EPILOG

Po długim wahaniu postanowiłem zakończyć pracę z prowadzonym od ponad 500-set dni blogiem pt. "Poezja, którą da się czytać". Jak spostrzegliście 7 ostatnich postów zasadniczo odbiegało tematem od wcześniejszych treści, dlatego zostały przeniesione do nowoutworzonego bloga, który będzie poruszał właśnie taką tematykę. Mam nadzieję, że te ważne tematy wciągną was i zachęcą do czytania, i czynnego uczestnictwa w życiu nowego bloga pt. "Tropem dziwactw i bezsensu". Zapraszam. Oto nowy adres pod którym mnie znajdziecie:

http://tropem-dziwactw-i-bezsensu.blogspot.com

czwartek, 30 kwietnia 2009

Dzień 61

Dzisiaj nietypowo dokonuję wpisu o godzinie 13,55. Taka właśnie w tej chwili jest na moim zegarku. To zakłócenie mojego dobowego rytmu wpisywania nowego posta do bloga spowodowane jest dzisiejszym wyjazdem poza Warszawę. Żeby wszystko było jasne jadę do rodziny na wieś. Nawet sie cieszę, bo zaczerpnę świerzego powietrza i poobserwuję co zmieniło się tej wiosny w przyrodzie. Dzisiaj chciałem pisać o uczuciu zwanym tęsknotą... Jest wiele rodzaji tęsknoty. Może to być nostalgia, czyli tęsknota za krajem, może być za uciechami życia codziennego, za bliskościa rodziny, kochanej osoby,czy wręcz za ciepłotą miłości. Z pewnościa można te wszystkie tęsknoty uszeregować w jakiejś skali według ich ważności lub w stopniu wielkości. Wielkości czy ważności w kolejność bez wątpienia jest indywidualną sprawą kazdego człowieka. Tutaj nie ma sztywnych ram w których można by osadzić każda osobę z osobna. Moim proirytetem w tej skali jest miłość i tęsknota za bliską osobą!!!

środa, 29 kwietnia 2009

Dzień 60

Godzina dość wczesna...więc niektórzy miłośnicy moich postów nie będą musieli czekać na nowy wpis aż do północy. Jest punktualnie 22,00. Zbliża się długi weeckend...Tyle dni wolnych niekturych ludzi ciaszy, innychch denerwuje a jeszcze innych napawa lękiem. Tak długi okres wolnego sprawia, że mamy dużo czasu na przemyślenia. Lenistwo pobudza wyobraźnie i daje pole do popisu najprzeróżniejszym myslom. Jeśli są przyjemne to i miło spędzamy czas, ale jeśli ukierunkowane na wspominanie przeszłości w trudnym okresie życia, wtedy wywołujemy w sobie smutek...wpadamy w zadumę, melancholię i doprowadzamy się do stresu. Najczęściej tak się dzieje, gdy doznajemy zawodu w miłości...gdy ukocha[y] zawiedzie nas w uczuciach. Jest jeszcze gorzej gdy kłamie i oszukuje zapewniając o swoich szczerych uczuciach.Wówczas odbiera nam wiarę w prawdziwą miłość... a to wtedy jest już werdne i podłe, ponieważ na uczuciach tak ważnych i wielkich jak miłość pogrywać nie wolno!!!

wtorek, 28 kwietnia 2009

Dzień 59

Czas na kolejny wpis...Jest godzina 23,50. Wiersz wczoraj został już zakończony...z pośpiechu nie zamieściłem tylko swojego podpisu, którym zawsze zamykam każdy ukończony wiersz.Dzisiejszy dzień nie był zbyt energiczny...ale to mi nie przeszkadzało pracować twórczo. Napisałem jeden wiersz z cyklu; "Miałem ci ja zakus" a drugi, mniej więcej w połowie przerwałem i odłożyłem go na jutro. Pierwotnym zamierzeniem było napisanie w dzisiejszym poście o mocy miłości. Rozważałem, czy to wielkie uczucie potrafi przetrwać wszelkie zawirowania i nieprzychylności losu...W tej materii nie mam całkowitej pewności...ale jestemm przekonany, że na skutek głębokich przemyśleń już niedługo będę wiedział czy w warunkach ziemskiego materializmu taka miłość jest możliwa...czy ma szansę zaistnieć, trwać i przezwyciężyć wszystkie zawirowania...! Jeśli okazało by się że jednak nie ma szans na zaistnienie takiej bezinteresownej i wiecznej miłości... stracę wszelką nadzieję i wiarę w jej prawdziwość istnienia na ziemi... Potwierdzą się moje wcześniejsze założenia... przynajmniej jeśli chodzi o moje wyobrażenia tego pięknego i czystego uczucia... To tyle Moi Mili...a czy wy jesteście pewni swojej bezinteresownej i czystej miłości...??? Czy macie właśnie taką w swoich sercach!!! Czy jest ona u was tylko pustym słowem bez pokrycia!!!

poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Dzień 58

Jest godzina 21,55.Właściwie dzień jak co dzień...Ani smutny, ani szczególnie wesoły. W wolnej chwili zastanawiałem się dzisiaj co należy robić by zrozumieć drugiego człowieka. Zdarza sie, że ni stąd ni zowąd, ktoś kogo dobrze znamy, bez powodu znienia się w stosunku do nas w sposób zdecydowanie odstający od dotychczasowego zachowania. Zadaję sobie wtedy pytanie: co mogło spowodować takie zachowanie... A następne pytanie brzmi Jak mam zrozumieć o co chodzi, gdy nie znajduję powodu ani wyjaśnienia tej zmiany... Czy złożyć to na karb złego nastroju, czy jakiejś tragedi o której nikt nic nie mówi, czy raczej na dziwaczny kaprys. Po kilkugodzinnych próbach zrozumiena, nie udało mi się znaleźć sensownego wytłumaczenia, a to oznacza, że natura każdego nie będącego mną człowieka jest nie zbadana i nie pojęta w żaden logiczny sposób... To z kolei potwierdza biblijną maksymę: "Nie znasz dnia ani godziny". W takiej sytuacji nie ma co sobie łamać głowy...lepiej jest żyć chwilą...Tej minionej chwili nikt nie jest w stanie nikomu odebrać...!!!
Teraz czas na następne zwrotki prezentowanego od dwóch dni wiersza:

Dokąd idziesz – zapytałem,
Bo ja nie wiem gdzie iść mam.
Od początku swego życia,
W tej niewiedzy ciągle trwam.

Oj, wędrowcze utrudzony,
Nie martw się o drogi kres.
Będę świecił ci pod nogi
I wskazywał gdzie cel jest.

niedziela, 26 kwietnia 2009

Dzień 57

Dzień był raczej spokojny. Spędziłem go trochę w kuchni a trochę na powietzu. Jest godzina 22,16. Więc jeszcze dość młoda, ale chce mi się spać. Po przesileniu poczułem odpręzenie, a to z kolei zaowocowało zmęczeniem i ziewaniem. Po raz wtóry doszedłem do wniosku, że jestem szczęśliwym facetem. Mam radość w secu i na twarzy... chociaż na twarzy mniejszą niż w sercu...

Teraz jeszcze dodam kolejne dwie zwrotki i idę do łóżeczka spać...

Z czasem chmury wiatr rozwieje,
I powróci gwiazd twych blask.
Myślę wtedy co to będzie,
Gdy nadejdzie dzionka brzask.

I od wieków, tak niezmiennie,
Jednakowy cykl swój masz.
Zmienia tylko się towarzysz,
Który ludzką nosi twarz

sobota, 25 kwietnia 2009

Dzień 56

Jest godzina 22,10. Jak widzicie jest wcześnie jak na mnie...Zastanawiałem sie dzisiaj jak to z nami jest... bo przecież kżdy z nas składa sie z wielu uczuć, z wielu myśli, zachowań, działań w różnych dziedzinach życia...Ma też różne nałogi, poglądy i oczekiwania. Nie mówię tu o tych drastycznych nałogach jakimi są alkoholizm, nikotynizm, czy narkomania. Mówię tu o tych przyjemniejszych nałogach: choćby jedzenie czekoladki, picie coca coli, tęsknota za kimś bliskim, chęć permanentnej rozmowy, dotyku, czy nawet uprawianie seksu...Zastanawiam sie jak to jest, że gdy coś już mamy, czegoś doświadczamy, to po jakimś czasie przestajemy docenić to co mamy. Powszednieje nam to, albo przerasta w oczekiwaniach. Boimy się z tego korzystać, gdy jest trudne, a gdy przychodzi łatwo bagatelizujemy, lekceważymy i olewamy. Z czasem chcemy więcej i więcej, bo dochodzimy do wniosku że dostajemy za mało...Kiedy na skutek tych czynników stracimy to co mieliśmy, nagle rozumiemy, że popełniliśmy największy błąd swojego życia i zaczyna się żal, smutek, bezgraniczna tęsknota, a nawet tragiczna rozpacz... Po co więc to robimy...? Robimy to bo jesteśmy życiowymi masochistami. Robimy to, bo nie potrafimy cieszyć się drugim człowiekiem i zwykłymi drobiazgami. Robimy to bo nie potrafimy doceniać wagi tego co już mamy...bo nie potrafimy cieszyć sie własnymi uczuciami! W takiej sytuacji zawsze jesteśmy skazani na zagładę, takie swoiste samounicestwienie...!

Teraz dodam jeszcze następne dwie zwrotki wiersza:

Kiedy chmury plują śniegiem.
Smutny przez krajobraz gnam.
Orion zniknął mi z tła nieba,
A ja w wielkiej pustce trwam.

Och jak pragnę wtedy ciepła,
Wsparcie druha mi się śni.
Och jak tęsknie za pustynią,
Gdyśmy razem przez nią szli.

piątek, 24 kwietnia 2009

dzień 55

Już czas iść spać. Jestem wykąpany wysuszony, uczesany i siedzę tuaj już w szlafroku. Jutro moja lektorka odlatuje samolotem do Szkocji...będę musiał zawiesić wieczorki poetyckie, które tak lubię. Weszły mi w zwyczaj...ale zapewniam was, to jeszcze nie nałóg! Dzisiaj zaprezentuje wiersz pod tytułem "Dokąd iść".Oczyeiście nie cały na raz, tylko w kilku ratach...

Dokąd iść
Świecą gwiazdy nad doliną,
W lisiej czapie księżyc śpi.
Orion nieco z dziwną miną,
Perskie oczka puszcza mi.

Idzie ze mną chłodną nocą,
Idzie kiedy trzaska mróz.
Gdy ja trzęsę się od zimna,
On odczuwa pełny luz.

czwartek, 23 kwietnia 2009

Dzięń 54

Czas tak szybko leci...ale gdyby stał w miejscu czy było by to z korzyścią dla nas samych. Czy pozwoliło by to na rozwój naszej osobowości i wszystkiego co nas dotyczy... czy też stojąc w miejscu zaczęłibyśmy sie cofać na skutek tego, że wszyscy nas wyprzedzili...? Właśnie mija kolejny dzień mojej obecności tutaj. Jest godzina 22,55. Za tydzień będę tu już dwa miesiące. Czasem mam ochotę pojechać gdzieś i zobaczyć dawno zapomniane plenery. Dawno już nie byłem nad morzem, w górach, a nawet na takim zwykłym wypadzie plenerowym. Utknąłem w tym moim jednym parku do którego czasem udaje mi sie wyskoczyć na spacer...jakby sie głębiej temu przyjrzeć, chyba stanąłem w miejscu... a to znaczy, że zacząłem sie cofać...? Jedyny rozwój jaki w sobie dostrzegam to rozwój duchowy i poetycko pisarski. Dzisiaj nareszcie ruszyłem z rozpoczętą w ubiegłym roku drugą książką. tak dalece wypadłem z tematu, że aż musiałem rozpocząć prace od powtórzenia całego dotychczas napisanrgo materiału... najważniejsze, że już ruszyłem... reszta szybko zaskoczy na właściwe tory...Szykuje mi się tydzień zadumy i melancholii...jak go zniosę...? Wkrótce się przekonam...!

środa, 22 kwietnia 2009

Dzień 53

Jest 22,55. A więc jeszcze dość wcześnie...jednak jestem jakiś zmęczony i śpiący. W głowie też mam mętlik i pustka. Może to wiosna tak na mnie działa, a może zwyczajne zmęczenie...Prawdę mówiąc nie mam zamiaru dociekać skąd to zmęczenie sie bierze. Mam nadzieję, że do jutra zregeneruję siły i rano będę pełen energii do działania i myślenia. Życzę wszystkim słodkich snów...Pa i dobranoc.
Ps. Aha, dzisiaj ukończyłem 108-mio zwrotkowy poemat...jest super.

wtorek, 21 kwietnia 2009

Dzień 52

Dochodzi godzina 23,25. Dzisiejszy dzień obfitował w różne zdarzenia. Był intensywny i pełen ruchu. Nawet lubię takie dni, bo przynajmniej coś się dzieje. Nuda to straszna rzecz. Nie lubię nudy... ona zabija i odbiera chęć do życia. Na tym zakończę dzisiejszy wpis... Jestem śpiący, ale gdy będę już spał, napewno przyśni mi się coś pięknego... mam nadzieję, że będę pamiętał swój sen po obudzeniu. Ślę buziaczki dla tych, którzy mnie czytają. Dobranoc.

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Dzień 51

Jest godzina 23,34 czyli właściwa pora do napisanie kilku słów. Dzisiaj byłem w odwiedzinach u rodziny. Pojechałem zawieźć kwiaty i złożyć życzenia imieninowe solenizantce Agnieszce.Muszę wspomnieć, że jej córeczka Zuzia [4 latka] ma swojego ulubionego wujka. Jak się już domyśliliście tym wujkiem jestem ja. Z późniejszych relacji rodziców małej Zuzi wiem, że czekała na moje odwiedziny z wielką radością i niepokojem. Gdy tylko wszedłem do mieszkania przybiegła i dała mi kilka buziaczków, a potem nie odstępowała mnie ani na krok.Dostałem od niej narysowany specjalnie dla mnie rysunek, który przedstawiał zielone rdzewko, księżyc i gwiazdki. Czując się wyróżnionym, było mi bardzo miło i przyjemnie. Rysunek oczywiście zabrałem ze sobą do domu i schowałem w szufladzie mojego osobistego biurka...
A teraz zamieszczę zakończenie wiersza prezentowanego od 2 dni:

A może zimą, mrozem i zawieją…
Albo wiosną, latem i pięknem jesieni,
Kwiatem i pełnią dorodnych owoców
I tęczą, która burzą kolorów się mieni.

A może jestem wszystkim od zarania…
Cieniem, bólem i radością jednocześnie.
Uwielbiam naturę tej ziemi zmęczonej
I jeszcze lubię jeść dojrzałe czereśnie.

Bogdan Chmielewski

niedziela, 19 kwietnia 2009

Dzień 50

I proszę, już stuknęła pięćdziesiątka. Nawet napisałem poemat pt. "Po pięćdziesiątce". Wiem, wiem, chielibyście go przeczytać... niestety nie będę go tutaj prezentował, bo jest sprośny i zawiera słowa ogólnie uznawane za wulgarne. Jest godzina 23,45. Czyli mieszczę się w czasie. Dzisiaj wyszedłem na spacer. Zaliczyłem około 10-ciu kilometrów. W parku skaryszewskim glądałem młode listki drzew i stokrotki na trawniku... słuchałem śpiewu ptaków i znosiłem jazgot rozbieganych psów... no i oczywiście szukałem natchnienia i tematu do napisania czegoś pogodnego... Powiem szczerze, było całe mrowie spacerowiczów z psami i rowerami. Szusowali niebezpiecznie pomiędzy idącymi, a mnie to mocno rozpraszało i weny twórczej nie znalazłem... może innym razem się uda... a teraz kolej na następne dwie zwrotki ostatniego wiersza:

A może jestem falą wzburzoną,
Gdy sztorm szaleje i siecze ulewa.
Może wysokim masztem żaglowca,
Na którym siądzie zbłąkana mewa.

A może zefirkiem, który powiewa…
Gdy skwar i spiekota szaleje lipcowa.
Może kokoszką znosząca jaja złote,
Lub psiną, która ze strachu się chowa.

sobota, 18 kwietnia 2009

Dzień 49

Zaraz zamieszczę dwie zwrotki z obiecanego wczoraj nowego wiersza. Jest godzina 23,45. Oczywiście, jak zwykle jest tuż przed północą. Muszę się pochwalić, że dzisiaj po kilku nieudanych próbach zamontowałem sobie w samochodzie CB Radio...To dobra rzecz, bo wystarczy tylko rzucić w eter pytanie o cokolwiek związanego z sytuacją na drodze i już nadchodzi odpowieź z opisem sytuacji o korkach, o radarach i wypadkach... Sprawiło mi to dużą frajdę...

Kim jestem?

Kim jestem, skoro nie jestem…
Orłem przednim na wysokim niebie.
Może powietrzem, skoro nie jestem
Życiodajnym tlenem dla siebie.

A może jestem błękitnopiórą kraską
Na gałęzi przydrożnego drzewa,
Która tylko barwą wzrok przyciąga
I od czasu do czasu coś zaśpiewa…

piątek, 17 kwietnia 2009

Dzień 48

Dzisiaj jestem nieco później. Jest już godzina 23,55. Jestem już zmęczony i śpiący, ale nie mogę pozostawić bloga bez dzisiejszego wpisu.Wyobraźcie sobie, że moja lektorka czytaŁa mi moje wiersze. MinęŁo już kilka dni od ostatniego czytania więc z wielką przyjemnością sŁuchaŁem jej ciepŁego gosu. Pod wpŁywem jej gŁosu ogarnąŁ mnie wielki spokój i zamknęŁy mi się oczy...omal nie usnąŁem. Jutro rozpocznę prezentację najnowszego wiersza. Dzisiaj póję już do Łóżeczka... może mi się przyśni coś pięknego... Pa

czwartek, 16 kwietnia 2009

Dzień 47

Dzisiaj nieco wcześniej tutaj wszedłem. Jest godzina 21,25. Wypadało by coś napisać, ale co pisać gdy w głowie chaos i totalna pustka. Pisać o swoich emocjach...? Można...tylko po co...? Komu to potrzebne jeśli nikt tego nie czyta, a jeśli nawet czyta, to i tak jest mu to najnormalniej obojetne. Gdybym tak wypisał dużymi literami receptę na zarabianie pieniędzy, byłby najpoczytniejszym postwriterem w całym portalu. Niestety nie mam takiej recepty... poza tym uważam, że pieniądze to nie wszystko. Wręcz powiedziałbym, że pieniądze zubożają... odbierają to co w nas napiękniejsze, najcenniejsze i najwartościowsze... i tym refleksyjnym wątkiem pożegnam sie z tymi, którzy dzisiaj przeczytaja tego posta... Dobranoc.

środa, 15 kwietnia 2009

Dzień 46

Zaraz będzie godzina 23. Dzisiaj byłem w drukarni omawiać wstępnie warunki wydania mojej książki... Są pewne utrudnienia natury programu w którym ją napisałem, ale nie są aż tak duże, by mogły zaważyć i odwlec w czasie całe wydanie. Powiem nawet, że raczej jestem zadowolony i ukontentowany warunkami wydawniczymi. W ubiegłym roku spotkałem tam... w drukarni, miłych i sympatycznych ludzi. Każda z tam pracujących osób zasługuje na ciepłe słowa. Wszystkich ich bardzo, bardzo lubię i kocham... jednak muszę wyznać, że są jeszcze inni... których kocham o wiele bardziej... Dobranoc Moi Mili...Dzisiaj już nic więcej nie bedzie.

wtorek, 14 kwietnia 2009

Dzień 45

Zasiedziałem sie trochę. Jest godzina 23,50. Pobrałem wersję tłumacza-lektora, który czyta na głos moje wiersze. Trochę to śmiesznie brzmi, bo on nie kładzie nacisku na rym...na akcent i nie zawsze zwraca uwagę na znaki przystankowe. Czyli czyta jak maszyna. W trakcie czytania pokładałm się ze śmiechu. Jednak muszę przyznać,że jak na automatyczne czytanie, czyta wyraźnie i właściwie nie ma problemu z wypowiadaniem nawet tych najtrudniejszych wyrazów. Brak mu intonacji i tej płynności, której potrzeba do czytania...szczególnie poezji. Moja lektorka bije go na zbity pysk...ona po prostu czyta pięknie...

poniedziałek, 13 kwietnia 2009

Dzień 44

No i już po świętach... zleciało nie wiadomo kiedy. Jest godzina 22,46. Jutro będzie normalny dzień pracy i obowiązków... no i oczywiście pozostanie sentyment za czymś co już przeminęło. W lany poniedziałek pogoda była zmienna... powiedziałbym nawet kapryśna. Były chmury, wiatr,a po połudnu nawet wyszło słoneczko... słoneczko takie miłe i cieplutkie. Takie co to promyczkami ciepła zachęca do życia... do spaceru, a nawet opalania się gdzieś w zaciszu parkowego deptaka...

niedziela, 12 kwietnia 2009

Dzień 43

Mój czas nadchodzi... Jest godzina 23,00. Pierwszy dzień świąt w zasadzie już minął. Przyjęcie rodzinne upłynąo w mocno okrojonym składzie, a to z kolei dało mi mocno do myślenia. Uświadamiłem sobie, że nic nie musi być ciągle takie samo. Brakło tych osób, które najchętniej chcę na takich uroczystosciach widziać... Mimo, że atmosfera była miła i ciepła, było inaczej niżbym sobie życzył...

sobota, 11 kwietnia 2009

Dzień 42

Dzisiaj trochę się zasiedziałem... jest godzina 23,58. Za dwie minuty Święta... Jestem trochę zdenerwowany bo uwidoczniły się w moim komputerze problemy natury poprawnej pracy.Komputer się wiesza, nie wykonuje prostych poleceń. Nie zamyka okien w których nie chcę już pracować. Włączyłem głęboki skan dysku twardego. Zrobiłem to bo podejrzewam wirusa. Wydaje mi sie, że przyplątało się jakieś wredne dziadostwo... ale o tym dopiero sie przekonam, gdy zakończy sie proces skanowania. Mimo tej niedogodności mam w sobie wielką radość. Nie wiem do czego mógłbym tą moją radość porównać by oddać ją w pisaniu jak najdokładniej... Już wiem, to tak jakbym nagle na olbrzymiej pustyni spotkał drugiego człowieka i to jeszcze z bukłakiem pełnym zimnej wody... A teraz moi drodzy chcę wam życzyć miłych i spokojnych Świąt...Radosnych i pełnych obfitości i oby w was nigdy nie wygasła miłość do tych osób, które kochacie najbardziej...i do pozostałych także...

piątek, 10 kwietnia 2009

Dzień 41

Dzisiaj będzie króciutko. Jest godzina 23,13. Ogólnie możan by przytoczyć słowa z pewnej piosenki Budki Suflera: "A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój" i to prawda i to nie tylko w cykklach dobowych, ale i w przenośni. Nastał długi, spokojny i słoneczny dzień...wiem napewno, że o wiele dłuższy niż 12-to godzinny...
Teraz jeszcze załącze zakończenie wiersza o Świętach z Jajem:

W domu wielkie poruszenie,
Baby pichcą już jedzenie.
Piekąc ciasta i mazurki,
Przyuczają własne córki.

Do prac w kuchni, gotowania,
Ciast pieczenia, przyrządzania
Pysznej strawy, mięs duszenia
I babskiego marudzenia…

Żeby panny w dorosłości,
Karmić mogły miłych gości.
By częstunek był godziwy,
I gospodarz sprawiedliwy.

Jak przystało w mym narodzie,
Stary Polak chce żyć w zgodzie,
Z obyczajem naszych dziadów
I w szacunku do sąsiadów…


Bogdan Chmielewski
Warszawa dn. 08.04.2009 r.

czwartek, 9 kwietnia 2009

Dzień 40

To już prawie półtora miesiąca tutaj goszczę. Nie myślałem, że tak szybko ten czas zleci... Jest godzina 22,36.czyli nieco wcześniej niż zwykle. Jesteśmy już tuż, tuż przed Świętami. Przygotowanie do ostatecznego świętowania idą pełną parą. Dzisiaj nasyciłem czosnkiem i kminkiem boczek, potem zwinąłem go w roladę i związałem sznurkiem. Poleży w tej przyprawce do jutra wieczorem i dopiero go upiekę. Będzie pycha. W między czasie myślałem o dwóch sprawach...pierwsza i zasadnicza sprawa dotyczyła lekceważeniu człowieka, drugą... nieco inną dzisiaj odstawię na późniejszy czas i może o niej także napiszę kilka zdań wynikających z własnego przemyślenia.
A więc chciałbym poruszyć taką zwykłą sprawę, mianowicie chcę wspomnieć o relacjach międzyludzkich.Zazwyczaj dzieje się tak, że jesteśmy samotni i szukamy kogoś kto by tą dziurę zapełnił. Jeśli się uda znaleźć taki korek, robimy coś co nazywamy dogrywaniem się. A po co to robimy...? Ano po to żeby nam się lepiej i dłużej żyło.Jednak czy rzeczywiście robimy to po to żeby lepiej nam się żyło i żeby lepiej się poznać i rozumieć? Czy raczej robimy to po to żeby wiedzieć jak tą drugą osobą sprytnie manipulować. Manipulować w celu osiągnięcia własnych korzyści... Tak! Własnwej korzyści i to z posmaczkiem własnego egoizmu. Często tak jest, że poza własnym czubkiem nosa nie widzimy tego co partner lubi, czego nie lubi. Co go denerwuje, a co raduje. Czego by chciał, a czego wręcz nie chce. Jeśli jednak tak się zdarzy, że sam się o to upomnie, wtedy udajemy zdziwienie, oburzenie, obrażamy się na długo i poważnie. Nie mamy, mimo że wyraził on swoje potrzeby, zamiaru słuchać jego słów, ani nawet brać je pod uwagę, bo i po co to robić skoro uważamy się za pępek tego świata. I co się potem dzieje...? Ano zaczynają się nerwy, sprzeczki, kto ma racje i kto powinien się przygiąć, a kto ma pozostać nieugięty... Brak zrozumienia powoduje niepotrzebne cierpienie. Wywołuje całą reakcję łańcuchową złych emocji...mimo to nikt nie chce ustąpić z zajmowanego stanowiska, ba jeszcze przerzuca odpowiedzialność na partnera... A przecież się kochają... mają dla siebie wielką miłość. I tu ośmielę się postawić pytanie: Co jest ważniejsze...czy ta wielka miłość, czy zapatrzone w siebie, własne JA...??? To coś, co składa się zaledwie z dwóch liter, uzurpuje sobie i chce mieć większe prawa od bezwarunkowej miłości!!!!!! Skandal!!!

A teraz kolejne zwrotki Świątecznego wiersza:

W sam raz dobre do święconki,
Takie barwne i w biedronki.
Są w jabłuszka, w tulipany,
Nawet w domki i w bałwany.

Nieopodal już przybrany,
Leży baran lukrowany.
Tuż przy boku ma owieczkę,
Która dzierży małą świeczkę.

Wielki zając z czekolady,
Pcha się w koszyk bez żenady.
Tak się na dnie rozkokosił,
Że kurczaczka precz wyprosił.

środa, 8 kwietnia 2009

Dzień 39

Jest godzina 22,33. Dzień niby taki sam jak każdy inny dzień. Obfitował w różne sytuacje...lepsze i gorsze, milsze i mniej miłe. Wszystkie te stany można podciągnąć pod możliwość zrozumienia każdej sytuacji. Jeszcze lepiej każdego człowieka. Dobrze jest gdy rozumiemy co z czego wynika i dlaczego istnieje. Jeśli nie znajdujesz odpowiedzi na sprawy które cię otaczają robi się nieprzyjemnie, nerwowo, a to z kolei ciągnie za sobą cała gamę negatywnych uczuć, które prowadzą do nieporozumienia i stresu. W końcu do smutku, czasem rozpaczy. rozwiązaniem jest ludzka mowa i zmysł słuch. Jeśli umiesz słuchać, a ktoś potrafi jasno mówić nie będzie problemu. Gorzej jest gdy jedna osoba mówi, a druga nie słucha...Jeszcze gorzej kiedy nikt nie mówi i nikt nie słucha...wtedy potrzebna jest mądrość, cierpliwość i czas. On załatwi wszystkie sprawy. Bez względu na okoliczności i ilość upływających dni... Ten gość nikogo nie faworyzuje i leczy bezwzględnie wszystko...
Napisałem nowy wiersz na okoliczność Świąt Wielkiej Nocy. Przedstawię go w ciągu trzech dni. Dzisiaj pierwsza jego część:

Święta z jajem

Ciepłe dzionki nam nastały,
Ptaszki modre już zleciały.
Czują wiosnę, dóbr obfitość
I przyrody rozmaitość.

Wielkiej Nocy idą święta,
W domu babcia uśmiechnięta
Jaj tuziny chce woskować,
I barszcz biały ugotować.

Kurom coś się pomieszało,
Jaj w kurnikach przybywało.
Znoszą teraz jakieś dziwne,
Malowane… takie zgrywne.

wtorek, 7 kwietnia 2009

Dzień 38

Witam wszystkich, którzy mnie czytają. Dochodzi już godzina 22,56... a więc mój czas już nadchodzi. Zbliżają sie święta Wielkanocne. To pora na sprzątanie, porządkowanie i refleksję nad sobą, przemijającym czasem i bliskimi. Tymi, którzy są, których nie ma i tymi, którzy są a jednak ich nie ma. Rozbiegane myśli nie obejmuję wszystkich i wszystkiego jednocześnie. Dopiero ukierunkowanie ich na właściwą osobę daje nam skupienie, spokój, odprężenie, ale i radość i nadzieję... Tak. Ukierunkowanie daje nadzieję... nadzieję na wieczność. Mógłbym napisać komuś pean, albo pean na swoją cześć. Mógłbym wykuć w granicie czyjeś popiersie, albo uwiecznić sam siebie w kamieniu i patrzeć marmurowym sercem i oczami na świat i ludzi. Szczególnie na tych bliskich mojej duszy... i na tych którzy mnie kochają... ale czy wtedy będę mógł dawać ciepło i uczucie, albo łzy...? Czy moje kamienne oczy uronią choć jedna łzę... Czy moje kamienne serce zatęskni choć jeden raz za piękną miłością... Mówię Wam, po srokroć lepiej być najmarniejszym pyłkiem... ale z żywym sercem i z oczami, które potrafia ronić łzy... wszystkie łzy. Te radości i te smutku. Te tęsknoty i szaleństwa... Bo tylko prawdziwe uczucia są wieczne...i wieczne są prawdziwe łzy...

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

Dzień 37

Godzina 22,30. Dzisiaj zastanawiałem się nad tym czy kameleon czuje coś w momencie gdy upodabnia się do nowego otoczenia, czy też jest mu to zpełnie obojętne... Myślałem kilka minut, a potem przestałem myśleć. Następnie zastanawiałem sie nad tym jeszcze raz. W końcu doszedłem do wniosku, ze on chyba nawe tej przemiany nie zauważa. Siedzi taki niemrawy na gałęzi drzewa...przybrawszy jego kolorystykę, gapi się jednym okiem do przodu, a drugim do tyłu. Zupełnie tak jakby oglądał dwa światy jednocześnie...

Teraz przytoczę ostatnie dwie zwrotki wiersza o wiośnie, oto one:

Drzewa w ogrodach tocząc bój srogi,
Wabią wonią i pięknem owady kuszą.
Konkurując podkładać chcą sobie nogi,
A wielkością korony… kolegę duszą.

Odwieczna walka trwa o przetrwanie,
W temacie życia nie ma współczucia.
Najlepszy jest ten, który prędzej wstanie,
Wdrapie się wyżej… odbierze uczucia.


Bogdan Chmielewski

niedziela, 5 kwietnia 2009

Dzień 36

Wyjątkowo piszę posta wcześniej.Jest godzina 20,29. Był piękny i słoneczny dzień... Miałem nieodparte wrażenie, ze świecenie słońca jest podwójne... a może rozdwojone? Bardo miło i mocno grzało... zwłaszcza to drugie, a ja po raz pierwszy tej wiosny chłonąłem go jakbym chciał nadrobić całe zimowe straty jego ciepełka. To prawda czułem kilku miesięczny głód słonecznego ciepełka. Bardzo dobrze się czułem w tej energi...szkoda, że jutro już będzie słabiej grzało...ponoć ma być chłodniej...?
Teraz dodam kolejne dwie zwrotki wiersza o wiośnie... oto one:

Łany traw na łąkach ścieląc dywany,
Kuszą soczystą barwą świeżej zieleni.
Na skraju pola kucnął zając zbłąkany,
Teraz na lepsze, jego życie się zmieni.

Płowa zwierzyna po zimie zgłodniała.
Nieśmiało w kierunku pola spogląda…
Na czele jeleń, a za nim gromada cała,
Spłoszonym okiem zagrożeń wygląda.

sobota, 4 kwietnia 2009

Dzień 35

Jest 23,15...czas najwyższy coś napisać.MAM DOBRY NASTRÓJ i cieszę sie z byle czego. A właściwie oprócz byle czego... z jednej rzeczy najbardziej... napisałem drugi wiersz o wiośnie. Myślę, że jest ładny. Przedstawię go w trzech częściach by wzbudzić większe zaciekawienie...

Oto pierwsza część:

Wiosenny poranek

Wiosenny poranek ma rosą lico spowite,
Świergotem ptasim pobudkę już głosi.
Słoneczko ze wstydu rumieńcem okryte,
Zaspane powieki ku górze podnosi.

Zaraz promienie ciepła śle ku ziemi
A ona pod wpływem energii słońca,
Tęczą płonie i kolorami się mieni,
I rośnie i kwitnie i żyje bez końca…

piątek, 3 kwietnia 2009

Dzień 34

Dzisiaj odrobinkę wcześniej zabrałem sie za pisanie posta. Jest godzina 22,43. Rano przeczytałem kilka razy wiersz, który napisałem wczoraj. Jeśli chcecie wiedzieć wczoraj nie podobał mi się...ale gdy rano, ze świeżym umysłem czytałem ten wiersz, doszedłem do wniosku, że jest ładny...na tyle ładny, że mi się spodobał i to bardzo. Nawet mnie zainspirował. Inspiracja była na tyle silna, że zacząłem pisać następny z serii wiosenne powitanie. Może powstanie ich kilka...zobaczymy.
Poźnym wieczorem moja lektorka przekazała mi wspaniałą wiadomość...będzie babcią! Z tego powodu cieszy się niesamowicie...jej radość i mnie się udzieliła...przecież to wspaniała wiadomość zwłaszcza,że ona bardzo tą babcia chciała zostać... Niech żyją babcie! Nie tylko te nasze... znajome, ale wszystkie na świecie!

czwartek, 2 kwietnia 2009

Dzień 33

Dochodzi godzina 23 i 1 minuta. Dzień miałem jakiś smętny.Nie pytajcie...nie wiem dlaczego...a może wiem tylko powiedzieć nie chcę...? Jakby na to nie patrzeć, był smętny i już. Jeszcze na samo zakończenie wieczoru, na skutek niezrozumienia doznałem przykrości ...i sam sprawiłem przykrość. Jest mi z tym źle i jestem smutny. Pójdę w takim stanie do łozka i będę się kręcił z boku na bok. Zanim usnę w głowie przetoczy się cała olbrzymia lawina myśli. Mimo to napisałem dzisiaj nowy wiersz o wiośnie i nieubłaganym cyklu natury. Mam nadzieję, że wszystkim czytającym mojego bloga przypadnie do gustu...
Oto on:

Odwieczny cykl

Już z pól zniknęły śniegi brzemienne…
Po zimie zostało tylko wspomnienie.
Smagane biczem wiatru skiby jesienne,
Schnąc rozpoczynają przedstawienie.

Już z między gródek zboże wychodzi,
Na miedzy granicznej z traw chodniki.
Poranne słońce nad lasem wschodzi,
A zaraz po nim, wyszły żerować dziki.

Drzewa nieśmiałym pączkiem ruszyły,
Za tydzień skryją się w świeżej zieleni.
Kosmate czupryny już kwieciem okryły,
I bielą i różem i barwą krwistej czerwieni.

Wabiąc zapachem pszczół nosy wrażliwe,
Otwarły przed nimi kielichy z nektarem.
One będąc z natury nadzwyczaj uczciwe,
Dzieliły się równo słodyczy pucharem.

Na niebie szczebiocze ptaków gromada,
Łącząc się w pary, każda gniazdo buduje.
Jakaś ptaszyna trel niesie z dachu sąsiada,
A kilka innych, drąc dzióbki przytakuje.

Ten cykl natury niesie życie i przemijanie,
Każda wiosna siłę, urodę i miłowanie daje.
Jesień choć piękna… starość i umieranie,
A potem… a potem już tylko zima zostaje.

Bogdan Chmielewski

środa, 1 kwietnia 2009

Dzień 32

Dzisiaj minął równy miesiąc od momentu zaistnienia mojego bloga. Doczekałem się
150-ciu wejść i kilkunastu wspisów odnośnie treści moich postów. Oswoiłem się już z myślą, że nikt mnie nie będzie odwiedzał, że nikt nie będzie czytał tego co piszę i zamieszczam z mojej poezji. Jeszcze raz przekonałem sie, że takie obawy są zupełnie bezpodstawne...Wszyscy chyba wiedzą, że po srogim mrozie następuje odwilż...ja takiej odwilży dzisiaj doświadczam. Jestem radosny i wesolutki...mam dobry humor i chce mi się żyć całą piersią... Poza tym wróciły zaniedbane od jakiegoś czasu moje ulubione wieczorki poetyckie. Moja piękna lektorka przypomniała sobie, że to moje ulubione chwile... i wynagrodziła mi niczym nieuzasadnione zaniedbanie przeczytaniem kilkunastu wierszy...w tym mojego nowego poematu pt. Tolerancja. Można chyba tak powiedzieć... była to premiera, a pierwszym słuchaczem byłem oczywiście ja...!
A teraz zaprezentuje ostatnią zwrotke wiersza o delfinie. Wiersz był z nami 12 dni...Może niektórzy spodziewali sie takiego zakończenia, a może dla innych zakończenie jest zaskoczeniem bo kończy sie szczęsliwie i refleksyjnie...no cóż, życie jest pelne niespodzianek.

cd.

Potem popchnął mnie nosem w stronę plaży i tam porzucił samotnego,
Jeszcze jakiś czas krążył aż w końcu odpłynął tak cicho jak się pojawił.
A ja siedząc oniemiały z nogami w wodzie, dumałem – cóż to za zwierzę?
Nie oczekując za ratunek zapłaty, od niechybnej śmierci mnie wybawił…

Bogdan Chmielewski