EPILOG

Po długim wahaniu postanowiłem zakończyć pracę z prowadzonym od ponad 500-set dni blogiem pt. "Poezja, którą da się czytać". Jak spostrzegliście 7 ostatnich postów zasadniczo odbiegało tematem od wcześniejszych treści, dlatego zostały przeniesione do nowoutworzonego bloga, który będzie poruszał właśnie taką tematykę. Mam nadzieję, że te ważne tematy wciągną was i zachęcą do czytania, i czynnego uczestnictwa w życiu nowego bloga pt. "Tropem dziwactw i bezsensu". Zapraszam. Oto nowy adres pod którym mnie znajdziecie:

http://tropem-dziwactw-i-bezsensu.blogspot.com

wtorek, 31 marca 2009

Dzień 31

Doznaję konsternacji...Co pisać żeby ktoś z czytających nie poczuł się z moim pisaniem źle...żeby nie być nudnym...powtarzalnym...mało interesującym. Jeśli czujemy presję otoczenia, jesteśmy spięci i wtedy zaczynamy się zastanawiać nad doborem tematu do pisania.To jest swoiste miotanie się...Czuję się tak jakbym był ofiarą w potrzasku. Taką bezradną muchą złapana w sieć pajęczyny. Właśnie tak się dzisiaj poczułem. Nie lubię takiego stanu psychiki. Mam w tej chwili poczucie jak gdybym nie mógł sam decydować za siebie. Bycie na cenzurowanym jest wrednym stanem wewnętrznym. Takie poczucie bycia na cenzurowanym odbiera mi moją własną osobowość. Kradnie mi wolność, moją myśl i własną mądrość. Teraz chciałbym być na soczystej i pachnącej łace. Tam gdzie nikt nikomu nie kradnie jego osobowości. Tam gdzie słychać tylko miły głos skowronka i tkliwą pieśń o miłości...
A teraz czas już na dalszą zwrotkę wiersza. Powoli zbliżamy sie do końca. Oprócz tej, będzie tylko jeszcze jedna... a potem... a potem będzie koniec.

cd.

Przestałem się lękać dopiero, gdy dojrzałem zarys lądu przymglony,
Delfin prując falę po fali, jak szybka torpeda zmierzał w jego stronę.
Zanim mnie doholował do brzegu, jakby szukał miejsca bezpiecznego,
Gdy już byliśmy u celu, płynął tuż obok dając mi oparcie i ochronę.

poniedziałek, 30 marca 2009

Dzień 30

Jutro minie miesiąc od chwili kiedy założyłem blog. Jak to szybko zleciało...a ile się wydarzyło. Jest godzina 23,12 według nowego wyznacznika czasu. Jakoś tak się dziwnie dzieje, że lubimy posługiwać sie symbolami. Spotkać je można podczas wyrażania miłości, nadzieji, strachu, przyjaźni, płaczu pocałunku...ale i jazdy na rowerze, czy nawet w sytuacjach zagrażajacych życiu. A dlaczego tak sie dzieje...? Bo my ludzie nie lubimy prawdy. Wolimy słodkie kadzenie, nawet gdy wiemy, że to co płynie z ust kadziciela jest totalną bzdurą. Czasami używam mowy symboli w wierszach, które piszę... Pokażę to na przykładzie delfina występującego na tym blogu. W wierszu celowo posłużyłem sie nim, bo jest to piękne, inteligentne i miłe zwierzę. Można by go stawiać za wzór przyjaźni... jak sie już domyślacie - besinteresownej przyjaźni. To tęsknota za tym wielkim charakterem. To oczekiwanie na kogoś wyśnionego i jedynego w swoim rodzaju. To zapotrzebowanie na miłość, której wszyscy pragniemy z całych sił... To krzyk w kierunku bliskich: jestem tu... zauważ mnie... kochaj, wspieraj, ratuj w potrzebie... nie przechodź obojetnie... ja cię kocham, a ty mnie...?
A teraz czas już na następną zwrotkę wiersza z delfinem w roli głownej:

cd.

Jego smukłe ciało, cięło jak klinga sztyletu wzburzoną powierzchnię,
Płynąc cichutko popiskuje, jakby mnie uspokajał, jakby informował.
Ufałem mu bardziej ze strachu o własne życia, niż z czystej wiary,
Trzymając w dłoni płetwę nadziei, bezwładnie obok żem dryfował.

niedziela, 29 marca 2009

Dzień 29

Dzisiaj jest niedziela... godzina po przestawieniu czasu 20,57. Znowu będę się przestawiał dwa tygodnie zanim złapię właściwy rytm czasowy. Komu to jest potrzebne...? Na czas śpimy, na czas jadamy posiłki, na czas idziemy do pracy, umawiamy sie na spotkania...Jakie to szczęście, że seksu nie uprawiamy na czas...!!!
Mój dziadek miał piękny, w srebrnej kopercie sprzed wojny w 1914 roku kieszonkowy zegarek, ale nigdy go nie używał, by wiedzieć kiedy ma zjeść posiłek, kiedy się połozyć do spania, kiedy iść do pracy, czyli do lasu na obchód... niestety nie wiem czy kierował się zegarkiem ciągnąc babcię do łóżka... Zawsze trzymał go w mundurze galowym, króry zakładał tylko wtedy gdy szedł do Nadleśnictwa i do kościoła na południową mszę. Jego zgarek nie maił łańcuszka tylko porządny rzemień, który był przytwierdzony do dziurki służącej do zapinanie guzika w jego odświętnym mundurze. Może dlatego że go nie używał, a chcąc wiedzieć która jset godzina patrzył na słońce, przeżył prawie 80 lat...
Bardzo lubię gdy ktoś dobrze odczytuje moje intencje i zamysły zawarte w moich wierszach. Na mnie to działa jak mocno aromatyczny balsam wcierany w mocno bolące nadgarstki... aż chce się powiedzieć...super... masz buziaczka!
Teaz następna zwrotka wiersza...jesteście gotowi...!!!???

cd.

Płynął szybko… jak strzała puszczona z ręki łucznika do celu,
Myślałem, że już nie żyje… a wizja, której doznaję jest śnieniem,
Że to wysłannik z innych wymiarów wiedzie mnie ku przeznaczeniu,
Kiedy wywiódł mnie na powierzchnię, okryłem się zdziwieniem.

sobota, 28 marca 2009

Dzień 28

Wróciłem z pogrzebu. Pogrzeb to taka chwila, w której żegnamy sie z bliską, kochaną czy wywodzącą się z kręgów rodzinnych osobą. Jednocześnie jest to chwila, w której zjeżdza się cała rodzina i przez kilka godzin wszyscy są razem. To czas, w którym widzimy różnice wynikające z przemijania i wreszcie to czas, w którym poznajemy nowo narodzonych członków tej daleko mieszkającej rodziny. Rozmawiemy, chwalimy zalety czy urodę innych i rozjeżdżamy się po świecie lub kraju na następnych kilkanaście lat. Widząc taki stan rzeczy nasuwa się pytanie: Co się z nami dzieje, że nie potrafimy odnaleźć jednego, albo kilku dni by się spotykać jeśli nie raz w miesiącu, to może w każdym kwatrle każdego roku... Co z nami jest nie tak...? Chyba nie mamy zadnych uczuć do członków rodziny skoro potrafimy się zmobilizować do wspólnego zlotu tylko w godzinie cudzej śmierci...albo wesela kogś z następnego pokolenia... Czy my jeszcze potrafimy siebie wzajemnie kochać...?
A teraz czas na następną zwrotkę wiersza... Zaczyna się robić ciekawie. Wbrew mojej woli niektórzy widzę mnie na dnie emocjonalnego oceanu...ciekawy jestem gdzie będę za kilka dni...Hi,hi,hi.... Oto obiecana zwrotka:

cd.

Nie złapię nawet oddechu… zamknął ocean wody nade mną,
Nagle zrobiło się jakoś cicho, bez sztormu i bez sinej chmury.
Oto widzę delfina białego… nie mam pojęcia po co przybywa,
Wcisnął mi płetwę grzbietową do ręki i strzelił świecą do góry.

piątek, 27 marca 2009

Dzień 27

Witam wszystkich moich przyjaciół... ale i nieprzyjaciół także. Jestem dzisiaj o czasie. A więc jest godzina 23,18. W sumie miałem dobry dzień. Dostałem dwa sympatyczne wpisy i prowadziłem baaaardzo przyjemną rozmowę... Tęsknie do wieczorków literackich, które nie wiem dlaczego, ostatnimi czasy bardzo się zaniedbły i ich czytanie odbywa się nader sporadycznie...Może moja symparyczna i miła lektorka straciła już do mnie cierpliwość... a może już jej się mniej podobają moje dość mocno zróżnicowane wiersze...? Jutro jadę na pogrzeb mojej cioci więc zaraz pójdę spać by być w miare wypoczęty na drogę. Załączę jeszcze kolejną zwrotkę wiersza...a potem przygotuje kilka tomików poezji, którą chcę wręczyć kilku osobą z najbliższej rodziny... to znaczy chcę własnoręcznie wpisać w nich dedykacje...

cd.

Chcąc wyrwać się z uścisku odmętu, próbuję płynąć do góry,
Pragnę płuca nasycić powietrzem, choćby na chwilkę tycieńką.
Lecz na nic me próby… spadam w bezdenną czeluść topieli,
Och, gdybym złapał życie ręką, choćby na chwilkę maleńką…

czwartek, 26 marca 2009

Dzień 26

Dzisiaj jestem tu o swojej porze.Godzina 23,07. Nikt się nie wpisał i nikt nie podjął ryzyka odgadnięcia zakończenia edytowanego tu po jednej zwrotce wiersza... Prawdę mówiąc nie spodziewałem się nawałnicy wpisów... ale na jakiś maleńki jeden wpisik i owszem, czekałem... Do końca wiersza jeszcze daleko... Z dzisiejszą zwrotką jesteśmy w połowie drogi.

Ps. Wczoraj zmarła moja ulubiona ciotka...ostatnia ze swojego pokolenia. Teraz już wszystko będzie inne... Już nic nie będzie takie jak dawniej...Wielka szkoda.

cd.

Następny z wielu ciosów, niespodziewanie uderza o burtę,
Potężna siła z wściekłością stu wiatrów, rozbiła moją łupinę.
Straciwszy jedyne oparcie dla ciała, znalazłem się w wodzie,
A spienione fale tocząc swą kipiel, wciskają mnie w głębinę.

środa, 25 marca 2009

Dzień 25

Dzisiaj zdecydowane odstępstwo od normy. Jest godzina 17,32 a ja już się zalogowałem do napisania posta. Z uwagi na zainteresowanie kilku osób moją formą pisania... szczególnie chodzi mi o ostatnie dni podczas, których wpisuję po jednej zwrotce wiersza. Wymyśliłem sobie maleńką zgadywankę.Zastanawiam sie czy ktoś pokusiłby się na ewentualne napisanie kilku zdań odnośnie zakończenia mojego wiersza... Zdradzę wcześniej, że wiersz został dzisiaj ukończony i składa się na niego dwanaście zwrotek... podpowiedzi mogą być interesujące...

cd.

Czasami huragan cichnie i słabną wściekle ryczące potwory,
Wtedy łapczywie wdycham zmierzwione wiatrem powietrze,
Ale po krótkiej chwili wytchnienia, zrywa się z podwójna siłą,
Szarpie i wyje… wydaje się, że zaraz wszystko w pył zetrze.

wtorek, 24 marca 2009

Dzień 24

Już najwyższy czas dopisać coś do bloga. Jest już godzina 23,03. Przeczytałem takie oto zdanie wypowiedziane przez księdza Tisznera: "Kochamy stale za mało i ciągle za późno". Ile w tym głębi...a ile gorzkiej prawdy. Podpisuję sie pod tym całą ręką i przytaczam tą myśl jako przestrogę... teraz dodam kolejną zwrotkę do wiersza:
"Szum fal i wiatr".

cd.

Żebym tak miał przy sobie chociaż jedno maleńkie wiosło,
Żebym tak dostrzegł najlichsze światło o nikłym odblasku.
Bo dokąd mam płynąć w tym kłębowisku spienionej wody,
Czy zdołam pokonać żywioły i wyrwę się z głębin potrzasku?

Dzień 23

Dzisiaj mocno się spóźniłem. Jest już 23 minuty po północy i chociażby z tego powodu nie będę sie rozpisywał. Zamieszczę tylko trzecią zwrotkę wiersza, którego edycję rozpocząłem dwa dni temu... Dodam tylko, że dzisiejszy dzień zaliczam do udanych i dlatego idę spać z lekkim sercem...

cd.

Wsłuchując się w delikatny dźwięk płynący z głębiny,
Nie miałem pojęcia dokąd pchają mnie siły tajemne.
Ale ufny planom wyższym, zawierzyłem przeznaczeniu,
Bo znając życie wiem, że jasnością okryją się siły ciemne.

niedziela, 22 marca 2009

Dzień 22

Godzina 22,38. Uwielbiam długie i szczere rozmowy. Cenię rozmówcę który umie słuchać i słucha co do niego mówię. Sam słucham bardzo uważnie każdego, kto do mnie mówi, bo to daje mi możliwość poznania tego kogoś dogłębnie. Za słuchaniem idzie zrozumienie i wczucie się w tą osobę. By kogoś dobrze poznać, trzeba czuć jego wnętrze, jego emocje i uczucia. Te pozytywne są ważne, ale te negatywne są ważniejsze, bo one mają bardzo silne działanie emocjonalne i powoduję dlugotrwałe nastroje każdego człowieka.

cd.
Miotało moją kruchą łupiną na wszystkie strony,
Śliski ster co i rusz wypadał mi z bezsilnych dłoni.
Jednak pomimo potwornego ryku olbrzymich bałwanów,
Docierał do mnie piękny głos dzwonka z kipiącej toni.

sobota, 21 marca 2009

Dzień 21

Godzina 23,00. Cieszę sie z powodu podjęcia decyzji o założeniu bloga. A miałem takie opory i tyle wątpliwości. Tymczasem doczekałem się już kilkudziesięciu odwiedzin i kilku wpisów mówiących o treści na nim zawartej.To cudowne, że ludzie chcą czytać poezję... nawet tak mało znanego poety jakim właśnie jestem ja.

Szum fal i wiatr

Wczorajsze smutne oczy, niosą blask radości,
Dzisiaj, w sercu moim gra już piękna muzyka.
Szum morskich fal i podmuch wiosennego wiatru,
Pchnął moją małą łódkę na głębinę pełną ryzyka.

Bogdan Chmielewski

piątek, 20 marca 2009

Dzień dwudziesty

Godzina 22,59. Nie widać nadchodzącej wiosny. Na podobieństwo chłodu i padającego deszczu ze śniegiem, targają mnie wewnętrzne nastroje. Raz jestem radosny a innym razem smutny i pozbawiony uśmiechu. Dlaczego zawsze musi być ta druga, gorsza strona medalu...? Oprucz niechcianego nastroju, złapałem jeszcze przeziębienie. Może dodam jeden z moich wierszy do dzisiejszego posta...? Dawno już nie dołączałem wiersza...


Czy ktoś zapłacze


Czy ktoś po mnie szczerze zapłacze,
Gdy ruszę w podróż bardzo daleką
Czy w czyimś sercu siebie zobaczę,
Gdy będę hen, za dziewiątą rzeką.

Nad głową ludzi w szarych ubiorach.
Czarna chorągiew smętnie powiewa,
Ksiądz gruby, nuci jak na nieszporach,
A reszta zerka na omszałe drzewa.

Jeszcze płaczki lament do niebios niosą,
Ich małe oczy w łzach suchych toną.
Za krzakiem czai się kostucha z kosą,
Szuka, albo rozgląda się za cudzą żoną.

Płoną w przestrachu szklane lampiony,
Ich małe ognie drżą lichym płomieniem.
A ja patrzę z góry na wszystko zdziwiony
I widzę, że w dole staję się wspomnieniem.

Znienacka motyl usiadł przy mojej głowie,
Jaskrawą barwą zakłócił żałobną ciszę.
Nikt nie wie czego tu chce i co mi powie,
Bo tylko ja jego bezdźwięczny głos słyszę.

To mój posłaniec na ziemię sprawiedliwy,
Który teraz jest ze mną w cichej zmowie.
Choć jego żywot, wydaje się być parszywy
On jednak u Boga jest oczkiem w głowie.

Siedzi cichutko, rozgląda się i obserwuje,
Szuka tych, których serca są pełne cierpienia.
Wpierw bliskich, którym mnie szczerze brakuje,
A potem przyjaciół z prawdziwego zdarzenia.

Oto siostra obok wezgłowia przechodzi,
Strapioną twarz w obu dłoniach ukrywa.
Czuję, że mało ją śmierć brata obchodzi,
I widzę serce, w którym smutek nie bywa.

Jakoś tak smętnie i zimno na mnie patrzyła,
Tak obojętnie, jakby widziała tu obcego.
Po chwili u stóp moich kwiaty polne złożyła,
I zaraz odeszła biorąc pod rękę męża swego.

Tak normalnie, z maską w emocje ubogą,
Bez zbędnej refleksji nad przemijaniem,
A przecież kiedyś pójdzie tą sama drogą,
Może wtedy zatęskni za bliskich łkaniem.

Gdzie są ci wszyscy, którzy mnie kochali,
Nie przyszli…? Może wcale ich nie było?
A może ja ich nie widzę, bo są bardzo mali,
Może za życia o miłości tylko mi się śniło?

Na szczęście więcej razy umierać nie muszę,
Czas tu nie istnieje więc lat mi nie przybywa.
Ale zanim jeszcze w dalszą drogę wyruszę,
Poznam ile tajemnic moja strona skrywa…

I będę czekał na tą, która moją pieśń śpiewa,
Tą którą lubię, tą o najpiękniejszej miłości,
Która łez sztucznych po mnie nie wylewa,
Bo wie, że tu jestem i nie boi się przyszłości.

Bogdan Chmielewski

czwartek, 19 marca 2009

Dzień dziewiętnasty

Godzina 22,59. Dzisiaj spotkało mnie wiele dobrego i kilka miłych przyjemności. Okazało się że wszyscy bliscy pamiętali o moich imieninach. Wysyłali mi smsy, maile i katrki pocztowe z pięknymi życzeniami. Jednak największą frajdę zrobili mi moi najbliżsi, czyli ci na których najbardziej mi zależało. Ich życzenia były dla mnie jak balsam na bolące nadgarstki Dzięki piękne ślę w ich ręce i buziaczki słodkie kładę na ich usta. Przypominam, że będą następne lata w których też będę na was czekał... i tak każdego następnego roku... aż do końca mojego życia...

środa, 18 marca 2009

Dzień osiemnasty

Jest już 23,35...nie przeraża mnie ta pora, bo na ogół późno chodzę spać. Do pełnej regeneracji wystarcza mi 6 godzin snu na dobę. Jutro mam ważny dzień...są moje imieniny. Bardzo mi miło, gdy dostaje piękne życzenia... Powiem nieskromnie, że nawet na nie czekam. Są dla mnie szczególnie ważne, gdy płyną od najbliższych osób. Uwielbiam tych wszystkich, którzy mnie kochają i o mnie pamiętają. Niestety jak to w życiu często bywa, niektórzy o swoich bliskich zapominają... A przecież to tak niewiele trzeba, by sprawić komuś miłą niespodziankę i przyjemność...

wtorek, 17 marca 2009

Dzień siedemnasty

Godzina 23.o7. Dzisiaj wpis będzie bardzo krótki...Zarówno śmiech, ziewanie jak i nastrój i emocje są zaraźliwe. W związku z tym jest mi smutno i czuje sie paskudnie. Idę spać.

poniedziałek, 16 marca 2009

Dzień szesnasty

Godzina 22,59 to odpowiednia pora na napisanie spota. Od kilku dni chodzi mi po głowie zagadnienie troski człowieka o człowieka. Zadaję sobie pytanie dlaczego o jednych troszczymy się bardziej a o innych mniej,a jeszcze o innych prawie wcale. Z mojego punktu widzenia, tak się dzieje ponieważ troską o drugiego człowieka wyrażamy swoje najpiękniejsze uczucia. Uczucie miłości... wielkiej i szczerej miłości. To uczucie można mieć do wszystkich ludzi, albo tylko do tych, których bardzo kochamy. Jest to coś wspaniałego. Jest to coś, co można by porównać do cudownego wschodu słońca. Co za rozkosz wiedzieć, że jest ktoś kto bardzo kocha i wyraża właśnie w ten sposób swoją miłość. Szczęśliwi są ci wszyscy, którzy doświadczają miłości i mają w swoim otoczeniu taką osobę... Ja taką osobę mam...a więc jestem bogaczem i doprawdy wielkim szczęściarzem...

niedziela, 15 marca 2009

Dzień piętnasty

Niedziela, godzina 21,52.Jak na mnie, to wcześnie wziąłem się za nowy wpis. Cały dzień wyplatałem. Mam ponacinaną skórę na palcach i bolące nadgarstki. Po obiedzie wyrwałem się na spacer. Jest koło mnie wielki park do którego lubię chodzić. Jest tam taka cisza i spokój.Słuchałem śpiewu ptaków i oddawałem się zadumie. W takim miejscu przychodzą do głowy różne myśli. Często bywa tak, że w tym parku znajduję natchnienie na nowy wiersz, a czasem tęsknotę za wimaginowanym rajem... Innym razem siadam na ławce... tuż nad wodą. Obserwuję kaczki pływające na wodzie i wyciszam emocje. Wtedy jednoczę się z naturą bardzo mocno i ma wrażenie, że za chwilę rozpłynę się w niej na zawsze... Bardzo mnie boli, że ludzie niszczą ten piękny świat...może na tą okoliczność zamieszczę tu swój wiersz...? Może ktoś go przeczyta i zastanowi się nad sobą, gdy będzie bezmyślnie wyrzucał na trawnik kolejną plastikową butelkę po napoju...


Czas jesieni

O tej porze, w dzikim lesie,
Gwałt podnoszą smukłe drzewa.
Powiew wiatru chłód już niesie,
A ptaszyna smutniej śpiewa.

Grzyb wysypał się obficie,
I zza krzaka okiem świeci.
Jakby czekał na przybycie,
Całej chmary swoich dzieci.

Trawa ochrą już się mieni,
Małe krzewy gubią liście.
A w koronie śpią w czerwieni,
Jarzębiny piękne kiście.

Jeleń wyszedł na skraj lasu,
Wszystkim, głosi swoją moc.
Robiąc przy tym dość hałasu,
Ryczy basem całą noc.

Gdzieś w oddali ludzi słychać,
Idą wprost w głęboki bór.
Każdy piękno chciałby wdychać
Ale w dłoniach taszczy wór.

Z worów sypią się plastiki,
Wszelkich flaszek cały stos.
Zaśmiecają obraz dziki,
Śmiejąc się naturze w nos.

Bogdan Chmielewski

sobota, 14 marca 2009

Dzień czternasty

A to oznacza, że jestem tu już dwa tygodnie... krótko...? Ale jak szybko te dni zleciały. Cały dzień spędziłem w ruchu. Przez chwilę czułem się zmęczony. Na szczęście szybko regeneruję siły. Mam jakąś pustkę w sobie...taki dziwny niepokój. Czuję się tak jakbym po raz ostatni zobaczył nigdy niewidzaiany zachód słońca. Jego blask jest taki cudowny...i zarazem przymglony... Powstaje w mojej głowie zarys nowego wiersza... ale nie wiem kiedy swoje myśli przeleję na papier... będzie trudny.

Dzień trzynasty

Trzynasty i piątek... mój ulubiony dzień i na dodatek bardzo szczęśliwy. W pracy też poszło dobrze. Nie mam żadnych zastrzeżeń co do jego przebiegu. Jednak większość ludzi uważa go za coś makabrycznego, wyjątkowo pechowego i nieprzyjemnego. Tak naprawdę jaki będzie dany dzień zależy od nas samych. Jeśli zmienimy sposób myślenia to i z tej pechowej trzynastki zrobimy dzień szczęśliwy...Jednym słowem jakim go zaprojektujemy, takim on będzie...!Terudno w to uwierzyć...? Nic prostrzego, wystarczy mieć w sobie wiarę, że tak będzie i zrobimy z pechowca szczęsliwca. Po upływie kilku miesięcy... może tygodni, zaczniemy na własnej skórze przekonywać się, że to działa... Dzisiaj nie będzie następnego wiersza. Może wstawię go w sobotę, albo w niedzielę...Brak mi dobrego nastroju i wiem,że będę smutny...

czwartek, 12 marca 2009

Dzień dwunasty

Wracam do wieczornego pisania.Trochę deprymuje mnie data z innej strefy czasowej. Jeśli piszę wieczorem mam ją aktualną, ale jeśli piszę rano to mam dzień poprzedni, co nie jest zgodne z rzeczywistościa i mnie denerwuje. Szukałwem gdzie tylko się dało, ale nie znalazłem opcji ustawiania godziny. Może ktoś z was wie i mi podpowie jak to zrobić. Dzisiaj rozmyślałem o miłości, bo czyż miłość nie jest wielką płynącą rzeką!? Każdego dnia jest inna. Jest taka jak stare wino, im starsza tym dojrzalsza, wspanialsza, pełniejsza, większa i nikończąca się nigdy...
Nie tak dawno napisałem wiersz o miłości... i dzisiaj chcę go tutaj zaprezentować:

Miłość

Tyś nadzieją mą, natchnieniem,
Gwiazdka z nieba, każdym snem.
Tyś radością, życia mgnieniem
Bryzą morską, każdym dniem.

Tyś mym wiatrem, zapatrzeniem,
Kwiatem modrym pośród łąk.
Tyś akordu cichym brzmieniem
I pieszczotą ciepłych rąk.

Gdy porządki w domu robie,
Słyszę zewsząd piękny śpiew.
Wszystko szepcze mi o Tobie,
Nawet liście starych drzew.

Siadam wtedy przy kominku,
Grzeję dłonie ciepłem drew.
Och, jak marzę o spoczynku,
Gdy buzuje we mnie krew.

Pod kominkiem ogień płonie,
Czarne blachy blaskiem skrzą.
Chodź Jedyny, weź me dłonie,
Obie, ciepła twego chcą.

Jeszcze utul mnie kochanie,
Pieść i całuj twarz we śnie.
A gdy wieczór cię zastanie,
Śpij Mój Miły obok mnie.


Bogdan Chmielewski

środa, 11 marca 2009

Dzień jedenasty

Wstałem o godzinie 6,20... miałem dziwny sen. Śniło mi się dwóch mężczyzn. Byli bardzo wysocy. Trudno określić ich wzrost, bo nie miałem punktu odniesienia. Jednak pod koniec snu stanąłem na przeciw jednego z nich. Sięgałem czubkiem głowy zaledwie do pasa tegoż osobnika, a że sam do najniższych nie należę [188cm]to i wyobrazić sobie łato jacy byli wysocy. Po przebudzeniu zastanawiałem się cóż by ten sen miał oznaczać...? Po dłuższym przemyśleniu doszedłem do wniosku, że to przekaz od mojej podświadomości.Zrozumiałem, że ów sen pokazał mi w którym miejscu znajduję się na swojej drodze życia, Pokazał, że należy działać by sprostać i dorównać wymaganiom obecnego czasu. Nie wystarczy zatrzymać się w miejscu, które nam odpowiada, ale trzeba iść dalej i dalej, by poznać do końca siebie...by w końcu stać się wielkim i pięknym człowiekiem. Spoczywać w wygodnym miejscu, to znaczy powoli umierać na skutek braku rozwoju własnej osobowości...

wtorek, 10 marca 2009

Dięn dziesiąty

Tak zwana dekada. Może by dołączyć wiersz pod takim tytułem? Akurat tak sie składa, że napisałem taki wiersz...nawet ładny. W takim razie zapraszam do przeczytania.

Dekada

Dzisiaj...a może wczoraj?
Minęła pierwsza dekada.
Jakieś to dziwne?
Partner partnera nie okłada,
Czy to normalne?
Po tylu latach się całować,
Głaskać po dłoniach,
Niczego nie żałować.
Czy to normalne?
Nawet kłócić się nie umiemy.
Wciąż pojednani,
Ciągle pogodni
I zakochani.
Jakieś to dziwne?
Nie z tego Świata...
Po tylu latach?


Bogdan Chmielewski

Dzień dziewiąty

Dzień dziewiaty był bez wpisu. Tak sie złożyło, że nie znalazłem chwilki czasu by coś dopisać...

niedziela, 8 marca 2009

Dzień ósmy

Niedziela jest dniem odpoczynku...? Nie dla mnie. Pracowałem dzisiaj przy wyplataniu kanapy rokokowej. To bardzo żmudna praca. Zabiera dużo czasu, ale po zakończeniu satysfakcja wielka... i ta świadomość, że przywróciłem dawną świetność temu staremu meblowi. To tak jakby odnaleźć wielką miłość. Mogę to jeszcze porównać do napisania tkliwego wiersza...on pewno przetrwa dłużej niż ta kanapa...ale miłość przetrwa wszystko i będzie istnieś wiecznie...

sobota, 7 marca 2009

Chyba jednak nie udało się do końca... Co prawda okładka jest, ale zniknęło mi kilka liter i wyrazów z napisanego tekstu. W związku z tym czuję się w obowiązku napisać ponownie pierwotną formę. A więc miało być tak:

Pogoda marcowa. Nic specjalnego się nie dzieje. Pojechałem na zakupy...trochę ruchu mi sie przyda. Chcę zamieścić fotografię okładki mojego tomiku poezji "Rydwan czasu". Nie wiem czy mi się uda, bo nie jestem aż tak biegły w sztuce tworzenia bloga. Z tekstem szło mi łatwiej, ale z fotografią okładki...? Już nie jestem taki pewny...ale co mi tam...raz kozie śmierć...
To tyle gwoli sprostowania...no cóż całe życie się uczymy...

Dzień siódmy


Pogoda macowa. Nic specjalnego się nie dzieje. Pojechałem wolnej chwili na zakupy. Trochę ruchu mi się przyda. Nie wiem czy mi się uda, bo nie jestem aż tak biegły w sztuce tworzenia bloga. Z tekstem poszło mi łatwiej, ale z fotografią okładki "Rydwany czasu" już nie jestem takim pewny...ale co mi tam...raz kozie śmierć...

Chyba się udało...!

piątek, 6 marca 2009

Dzień szósty

Jak zwykle dzisiejszy dzień zakończę dopiskiem do bloga. Jest godzina 22,13. Trzynastka to moja szczęśliwa liczba, a gdy wypadnie jeszcze w piątek, to jest już pełnia sukcesu. Zawsze i wszystko bardzo dobrze mi każdego, oznaczonego tą datą dnia wychodzi. Chociaż dzisiaj nie jest 13-ty, jednak jest piątek, więc po wczorajszym marazmie poetyckim, dzisiaj napisałem nowy wiersz i jego właśnie chcę dzisiaj tu zaprezentować, co niezwłocznie czynię:


Ziąb marcowy

Za oknem ziąb straszny…
I północny wiatr lodem wieje.
Mimo tak skrajnych warunków,
Moje serce za życiem szaleje.

Kolejny marcowy dzień…
Pędzi chmury zgorzkniałe.
Wszystkie takie bardzo sine,
Ciężkie i deszczem nabrzmiałe.

Idę ulicą dziwnego miasteczka,
Wyciągam zziębnięte dłonie.
Dokoła drzewa w pół zgięte,
Trwają w wichrowym pokłonie.

Szukam ciepłego schronienia,
Ale nikt mnie nie prosi do domu.
Pukam do furt wykwintnych,
Ale otworzyć ich nie ma komu.

Ty jedna stoisz przy mnie cieniem,
I nie boisz się zimnego podmuchu.
Grzejesz mnie ust oddechem,
W gorącym miłości odruchu.

Potem poszliśmy nad dziką rzekę,
Ogrzać dłonie przy ognisku…
A tam na brzegu, dwa łabędzie,
Złączone w miłosnym uścisku.

Bogdan Chmielewski

czwartek, 5 marca 2009

Dzień piąty

Znowu złapała mnie noc...W ciągu całego dnia nic specjalnego się nie wydarzyło. Nawet pisanie nie bardzo mi szło. Patrzyłem w tekst na papierze i niczego sensownego nie mogłem dopisać. Dodam jeszcze wiersz i pójdę spać...

Oto on:

A ty mi tylko pieśń zaśpiewaj


Gdy z sił opadnie ciało sterane
I legną w łożu członki zwiotczałe,
Pohamuj proszę serce wezbrane
I przetrzyj oczy łzą nabrzmiałe.

Nie stój nade mną płaczką żałobną,
Ostatniej drogi nie ściel goryczą,
Tylko mnie okryj szatą ozdobną
I wyproś z domu tych, którzy krzyczą.

Nie mów o pechu, o przemijaniu,
Nie wiń nikogo w gorzkiej rozpaczy.
Ksiądz niech zapomni o spowiadaniu,
I sobie niechaj wszystko przebaczy.

A ty mi tylko pieśń zaśpiewaj,
Tą najpiękniejszą, o swej miłości,
Żalu nade mną nie wylewaj,
Bym zabrał w drogę obraz młodości.

Pochyl oblicze gdzie moja głowa,
Utul ją w dłoniach jak przed laty.
A potem szeptaj najczulsze słowa
I nie zapomnij dzisiejszej daty.

W każdą rocznicę pieśń mi śpiewaj,
Tą którą lubię, tą o miłości…
Łez po mnie Miła nie wylewaj,
Tylko mi śpiewaj, śpiewaj o radości.


Bogdan Chmielewski

środa, 4 marca 2009

Dzień czwarty

Godzina 22,57. Znowu późno się zabrałem za dopisanie kilku nowych zdań. Wybaczcie, byłem zasłuchany i skupiony na własnych wierszach. Każdego dnia wiczorem, moja piękna lektorka Marysia czyta mi moje wiersze. Gdy Marysia je deklamuje, słucham z wielką uwagą. Bardzo mi się podoba jej wykonanie...
Dzisiaj nikt mnie nie odwiedził na blogu. Może poezja w obecnych czasach jest już mało popularna. Zwłaszcza ta moja, w konfrontacji z współczesną poezją może jest już przeżytkim...A może nie jest przeżytkiem i przetrwa w takim wydaniu tą nowoczesną...?
Kto wie...? Mój młodszy brat Dżordż podpowiada mi, ze to ja będe górą!

Teraz czas na mój kolejny wiersz:

Dla ciebię wszystko

Dla ciebie zrobię wszystko,
Nawet dam się zbałamucić.
Żebyś tak, choć krótką chwilę,
Chciała się ze mną kłócić.

Dla ciebie zrobię wszystko,
Nawet pozwolę się całować.
Byle bym później wszystkiego,
Nie musiał pragnąć, albo żałować.

Dla ciebie zrobię wszystko,
Nawet oddam się w niewolę.
A gdy będziesz przy mnie spała,
Na wszystko ci pozwolę.

Na szczebioty, na czułości,
Na pieszczoty, na kochanie.
Nawet zgodzę się co ranek,
Byś dawała mi śniadanie.

Dla ciebie zrobię wszystko,
Zbiednieję, albo się wzbogacę.
Mogę nosić wąsy i długie włosy,
Albo ostrzyc głowę na łysa glacę.

Dla ciebie zrobię wszystko,
Nawet dam się pożreć hienie.
Byle byś była przy mnie,
Choćby przez oka mgnienie.

Dla ciebie zrobię wszystko,
Nawet w łóżku się zatracę.
A jeśli przestaniesz mnie lubić,
Wszystko ci kochana wybaczę.

Bogdan Chmielewski

wtorek, 3 marca 2009

Dzień trzeci

Dzień się już skończył. Jest już godzina 23,16. Mam jeszcze chwilkę przed snem na zamieszczenie kolejnego z moich wierszy. Zastanawiam sie które zamieszczać wcześniej, a które później. Chodzi mi o tematykę. Dzisiaj ukończyłem pisanie sprośnego poematu pt. "Po piećdziesiątce". Temat poematu, jak łatwo sie domyślić, dotyczy świńtuszenia... ale nie wiem czy zdecyduję się zamieścić tutaj chociaż jego kawałek.

Teraz czas na wiersz:


Zmory

Każdej nocy, świtem bladym,
Wpadam w taki dziwny stan.
Klęczę smutny u bram raju,
Trzymam w dłoniach żółty kran.

Z kranu płynie bardzo wolno,
Blady strumyk mlecznej mgły.
Mgła okrywa kołdrą z wiatru,
Dywan z duchów, które szły…

Niosą zmory dziwny sztandar,
W dłoniach dzierżą ludzki los.
Kto żebrakiem uczuć będzie,
Kto dostanie szczęścia trzos.

W pierwszej parze idą głupcy,
Żaden nie wie gdzie ma iść.
Czy ma serce oddać damie,
Czy też wyschnąć tak jak liść.

W drugiej parze idą mędrcy,
Wszyscy wiedzą gdzie iść chcą.
Serc nie dadzą żadnej pannie,
Gdyż o forsie tylko śnią…

W końcu idzie trzecia para,
Chcąca miłość, dawać, brać,
Dla nich liczy się w nią wiara,
Toteż pragną przy niej trwać.

W sercach noszą drugie serca,
Ja na przedzie wiodę prym.
Biegnę, tańczę, radość niosę,
Szczęściem żem pijany w dym.

W oczach mają drugie oczy,
Które dla nich blask chcą nieść.
To nie ważne skąd się patrzą,
Ważna jest w nich piękna treść.


W ustach czują drugie usta,
Które chcą im śpiewać song,
Ten cudowny, bez podłości,
O pieszczocie ludzkich rąk.

A gdy miłość się wypali,
Na pustyni chciałbym być.
Tam odnalazłbym skorpiona,
Z nim o szczęściu dalej śnić.

Niosą zmory ciemność nocy,
Miłość, skrzydła, złote słońce.
Dotąd szczęście będzie trwać,
Dokąd serca są gorące.

Bogdan Chmielewski

poniedziałek, 2 marca 2009

Dzięń drugi

Dzisiaj odebrałem z drukarni nastepna partię wydanych wierszy. Doczekałem sie jednego wpisu... i mam nadzieję, że nie odtatniego. Zgodnie z tym co napisałem wczoraj,zaraz zamieszczę następny wiersz.

Z lotu ptaka

Szybując wysoko w przestworzach,
Na wszystko patrzyłem z góry.
Widziałem kłosy w złocistych zbożach
Okryte cieniem płynącej chmury.
Posmutniał pejzaż chłodem spowity,
Wiatr pochylił drzew korony
A polny strach łachmanem okryty
Zamknął oczy przestraszony.
Lustrując miasta i wioski uśpione,
Ku barwnej ziemi lot zniżyłem.
Przetarłszy dłonią oczy zmęczone,
Na dole dziwną rzecz odkryłem...
Gdzie sięgam wzrokiem - pustka straszliwa.
Oto człowiek przed człowiekiem
Prawdziwe oblicze ukrywa.
Zamknięci w budynkach z betonu,
Odcięci murem od świata
Niewpuszczając nikogo do domu,
Liczą samotnie upływające lata.


Bogdan Chmielewski

niedziela, 1 marca 2009

Na weselu z innym…

Od tygodni tkwię w pułapce,
Bowiem pewien dziwny pan,
Na wesele chce mnie prosić
I na parkiet porwać w tan.

Mam nie lada ci rozterkę,
Gdyż ten nieco dziwny gość.
Na mój widok aż się trzęsie,
Albo sztywny jest jak kość.

Gdybym jeszcze tak ciuteczkę,
Miała w sobie dlań czułości,
Gdyby tak choć odrobinkę,
W sercu było dlań miłości.

Żeby chociaż był ładniejszy,
Albo w sobie miał to coś…
Żeby nie był taki smętny
I nie robił mi na złość…

Och tańczyłabym do rana,
Potem jeszcze kilka dni.
Zatraciłabym się w pląsach,
Gdybyś tańczył ze mną Ty.

Może powiesz mi mój Miły,
Przyjąć mam ów zaproszenie?
Zechciej wesprzeć dobra radą,
Mam go spławić w oka mgnienie?

W duszy mojej tyle trwogi,
Oczy błyszczą, serce drży.
Czuła bym się tak bezpiecznie,
Gdybyś chciał iść ze mną Ty.

Wyjdź na parkiet smukła damo,
Pokaż wszystkim strojne szaty.
Bać nie musisz się nikogo,
Bo masz wygląd przebogaty.


Już derwiszem płyniesz w sali,
Światła błyszczą, muzyk gra.
Wszędzie stoły, przy nich goście,
Targ o serce twoje trwa.

Już by chcieli ci przystroić,
W biały welon smutną twarz.
A paluszek w złoty krążek,
Potem wzięli by co masz…

Wzięli wolność by, swobodę,
Blask twych oczu i ust dźwięk.
A gdy miłość słodką skradną,
W sobie będziesz nosić lęk.

Och jak chciałabym ten krążek,
Ślubnej sukni ażur lśniący.
Gdybyś dał mi czułość dłoni,
Albo tylko wzrok błyszczący.

Och tańczyłabym do śmierci,
Potem jeszcze kilka dni.
Zatraciłabym swą duszę,
Gdybyś tańczył ze mną Ty.

Bogdan Chmielewski

Nieśmiała

Niedawno

Poznałem kobietę

I ładna i bardzo miła,

Tylko wstydliwa była...

O miłości mówić nie chciała,

Może była chłodna,

A może nie umiała...

Niedawno

Wziąłem ją w ramiona,

Ale mnie nie objęła,

Tylko stała spłoszona.

Jakby niczego nie rozumiała.

Może się bała,

A może nie chciała...

Niedawno

Siedzieliśmy w promieniach słońca,

A ona strach przełamała

I moją dłoń pogłaskała.

Może była mniej spięta,

A może już chciała.

Bogdan Chmielewski


Początek

Warszawa dnia 01. 03. 2009 r. Niedziela godzina 17,25

Właśnie dzisiaj po raz pierwszy odważyłem się zaistnieć publicznie. Miałem wiele wątpliwości co do pokazania się na takim szerokim forum publicznym, ale skoro przełamałem własne opory, będę się starał pokazać czym się zajmuję jeśli chodzi o pole literackie. Chcę zaprezentować swoje wiersze, a w przyszłości może i fragmenty moich książek. Może tą drogą uda mi się zainteresować któreś z wydawnictw i owocem tego zainteresowania będzie wydanie mojej twórczości.

Dzisiaj chciałbym zaprezentować jeden z moich wierszy:



W poszukiwaniu miłości

Szukałem w lasach
I w górach wysokich...
Wśród łąk soczystych
I mórz głębokich.
Szukałem w ludziach
I w murach kościelnych...
Wśród wydm piaszczystych
I w domach weselnych.
Szukałem w ciemnej przestrzeni
I w sercach kobiet świata...
Wśród egzotycznych kwiatów
I wiosną... i każdego lata.
Już skroń posiwiała
I postać ku ziemi się chyli,
A ja... i inni wędrowcy
Niczegośmy nie odkryli.
Gdy utrudzony usiadłem na łące
I zanurzyłem dłonie w zieleni...
Nagle pojąłem - Tu jej nie znajdę!
Chyba, że... w innej przestrzeni.

Bogdan Chmielewski