mija już godzina 22:45... czyli jest to znak, że zaczynam pisać posta. Dzisiejszy dzień obfitował tak samo jak wczorajszy w pracę nad wernisażem... Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się tylu niespodzianek podzczas prac przygotowawczych do takiej wystawy. Gdy już wydaje się być wszystko zapięte na ostatni guzik wyskakuje coś czego żaden z nas nie przewidział wcześniej. Tak było i dzisiaj. Nagle podczas próby rozmieszczania ram fotogramów i wierszy okazało się, że zabrakło uchwytów do zawieszania tychże ram na ścianach pracowni. W tej chwili muszę podkreślić rangę i wagę przyjaźni...tej przez duże "P". Dzięki temu, że mam to szczęście skupiać w swoim otoczeniu kilu takich szczerych przyjaciół, doświadczam bezustannej ich pomocy w przygotowaniu wernisażu. Mam wielką satysfakcję, że mimo iż realia codziennego życia zaprzeczają i odbieraja nadzieje na spotkanie takich ludzi... mogę zapewnić i zapewniam niedowiarków, cyników i sceptyków tego świata, że ja doświadczam tej pięknej i bezinteresownej przyjaźni...! Dzięki Wam Moi Wielcy i Mili Przyjaciele... Wszyscy bez względu na to czy wspieracie mnie czynem z bliska, czy dobrą radą i ciepłym słowem z daleka... Jesteście wspaniali i Wielcy... Chylę przed Wami wszystkimi czoła... bo i jest przed kim!

sobota, 17 października 2009

Dzień 231

Mamy na zegarze już godzinę 22:30 co oznacza, że zaczynamy pisać posta... Dzień minął spokojnie i bez większych emocji... nawet trochę się ociepliło. Wernisaż już za tydzień, a to świadczy o wzmożonej pracy i ciągłym ruchu...
Nawiązując niejako do wczorajszego posta, zastanawiałem się dlaczego ludzkość funkcjonuje w tak prymitywny sposób, a mianowicie nie potrafi żyć na zasadach przyjaźni i w miłości… nie chce, czy nie potrafi dawać jej, brać, ani otaczać się takimi energiami tylko preferuje życie na zasadach wyzysku, niewolenia i wykorzystywaniu drugiego człowieka, zwierzęcia i wszystkiego co tylko się da… łącznie z siłami ponadnaturalnymi. A więc aniołami, diabłami, wszystkimi świętymi, a nawet Bogiem, który to bezustannie jest wykorzystywany do wygrywania wojen, do dawania zdrowia, szukania szczęścia i dobrobytu, a nawet do zsyłania nieszczęścia na sąsiada! Mimo, że w wielu przypadkach nie zdajemy sobie z tego sprawy, zawsze jest gdzieś, jawnie lub w cieniu, ktoś kto wykorzystuje bezlitośnie innych… sobie podobnych braci. Jak zagłębiam się w te myśli, dochodzę do oczywistego wniosku, że ten ktoś robi to z dwóch powodów: po pierwsze z chęci łatwego i większego zysku, a po drugie z egoistycznego lenistwa i wygodnictwa. Zakładam jeszcze trzecią możliwość… było by to uwarunkowanie genetyczne. Można by śmiało założyć, że jest to nieodłączna cecha żywych gatunków o przetrwanie…! Mimo iż wydaje się, że człowiek na swojej drodze ewolucyjnej osiągnął wielki postęp cywilizacyjny i z pozoru mając na uwadze dobro drugiego człowieka zaczął budować maszyny, które niby mają oszczędzać istoty ludzkie, to jednak gdy przyjrzymy się temu procesowi dokładniej natychmiast spostrzeżemy, że chodzi tu o jeszcze większe zyski a nie o to by innym było lżej pracować zawodowo…! Teraz po prostu mając różne maszyny zasuwa 10 razy więcej i szybciej… a pensję ma taką samą jaką miał bez maszyn, ponieważ zasadnicza kasa idzie do kabzy kogoś innego…! Tak samo jest w związkach partnerskich dwojga ludzi. Mając sporą wiedzę i doświadczenie w tej materii, na moje oko śmiało mogę powiedzieć, że wyzysk partnera istnieje w 80% wszystkich związków! Zgroza mnie ogarnia jak o tym pomyślę! Czy nie jest przyjemniejszym przejść przez życie w zgodzie, zrozumieniu, przyjaźni i miłości…? Bez nakazów, przykazów, zakazów, rozkazów, przymusów. Wszak mamy rozum i nim się w każdym przejawie życia partnerskiego posługujmy. Wyznajemy religię, wiarę w Boga a w ogóle nie stosujemy jego zasad!!! Jak mawiał ten wielki nauczyciel Jezus: „Nie czyń drugiemu co byś nie chciał aby tobie uczyniono”. Jak na ironię tej mądrości wypowiedzianej ponad 2000 lat temu, robimy bliźniemu wszystko, tylko nie to czego nie chcemy by nam czyniono…!!!!!!!!!!! Niepojęte…

piątek, 16 października 2009

Dzień 230

W tej chwili jest godzina 22:50 a więc czas najwyższy by zacząć pisać posta. Dzisiejszy dzień zaliczam raczej do spokojnych mimo, że miałem rano troszkę zawirowań natury konwersacyjnej i potem trochę jazdy po hurtowniach za towarem do sklepiku. Dzisiaj dość długo zastanawiałem się nad czymś co należałoby nazwać partnerską mądrością i porozumieniem… Niemal każdy z nas jest przekonany, że wie iż wszyscy dobrze wiemy czym jest partnerstwo i zrozumienie w jakimkolwiek bądź związku… ale czy rzeczywiście tak jest…? Uważam, że nie, bo gdyby tak było, nie byłoby tyle rozpadów wspólnot partnerskich. Do partnerstwa zaliczam wszystkie możliwe układy polegające na wzajemnym funkcjonowaniu. I wcale nie musi to dotyczyć układów damsko męskich. Wszędzie tam gdzie istnieją zależności między jednym człowiekiem, a drugim występuje partnerstwo. Z uwagi na to, że w zasadzie nie ma takich samych i tak samo myślących ludzi... to u osób będący w takich zależnościach muszą występować rozbieżne gusty, inne widzenie tych samych spraw, inne lub trochę rozbieżne myślenie, odczuwanie, widzenie bieżących problemów, różny smak, kolorystyka, a nawet uczucia… Niełatwą sztuką poza widzeniem własnego czubka nosa, a tak jest w większości związków partnerskich jest wzajemne dopasowanie się. Do tego konieczne w takim związku jest dostrzeganie potrzeb drugiego człowieka, konieczne jest właściwe widzenie wspólnych spraw, słuchanie tego co partner mówi do nas, ustępowanie w niektórych lub w wielu przypadkach, a przede wszystkim rozumienie swojego towarzysza życia, czy kumpla w pracy, wspólnika w interesach, czy wreszcie współmałżonka. Zazwyczaj jest tak, że jedno z partnerów od początku narzuca swoją wole i tym samym niewoli drugiego partnera. Nie docenia jego woli i wcale nie rzedko lepszych pomysłow od własnych... i tu nie może już być mowy o partnerstwie, ani o mądrości ani o wspólnym dogadywaniu się... Taki związek nie rokuje nadziei na dobry i trwały układ... Nikt oprócz masochistów nie chce być niewolony, więc po jakimś czasie męki, porzuca go i wybiera samotne życie. Z czasem, po ochłonięciu zaczyna szukać nowego... lepszego partnera... znajduje go i po krótkim czasie okazuje się, że zaczyna się to samo z czego przed kilkoma miesiącami się wyrwał...!

czwartek, 15 października 2009

Dzień 229

W tej chwili mija już godzina 22:15 co daje mi pewność, że posta czas zacząć! Dzień był chłodny jak niektórzy czytacze zauważyli nieprzyjemny i niebezpieczny, bo można było sie przeziębić, albo co gorsza złapać jakieś podlejsze paskudztwo. Wracając do niezrozumiałej natury człowieka... trzeba obiektywnie powiedzieć: Zaiste człowiek to bardzo dziwna istota... Najpierw narzekz, płacze tęskni do ciepełka i bratniego serca, a gdy po długich poszukiwaniach i wcle nie małych wysiłkach znajdzie to czego szukał i nareszczie cieszy się szczęściem i bliskością partnera [ki]. Chodzi na wymarzone spacerki we dwoje. Zalicza wspólne wyprawy do miasta, zjada wspólne posiłki, a po dość krótkim czasie zaczyna narzekać na jednolitość, nudę, powtarzalność wspólnych kolacji... tych samych pocałunków i ciągle podobnego seksu. Zaczyna się rutyna, i omijanie w korytarzu szerokim łukiem. Potem już tylko okazjonalne święta w gościaćh u rodziny i pustka... bo związek nie przetrwał. O co tu w tym zachowaniu i postępowaniu chodzi...? Czy to jakiś bzik pszychiczny...? Albo niedorozwój emocjonalny, czy wręcz brak wykształconych w pełni uczuć, których nie umiemy dawać, ani tym bardziej brać jak nam inni dają...!!! A może to jak najdalej idąca prawidłowość... może poza drobnymi wyjątkami mamy taką niestabilną naturę...? Skoro wszystko z każdą sekundą się zmienia i nic nie jest już takie jak przed chwilą było, to dlaczego związki partnerskie miały by być jedyne i stałe...!!! Może takie związki to tylko egoistyczne wygodnictwo, które bardzo szybko staje się nudne, bo ciągle takie samo... wszak jesteśmy tu by doświadczać... to cóż byśmy doświadczyli będąc cągle w tej samej materii...! Ano prawie nic oprócz drobnych i mało istotnych zmian w życiu codziennym dwojga ludzi.

środa, 14 października 2009

Dzień 228

Dzisiaj od rana pada śnieg, potem śnieg z deszczem, a teraz deszcz! Jest już godzina 23:45 tak więc na posta najwyższy już czas. Tak jak wspomniałem na początku, nastała w Warszawia afrykańska pora deszczowa. Taka pogoda nastraja paskudnym dołkiem i nic się nie chce. Najlepiej znaleźć sobie jakieś miłe zajęcie w domu i jemu poświęcić wolne chwile. Ja miałem dzisiaj natchnienie do pisania wierszy. Napisałem jeden wiersz na gotowo i trzy inne rozpocząłem jednocześnie... napewno ukończę je w niedługim czasie. A teraz ostatnimi zwrotkami zakończę już prezentację wiersza o wyzwolonej kobiecie. Oto te zwrotki:

Jego miejsce zajął tancerz,
Zawirował wraz z nim świat…
Jednak miał na sercu pancerz,
Także masę wrednych wad.

Teraz tańczy – nawet żwawo,
Dom już obrósł w splin i pył…
Och jak w chacie było klawo,
Gdy w nim kiepski tancerz był…

Bogdan Chmielewski

wtorek, 13 października 2009

Dzień 227

Jest jesienny, głęboki i ciemny wieczór. Latem o tej porze było całkiem widno i ciepło... a jest dopiero godzina 20:55 w związku z tym zaczynam pisać posta. Dzisiaj jest trzynasty... czyli dla wielu ludzi pechowy dzień. Dla mnie nie jest pechowy. Uważam, że my sami najpierw wypracowujemy, a potem poprzez wielokrotne powtarzanie utrwalamy go jako pechową trzynastkę. Nigdy nic złego mi się nie przydarzyło trzynastego... A trzynasty wypadający w piątek przynosi mi najlepsze obroty w sklepiku, daje mi najciekawsze rozwiązania wszelkich problemów życia codziennego... Po prostu jest dla mnie korzystny i szczęśliwy. Dzieje się tak, bo zaprojektowałem go jako mój dobry i szczęśliwy dzień i tak się dzieje od wielu lat. Jako mający duże doświadczenie w projektowaniu własnego życia proponuje Wam przewartościować wszystkie niekorzystne i pechowe dni w dobre i przynoszące pożądane zdarzenia. Może to troche potrwać w czasie, ale zapewniam Was, że jaknajbardziej realne i wykonalne. Wszystko zależy od wiary jaką obdarzycie swoją projekcję na zaistnienie. Najlepiej jest traktować każdą projekcję jako już istniejącą... tu i teraz... bez czasów przysłych i bez zwątpienia. Jeśli taką energię włożycie w swoje myśli, niedługo powiecie mi, że pech przestał dla Was istnieć...!!!!
A teraz następne zwrotki prezentowanego wiersza. Oto one:

W końcu przybył utęskniony,
Sprzątał, prał, gotował, mył.
Kochał szczerze jak szalony,
Jednak drętwy w tańcu był…

Czas ucieka tak jak rzeka…
Biznesłumen z niego drwi.
Nie widziała w nim człowieka
Więc wskazała szybo drzwi…

poniedziałek, 12 października 2009

Dzień 226

No i mamy prawdziwie jesienny dzień. Pada deszcz i jest zimno i smutno za oknem. Patrzę na zegarek i widzę godzinę 22:15, a to mnie obliguje do rozpączęcia pracy nad kolejnym postem. Mimo swoich zasad o nieodnoszeniu się do wpisów, muszę powiedzieć, że podpisuję się pod tym co napisała Nina cytuję: "Najważniejszą rzeczą jest by umieć się godnie starzeć i zachować pogodę ducha. Nic innego nas nie odmłodzi tylko pogoda ducha i dobry humor". Jakbyś mi tą prawdę z ust wyjęła... w dwóch zdaniach ujęłaś całą istotę rzeczy na dobrą i porządna starość. Ja z kolei muszę się Wam przyznać, że zauważyłem u siebie brak cierpliwości. Piszę mądre posty o cierpliwości, a sam spostrzegłem, że zaczyna mi jej w niektórych sytuacjach brakować. W moim przypadku zawsze dotyczy to relacji między ludźmi. Szczególnie na drodze. Znakomita większość kierowców obojga płci wykazuje cechy krwiożerczych i nieustępliwych bestii. Nie ma w nich niczego co choćby przypominało kulturę na drodze. Jadzie taki jeden z drugim i za nic ma innego urzytkownika drogi. Wszystkich musi wyprzedzić... nikomu nie ustąpi nawet, gdy inny użytkownik ma pierwszeństwo. Broń boże umożliwić komuś właczenie się do ruchu... nawet gdy musi się zatrzymać 10 meterów dalej na czerwonym świetle nie daje szansy innemu użytkownikowi na włączenie się do ruchu. Arogancja i agresja na drodze jest przerażająca. Proponuje dla tych wściekłych psów obowiązkowe naklejki na szybę z wizerunkiem kagańca!!! I w takich właśnie sytuacjach puszcają mi nerwy i brakuje cierpliwości...! A teraz czas już na kolejne zwrotki wiersza. Oto one:

Niezależna brnie przez życie,
Wręcz wyzwala się co dzień.
Na siłownię gna o świcie…
Choć buntuje się w niej leń.

Gdy nad sztangą się mozoli,
Wytapiając z brzucha tłuszcz,
W myślach widzi donżuana,
Który oplótł ją jak bluszcz…

Już ołtarze kapią złotem,
Welon za nią tak jak tren.
Wielki smutek zaraz potem,
Bo wnet prysnął piękny sen.

niedziela, 11 października 2009

Dzień 225

Chociaż jeszcze wczesna godzina napiszę posta, a więc jest godzina 18:50. Chcę podziękować wszystkim, którzy martwią się moim kręgosłupem i życzą mi z całego serca szybkiego powrotu do normalnego stanu zdrowie. Chyba Wasze energie zadziałały skutecznie bo dzisiaj czuję się już prawie dobrze. Mogę siedzieć i leżeć i nawet zginać się przy myciu. Cudownie jest mieć takich przyjaciół. Dzięki. Taki stan rzeczy jasno pokazuje, że warto szukać wielkich i szczerych serc zawsze i wszędzie... i napewno warto być bardzo cierpliwym, a nawet wyrozumiałym. Jednak w dzisiajszych czasach coraz trudniej znaleźć cierpliwych i wyrozumiałych ludzi. Dzisiaj doświadczyłem tego zdarzenia jadąc z Łomianek do domu. Całe 20 kilometrów ścigał mnie inny samochód. Za wszelka cenę chciał mnie wyprzedzić, ale nie dawało się, bo ilość pojazdów i ruch na drodze na to nie pozwalał. Skakał więc z pasa na pas, szarpał samochodem i raptownie hamował i ponownie zajeżdżał za mnie. Jechałem na tyle szybko lewym pasem, że wyprzedzałem wszystkie pojazdy... Nie potrafił na skutek braku cierpliwości ustawić się za mną na lewym pasie i jechać spokojnie do celu... Mimo tego, że jechałby za mną tak szybko, że i tak wyprzedzłby innych kierowców. Prędkość też nie była mała bo przy ograniczeniu do 80-ciu km/h jechałem 110 na godzinę. Mnie cierpliwośĆ się opłacała... dojechałem spokojnie do domu, a nerwowy koleś z tamtego auta jechał w stresie i stworzył ze 20 razy zagrożenie w ruchu drogowym! Beczkę soli bym zjadł i nie zrozumiałbym o co takiemu komuś chodzi!

A teraz czas na kolejne azwrotki wiersza:

Ma na twarzy z pudru maskę,
W tuszu skryte oczka dwa…
Wciąż uchodzić chce za laskę,
Choć pięćdziesiąt lat już ma…

Rok za rokiem lat przybywa,
Twarz nabiera zwiędłych cech.
Siwą brzozę wiatr rozrywa…
Nawet więdnie jędrny mech.

Gdy uroda dziewczyn gaśnie,
Rozum bierze w dłonie ster.
Teraz każda Pani właśnie…
Chce się pozbyć z życia zer.

sobota, 10 października 2009

Dzień 224

Dochodzi godzina 23:00 a więc czas na kolejnego posta. Dzisiaj było dość chłodno i pod koniec dnia rozpadał się deszcz. Nie jest to najlepszy klimat do spacerów ani podróży samochodem. W taką pogodę lepiej siedzieć w domu... no chyba, że jest konieczniość podróżowania w konkretnym celu. Pojechałem do Wojtka aby dokończyć przygotowania do drukowania plakatów i zaproszeń na nasz wernisaż... Zeszło nam na tej czynności całe popołudnie. Dla mnie nie było to łatwe, bo od wczoraj kręgosłup daje mi popalić. Zresztą z własnej winy, bo poniosła mnie fantazja i zachciało mi się dźwigać po dwie paczki jednocześnie z towarem do mojego sklepu. Jak więc widać i poecie zdarz się być lekkomyślnym. Dzisiaj przedstawię Wam jeden z ostatnich moich wierszy. Aby było bardziej podniecająco zaprezentuje go oczywiście w ratach. Oto on:

Wyzwolona

Jedzie rankiem na wycieczkę,
W autokarze ludzki klan…
Każdy dźwiga w ręku teczkę,
W teczce flaszkę każdy pan.

W plener jadą na wyprawę,
Będą wrzeszczeć, wódkę pić.
Żłopiąc z kubków czarną kawę,
Każdy pragnie wolnym być…

Niosą w ustach bełkot miasta,
A na twarzach wieczny stres.
Nowoczesna dziś niewiasta,
Jest odziana w modny dres…

piątek, 9 października 2009

Dzień 223

Jest już godzina 23:50 czyli najwyższy czas by skreślić kilka słów do dzisiejszego posta. Było zimno, ale jak na jesień całkiem normalnie. Powoli musimy zacząć akceptować nadchodzące i zarazem coraz chłodniejsze dni dobiegającego już końca roku. Co się tyczy przemyśleń, dla nich nigdy nie ma końca ani początku. One poprostu są zawsze w mojej głowie na swoim miejscu. Zastanawiałem sie będąc jeszcze w sklepie, czy można by postawić takie oto pytanie: Czy powodzenie i szczęście zakochanej pary zależne jest od reszty społeczeństwa w którym żyja...? Moim zdaniem tak... i to w bardzo dużym stopniu. Otóż prawdziwe szczęście to stan wnętrza człowieka, ale dobre relacje zwane szczęściem między dwojgiem ludzi jak najbardziej zależą od otoczenia. Na ten stan składają się niemal wszystkie rzeczy z naszego życia. Jest to zdrowie, praca, poczucie humoru, bezpieczeństwa, pełny brzuch, ładne ubranie, znajomi, przyjaciele, dom, seks, kąt do spania, rodzina i tak mógłbym wymieniać i wymieniać, a lista był by bardzo długa. Wszystko wygląda ładnie i szczęśliwie gdy wszystkie otaczające nas sprawy zadowalają nasze potrzeby. Mamy wtedy komfort psychiczny i materialny na dobrym poziomie i mówimy: Ja to prowadzę szczęśliwe życie. Wystarczy jedmnak by coś się zmieniło na niekorzyść dotychczasowych warunków i zaczyna być już inaczej. Możemy stracić dobrze płatną pracę, zachorować, albo mieć inne problemy i wszystko zacznie się wcześniej czy później walić! Jeśli jesteśmy madrzy i dysponujemy prawdziwym uczuciem w sercu, będziemy działać i czynić wszelkie wysiłki by nic z tych rzeczy nie zburzyło naszego szcęśliwego życia... ale gdy jesteśmy słabi i małoodporni na stres, a w dodatku nie mieliśmy dość mocnego uczucia do partnera [rki] może szybko okazać się, że nasze deklaracje o wiecznej przyjaźni i miłości w związku partnerskim nie mają w słowach pokrycia... a to sprawi, że nasz związek szybciej się rozpadnie niż sami mogliśmy się tego spodziewać... Tak więc Moi Mili zapamiętajcie: To my sami stwarzamy swoje otoczenie i im lepsze je stwożymy tym większa jest szansa na szczęśliwy i długotrwały związek w dobrych i ciepłych relacjach...!!!

czwartek, 8 października 2009

Dzień 222

Dzisiaj także troch zabałamuciłem i dopiero teraz zabiorę się za napisanie posta. Jest godzina 23:45. Ostatnio bardzo dużo myślę o tym czego doświadczam i widzę w naszej obyczajności. Bardzo męczą mnie współczesne relacje między ludźmi... Szczególnie chodzi mi o relacje między najbliższymi znajomymi, kolegami a nawet przyjaciółmi... a to co się dzieje między rodzinami i rodzeństwem zakrawa na totalną kpinę... bo w niczym nie przypomina takich relacji jakie panowały jeszcze 20 lat temu w każdej niemal rodzinie. Partnerzy jeśli już jakoś ze sobą są, nie potrafią się dogadywać. Nie mają dla siebie prawdziwych i szczerych uczuć. Kłócą się często, a następnie rozchodzą po upływie kilku miesięcy, czasem kilku lat...! A rodzina... no cóż jeśli chcę się z nią zobaczyć, muszę o wizytę zabiegać... Czuję się z tym paskudnie... tak jakbym miał iść do urzędu. Jeśli nie zapowiem wizyty, ba nawet kontaktu telefonicznego, narażam się na odtrącenie i obrazę z drugiej strony. Pamiętam dom mojej cioci, która niestety zmarła w tym roku [pisałem o tym w dwóch dużo wcześniejszych postach. To był dom jaki wspominam bezustannie. Dom otwarty dla każdego kto choćby był dalekim krewnym. Przyjeżdzało się do tego domu bez wcześniejszego uprzedzenia... Każdy przyjeżdżał wtedy kiedy miało się ochotę. Czasem było tak, że w jednym czasie przebywało w nim ponad trzydzieści osób jednocześnie. Nikt nikomu nie mówił co ma robić. Każdy jakoś bez gadania wiedział jak funkcjonować w takiej wielkiej społeczności rodzinnej. Jedni pomagali w polu inni w kuchni, a jeszcze inni naprawiali wszystko co tylko się dało naprawić. Zawsze było czuć tą niepowtarzalna więź... A gdy przyszła pora na wyjazd, nigdy i nikt nie wyjechał bez wyposarzenia w produkty wiejskiego gospodarstwa na drogę. Nie wiem jak inni, ale ja zawsze dostawałem dodatkowo trochę pieniędzy... jak to się mówiło na podróż. Teraz już takiego domu nie ma... a jeśli zdarzy się, ze czasem zaproszą mnie na wieś to za parę kilo jabłek, śliwek, czy ziemniakow każą mi płacić pieniędzmi... Och jak bardzo odstajemy od tych wielkich uczuć i miłości rodzinnej...! Aż serce się ściska z tęsknoty za talerzem zalewajki, albo zupy dziadowskiej przy jednym, wystawionym na podwórko stole... ale za to podanym z pełnym uczuciem troski i miłści do każdego członka rodziny... Aż chce się płakać na widok dzisiejszych wystawnych i robionych na pokaz obiadów... Coś z nami jest nie tak, skoro nie jesteśmy już dla siebie tacy serdeczni i przyjaźni... Czy mamona jest ważniejsza nawet od najbliższej rodziny i przyjaźni... o miłości nawet wspomnieć nie wypada!

środa, 7 października 2009

Dzień 221

Właśnie dochodzi godzina 24:00. Świadzczyć to może tylko o jedny... mianowicie o tym, że zabieram się do pisania kolejnego posta. Otóż dzisiaj, na podstawie tego co piszę, własnych dociekań, przemyśleń i treści wpisów Moich Miłych czytaczy nasunęła mi się pewna prawda. Prawda ozywista o człowieku...! I tak chcę powiedzieć, że zgodnie z tym co tutaj poruszamy, dzisiaj mogę powiedzieć, że sprawa wygląda tak: Jeśli wybieramy drogę matarializmu i sukcesu zawodowego, po upływie kilku dziesiątek lat otrząsamy się z rywalizacji materialnej i widzimy, że oprócz przedmiotów nie mamy nikogo obok siebie. Mimo, że całe życie dążyliśmy do tego wyczekiwanego stanu szczęściopodobnego... do tego stanu posiadania dóbr materialnych, które mamy... okazało się, że cierpimy samotność, tęsknimy do drugiego człowieka, bo najnormalniej w świecie potrzebujemy uczuć, których nie mamy. Potrzebujemy przytulanki, przyjaźni, miłości i wsparcia... ale tego też nie mamy, bo wybraliśmy posiadanie przedmiotów... Szybko dochodzimy do wniosku, że utraciliśmy coś co jest nam niezbędne do życia. Zastanawiamy się co zrobić by to mieć... więc szukamy intensywnie. Trafiamy na różnych ludzi i nikt nie daje nam tego czego teraz pragniemy... A jak ma się zmatreializować uczucie, które tyle lat odrzucalismy z niebywałą konsekwencją...!!! Po kilku latach, nowy sposób myślenia zaczyna nabierać konkretnych kształtów... Poznajemy kogoś kto darzy nas uczuciem. Chce dać przyjaźń i miłość. Ten ktoś kocha... tak jak chcieliśm! A ci wszyscy od materializmu... nie umieją z tego korzystać! Lekceważą miłość tego kogoś i szybko zaczynają się NUDZIĆ SIELANKĄ UCZUCIOWĄ... W końcu tracą na skutek własnego egoizmu i wygodnictwa tego kto chciał kochać i dawać swoje uczucia... Dlaczego tak się dzieje. Dlaczego żaden z nich nie umiaił wykorzystać jedynej szansy jaka została mu dana... Dlatego, że serca tych ludzi są puste! Nie ma w nich niczego co pasowałoby do miłości kogoś kto może był biedniejszy... albo nie umiał pięknie się wysławiać... może nie miał nienagannych manier, albo odpowiedniego wykształcenia... mógłbym zjeść beczkę soli i nie zrozumiałbym człowieka!!!

wtorek, 6 października 2009

Dzień 220

W tej chwili jest godzina 21:35. Tak więc czas już zacząć pisać posta. Co za dzień dzisiaj miałem. Prawie nie usiadłem na tyłku... ciągle w ruchu, ciągle coś załatwiałem... nawet teraz ledwo skończyłem listę wierszy, które będą wydrukowane na wernisażu. Jednak mój umysł miał jeszcze za mało i musiał oddać się swoim dociekliwym przemyśleniom. Zastanawiałem się nad wyższością uczuć nad materią. Bez wątpienia jest wielu ludzi, którzy uważaja wyższość materii nad uczuciami... ale ja na skutek swoich doświadczeń i wiedzy wiem, że kolejność jest taka jak napisałem na początku posta, czyli wyższość uczuć nad materią jest dla mnie OCZYWISTA!!! I tak:
Miłość, energia, harmonia, współbrzmienie, wszechświat, bóg – z mojego punktu widzenia to jedno i to samo. Bóg to słowo jak wiele innych słów wymyślone przez człowieka. Ludzie nie słuchają innego człowieka, ani głosu rozsądku, ani głosu wszechświata. Z braku wiary i logicznego wytłumaczenia, nie słuchają nawet siebie. Powszechna arogancja i brak pokory do istniejących od wieków prawd o stworzeniu i działaniu wszechświata jest smutna, niezrozumiała i przerażająca. W dzisiejszej dobie pędu technicznego, ludzie już nie rozróżniają starych i jedynych prawd od wymyślonych przez cwaniaków gatunku ludzkiego reguł. Niejednokrotnie pozbawionych sensu i zbudowanych tylko i wyłącznie na potrzeby ich własnej chęci posiadania ulotnych dóbr materialnych. Nie dopuszczając do siebie ogólnych prawd, wymyślają jakieś ograniczenia, idiotyczne normy, kodeksy... nie mające nic wspólnego ze sprawiedliwością prawo. Komplikując sobie i innym istotom życie, zadręczają się coraz to wymyślniejszymi formułkami. Ale nie to jest najgorsze. Zatrważające jest to, że człowiek potrafi szukać szczęścia w zdobywaniu rzeczy z materialnego świata. I tak w kółko przez całe życie: szuka, zdobywa w wielkim trudzie i znoju, nawet kosztem tak wielkich uczuć jak przyjaźń i miłość… wreszcie osiąga swe cele… a gdy już poczuje, że chwilowo zaspokoił swoje pragnienia, myśli naiwnie, że ma, że zdobył swoje szczęście. Tymczasem osiągnął zaledwie stan szczęściopodobny, bo przecież szczęście to nie moment posiadania telewizora plazmowego, samochodu, czy kobiety-żony na papierku. Szczęście tak jak przyjaźń i miłość jest zawsze stanem wnętrza człowieka! I to te uczucia są największe… ba są tak wielkie, że żadna materia, żaden stan posiadania ziemskich rzeczy nie jest w stanie doskoczyć im nawet do pięt…!!! I to one nadają sens życiu zawsze, wszędzie i na wieki!

poniedziałek, 5 października 2009

Dzień 219

Dla odmiany dzisiaj jestem tu bardzo późno. W tej chwili jest godzina 0:10. Toteż niezwłocznie biorę się za pisanie posta. Oczka mi się już same zamykają, ale myślę, że zdążę skońcyć pisanie posta zanim przy kompie wpadnie mi nos w klawiaturę... Dzień był chłodny, ale słoneczny... Rano pojechałem do drukarni zlecić drukowanie plakatów i zaproszeń wernisażowych... Jak to zwykle bywa w takim momencie zawsze coś wychodzi na jaw. Tak było i tym razem... a efektem tego jest to, że jutro rano jadę do Wojtka na poprawki. Mam nadzieję, że szybko sie z tymi drobnymi niedociągnięciami uporamy i druki ruszą pełną parą... A teraz już Was pożegnam i pójdę niezwłocznie spać... Dobranoc i dla wszystkich moich miłych czytaczy ślę życzenia miłych snów...Pa

niedziela, 4 października 2009

Dzień 218

Zimna, wietrzna i deszczowa pogoda zmusza nas do siedzenia w domu... a więc miomo, że jest dopiero godzina 17:30 i jak na mnie tak wczesna pora, postanowiłem napisać dzisiejszego posta. Powiem Wam, że nasz wernisaż nabiera rozpędu i zaczyna przybierać całkiem konkretne wymiary. W poniedziałek jadę do drukarni zlecić wydrukowanie zaproszeń na moją i Wojtka wystawę. Dzisiaj dogrywaliśmy ostateczne szczegóły dotyczące wyglądu zaproszeń i plakatów informacyjnych. Natomiast we wtorek domówimy jeszcze ostateczny wygląd prezentacji i zaczniemy przymiarki do konkretngo wyglądu i rozmieszczenai poszczególnych prac. Zaprosimy także media, czyli telewizję warszawską i prasę... choćby tylko lokalną i poczekamy na moment kiedy zaczną sławić wszem i wobec nasze imię!!! To się nazywa skromność!!! Potem jeszcze zrobimy próbę generalną i będziemy wyglądać licznego przybycia miłych gości... tych proszonych jak i tych wszystkich, którzy zechcą rzucić okiem na nasze artystyczne prace. Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytaczy i idę zrobić placki ziemniaczane, na które mam chętkę od rana... Pa

sobota, 3 października 2009

Dzień 217

Dzisiaj jakoś się zapodziałem i zacznę pisać posta o tej właśnie godzinie. A jest to godzina 23:40. Dzień był zimny i pachniało prawie przymrozkiem... jednak przymrozku nie było, one zaczną się chyba w drugiej połowie października.. brrrr, nie lubię zimna. Chciałbym opowiedzieć Wam czego doświadczyłem będąc dzisiaj na lotnisu. Otóż moja bardzo dobra znajoma wracała po krótkiej nieobecności do kraju... w związku z tym pojechałem ją tak jakby odebrać z portu lotniczego. Przybyłem do hali portu lotniczego 20 minut przed planowanym przylotem. Sprawdziłwem że samolot jeszcze nie wyladował, a to dało mi chwile na myślenie i odpoczynek. Usiadłem na metalowym krześle i zgodnie z moją naturą zacząłem przyglądać się osobą przybyłym w celu takim jak mój. Po pewnym czasie samolot wylądował i po odprawie celnej pasażerowie zaczęli pojawiać się w hali portu lotniczego. Zaraz spostrzegłem cudowną atmosferę. Taka panowała bezustannie. Każdy wychodzący z odprawy pasażer był uśmiechnięty i radosny. I pasażerowie i oczekujacy na przybyłech, patrząc uważnie za swoim bliskimi, szybko odnajdowali się i zaczynało się powitanie. Każdy bez wyjątki promieniał radością... a odnalazłszy się wzajemnie, wpadali sobie w objęcia i przytulal jeden do drugiego. Nie było żadnych odstępstw od normy... czy to młodszy, czy starszy tryskali szczęściem i przytulali się z pełnym uczuciem serdeczności do siebie... Różniły się tylko sposoby... jedni dłużej trwali w objęciach, inni krócej. Mężcyźni poklepywali się bratersko po plecach... ale były też trzy pary które zasługują na wyróżnienie. Pierwsza para młodych ludzi tkwiła w objeciach kilka minut. Następan para około pięćdziesięcioletnia tuliła się teroszkę krócej i kobieta wyzwoliła się z jego objęć jako pierwsza. Trzecią parę stanowiłem ja. Nie ukrywam tworzyłem najstarszą parę i zarazem byliśmy parą najdłużej przytulającę się... Czułem się w takiej energii świetnie i wyszedłem z hali portu lotniczego w doskonałym nastroju...! Och gdyby tak ludzie zawsze mieli do siebie tyle serdeczności...!

piątek, 2 października 2009

Dzień 216

Jest już godzina 22:30. To znaczy, że powinienem już rozpocząć pisanie posta. Dzisiaj zastanawiałwem się dlaczego tak jest, że jedni ludzie dogadują się z innymi, a drudzy choćby beczkę soli zjedli nie dogadają się nigdy. Właściwie o co chodzi w tym dogadywaniu się. Ano o to żeby umieć się zrozumieć, mieć wyostrzoną empatię... Posiadać wyczucie brzmienia wewnętrznego i odczuwać do siebie pozytywne emocje. Jakby to powiedzieć... trzeba potrafić czytać w myślach tej osoby i odwrotnie... ona w naszych... wtedy jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że jesteśmy na podobnym lub mocno zbliżonym poziomie myślowo energetyczmo uczuciowym. Stąd już tylko kilka kroków do prawdziwej przyjaźni i dalej miłości. Żeby ten pułap osiątgnąć nie można kierować się egoizmem, materializmem i bezdusznym samolubstwem... To wyklucza możliwość porozumienia w tych uczuciach. Ale jeśli ze sobą spotykają się ludzie o jednakowym lub podobnym brzmieniu i wyobrażeniu będą się rozumieć i darzyć tymi pieknymi uczuciami... i to wcale nie przelotnie tylko do końca życia... Od jakiegoś czasu dostaję informację od moich bliskich znajomych i przyjaciół, że gdy piszę o swoich uczuciach i dolegliwościach one...to znaczy te osoby które darzą mnie takimi samymi uczuciami odczuwają smutek, gdy jestem smutnu. Radość, gdy ja mam dobry humor i wreszcie odczuwają bóle, gdy mnie coś boli i to zaraz gdy tylko do nich dotrze informacja o moich dolegliwościach. Dzieje się tak bo my, skupieni na moim blogu oraz inne osoby z prywatnych kontaktów nadajemy na tych samych falach... Mamy dla siebie wiele wsparcia, troski o zdrowie któregokolwiek z bliskich, empati i przede wszystkim mamy chęć dawać siebie innym bezinteresownie... Czy to nie jest najlepszy dowód naszej czystej przyjaźni!? Cieszę się bardzo, że jesteście... My po prostu jesteśmy dla siebie bliscy i sobie potrzebni... czyż może być jeszcze coś lepszego niż właśnie taka przyjaźń...? Myślę, że nie ma nic cenniejszego nad serce szczerego przyjaciela...!

czwartek, 1 października 2009

Dzień 215

Na dworzu już od dłuższego czasu jest ciemno, a to mnie wprowadza w błąd i myślę, że jest bardzo późno... ale nie jest. Jest teraz godzina 20:55.Tak więc czas na posta. Dzisiejszy dzień był kapryśny. Najpierw pochmurny i zimny, a potem dalej zimny, ale dający złudną nadzieje, że będzie ładniejszy, bo chwilami pokazywało się słoneczko. Tak więc można by powiedzieć... pogoda była taka jak ci wszyscy przyszywani przylaciele. Nie wiem dlaczego tak jest trudno być szczery, i prawdziwym przyjacielem. Opierając się na własnym doświadczeniu, ale i czytając różne wypowiedzi na blogu, a także na pocztach i komunikatorach prywatnych widzę, że to raczej rzadka cecha ludzkości... Każdy przeżywał własne zawody w przyjaźni i w miłości. Jeśli nie każdy to przynajmniej znakomita częś dawała się nabić w butelkę przez przyszywanych przyjaciół! Skąd się to w ludziach bierze...? Myślę sobie tak: W przyjaźni jak i w miłości trzeba być bezinteresownym. Trzeba bez oczekiwania zapłaty dawać i wspierać tych, którym deklaruje te uczucia. A to już jest zobowiązanie. Zobowiązanie nie do zaakceptowania dla tych wszystkich, którzy nie potrafią dotrzymywać danego słowa. W następnej kolejności należy wymienić dawanie bez oczekiwania zapłaty. Dla materialisty jest nie do przezwyciężenia, bo jak tu nie wzić zapłaty od nawet najbliższego znajomego, czy kolegi za np. Wbicie gwożdzia w ścianę!!!??? Taki "przyjaciel" tylko brać potrafi. Jakie to krótkowzroczne. Precież tylko cymbał nie potrafi zrozumieć, że za wszystko przyjdzie kiedyś zapłacić. Już Jezus nauczał: "Co posiejesz, zbierał będziesz". A więc strzeżcie się ci wszyscy kredytobiorcy, którzy nie chcecie spłacać zaciągniętego kredytu zaufania, przyjaźni i miłości... Czas zapłaty jest bliski!!! Przekonacie się, że nadejdzie ten dzień w najmniej spodziewanym momencie waszwego życia... Na zakończenie chcę powiedzieć, że dla moich wszystkich prawdziwych przyjaiół, jestem szczerym przyjacielem i ci którzy czują sercem, śmiało mogą mnie tak nazywać... Cieplutkie buziaczki dla was wszystkich...