EPILOG

Po długim wahaniu postanowiłem zakończyć pracę z prowadzonym od ponad 500-set dni blogiem pt. "Poezja, którą da się czytać". Jak spostrzegliście 7 ostatnich postów zasadniczo odbiegało tematem od wcześniejszych treści, dlatego zostały przeniesione do nowoutworzonego bloga, który będzie poruszał właśnie taką tematykę. Mam nadzieję, że te ważne tematy wciągną was i zachęcą do czytania, i czynnego uczestnictwa w życiu nowego bloga pt. "Tropem dziwactw i bezsensu". Zapraszam. Oto nowy adres pod którym mnie znajdziecie:

http://tropem-dziwactw-i-bezsensu.blogspot.com

środa, 30 września 2009

Dzień 214

Jest godzina 21:30. Czyli pora mi pisać posta. Dzisiaj zastanawiałem sie nad osobowościami jakby to powiedzieć... uchodzącymi za silne. Ale nie to było najważniejszą sprawą w moich przemyśleniach. Bardziej chodziło mi o pozerstwo... czyli o tych którzy nie lubią być sobą... Wszystko jest piękne i milutkie, gdy jest prawdziwe i szczere. Jednak doskonała większość ludzi stosuję w życiu tak zwaną technikę narzucania swojej woli.Doprawdy nie wielu ludzi akceptuje taki nacisk i presj. Było by zupełnie inaczej gdybyśmy tak oduczyli się mówić wszystkiego w czasie dokonanym! Czas dokonany to twierdzenie... a nigdy nikt nie może twierdzić co kto czuje, co chce robić, jak myśleć, kogo kochać, a kogo darzyć przyjaźnią... Wszystkie te rzeczy zawsze dzieją się poza naszymi możliwościami sterowania. Pod wpływem odpowiednich czynników one dzieją się spontaniczne i dokonują się samoistnie na przestrzeni dni, miesięcy, a nawet lat. Bywa też tak, że na skutek narzycania swojej woli... czasem nie mogą się dokonać. Pomimo, że wiele rzeczy jest jak najbardziej prawdziwych, coś w tym przeszkadza. W takich przypadkach trzeba wykazywać się mądrością i zrozumieniem. Nie wolno poganiać, przyspieszać i być niecierpliwym. Trzeba pomagać w rozwoju tych uczuć, a nie je narzucać. Nie można zapominać o rozmowie. Ona zawsze pomaga zrozumieć to czego nie pojmujemy. Zawsze należy pisać, mówić i przekazywać swoje emocje przy pomocy dwóch literek "JA" . Czyli Ja zrobiłem to, czy tamto, ja myślę tak, a tak i dopiero wyłuszczać resztę sensu swoich myśli, czy spostrzeżeń i przemyśleń. Pamiętajmy, że większość ludzi to pozerzy, wręcz zawodowi gracze na przedpolu cudzego życia. Dobitniej mówiąc nic nie warci w przyjaźni PRZYTAKIWACZE. Oni przytakują dla osiągania własnych i egoistycznych potrzeb. Nadskakują jak mało kto. Umizgują się i wrednie uśmiechają. Przy tym potrafią patrzeć prosto w nasze oczy. Kiedy przestaną w wielu z nas, mnie, czy kimś komu nadskakują widzieć tego dla nich ważnego człowieka, gdy już nie osiągają korzyść dla siebie, albo tacy jak my stracą na splendorze, pozycji czy dobrobycie... nagle okaże się, że już ich obok żadnego z nas nie ma... Szybko okazało się, że ci wszyscy deklaranci wielkiej przyjaźni poszli poszukać sobie innych kandydatów na naiwne ofiary szukające szczerej i prawdziwej przyjaźni.

wtorek, 29 września 2009

Dzień 213

Dzisiejszy dzień wyglądał typowo jesiennie... a w tej chwili jest godzina 20:45. Czyli post idzie na tapetę... Było zimno, pochmurno i deszczowo... Jednym słowem jesień w całej krasie... Niemal cały dzień byłem jakiś osowiały. Czułem jakby uszło ze mnie powietrze. Mimo to napisałem wiersz dla mojej przyszywanej córeczki... Mam nadzieję, że będzie jej się podobał... a znając ją wiem, że napewno tak. Może w przyszłości zaprezwntuję go Wam moi Mili czytacze. Dzisiaj na skutek pogody cisnęły się do mojej głowy dziwne myśli. Spostrzegłem i zdałem sobie sprawę, że wszystko jest takie kruche...takie zajebiście nietrwałe. Dotarło do mnie tak bardzo realnie, ŻE TO CO JEST... TO CO MAMY... TO CO Z TAKIM PIETYZMEM WYPRACOWUJEMY... NAGL MOŻE PRZESTAĆ ISTNIEĆ! Czy to normalne... sprawiedliwe...?!Wystarczy, że ktoś wyjedzie na kilka tygodni na wczasy, albo do rodziny za granicę kraju, albo tak po prostu zachoruje, lub zajmie się własnymi wnukami i z braku możliwości sprzętowych lub nacisku rodziny przestanie się do nas odzywać... Natychmiast powstaje dziura, luka której nie daje się zapełnić kimś innym...! Nagle widzimy, że coś co był twardym filaren w całej układance życia przestało istnieć! I tak jest ze wszystkim czego doświadczamy i co nas otacza... I tutaj obowiązkowo należy przytoczyć tą mądrość, którą umieściłem na skypie: "Ten, króry niczego nie pragnie, jest niezwyciężony"...
Pozdrawiam wszystkich bardzo miło i cieplutko... a dla tych którzy są w drodze posyłam szczególnie wzmocniona porcję energii... niech ich wszystkich chroni przed samotnościa!

poniedziałek, 28 września 2009

Dzień 212

Teraz właśnie dochodzi godzina 22:10. Tak więc zgodnie ze starą zasadą biorę się do pisania posta. Chcę Wam Moi Drodzy i wierni czytacze zakomunikować, że dobrnęliśmu do końca. Ddzisiaj zakończę ostatnimi czterema zwrotkami prezentację poematu o "wspaniałym" człowieku. Byliście kilkanaście dni wplątani w losy pewnego twardego do bólu materialisty... Materialisty, który bez wahania obdarłby każdego ze skóry...i niechaj ta blada o ciemnym wnęrterzu postać będzie nam, którzy chcemy dawać i brać przyjaźń z miłością na przemian... przestrogą i straszakiem jakim nikt z nas nie powinien być nigdy! Chćby i bieda zaglądała mu w oczy niechaj ucieka od takiej postawy tam gdzie pieprz rośnie. I może być pewny, że nosząc czyste serce nigdy nie będzie sam. Tacy przyjaciele jak my nigdy go nie opuszczą i nie pozwolą głodować! Pamiętajcie o tym... bo warto mieć prawdziwych przyjaciół! Przyjaciół na zawsze...!
A traz załączę ostatnie zwrotki mojego poematu...oto one:

Kiedy pożarł prawie wszystko,
Wymasował swe brzuszysko.
Beknął zdrowo, łeb rozciera
I na portfel swój spoziera.

Ten cieniutki jest jak listek,
Bowiem hajc oddany wszystek,
Nie przysporzył mu świetności,
Tylko pustkę w sobie gości.

Choć rozmyślał dwie godziny,
Nie zrozumiał tej przyczyny,
Że kto łupił i rabował,
Będzie później pokutował.

Tak to jest już od stuleci,
Że za wszystkim rewanż leci.
Nim na krzywdzie się wzbogacisz
Szybko wszystko zaraz stracisz.


Bogdan Chmielewski

niedziela, 27 września 2009

Dzzień 211

Jest już godzina 22:45. Tak więc zacznę pisać posta. Dzień minął mi pracowicie, ale pogodnie i spokojnie... Pogoda choć jesienna, była ładna i ciepła... nie lubię zimna i słoty... Gdy jest taka pogoda chcę sie skryć w ciepłych klimatach bliskich mi osób... tam zawsze czuję ciepło i pozytywne energie... a i do serca przytulą! A i kocykiem okryja i herbatkę ciepłą podadzą. A co by było gdyby nie przytulili do serca...? Nawet nie chcę myśleć co by było. Świat byłby smutny i oktopny bez uczucia przyjaźni i miłości... a ludzie byliby nieszczęśliwi i często by chorowali na depresje, a nawet inne choroby! Dlatego kochajcie się i żyjcie w przyjaźni... bez tych dwóch uczuć świat szybko przestałby istnieć...
A teraz załączę kolejne zwrotki poematu o tłuściochu...oto one:

Nos na kwintę spuścił gruby,
Dzień nie przyniósł dzisiaj chluby.
Drugi klient w czasie dniówki,
Nie przysporzył mu złotówki.

Cóż ma począć biedaczysko,
Kiedy z kasy oddał wszystko.
Nie ma forsy, ni towaru,
Ni honoru, ni umiaru.

Jeszcze torba mu została,
Od jedzenia napęczniała.
W niej kanapki, balerony
I kotlecik usmażony.

Więc nie bacząc na swe straty,
Podniósł z krzesła stare gnaty.
Chwycił torbę i futruje,
Aż mu broda podskakuje.

sobota, 26 września 2009

Dzień 210

O tej porze właśnie mija godzina 21:20... tak więc nie ma innej rady jak zabrać się do pisanie posta. Dzisiejszy dzionek, tak jak pogoda, był chłodny w uczucia. Nie wiało żarem, gorącem, ani choćby ciepłem ludzkich serc. Chcę powiedzieć, że dzisiaj po raz pierwszy byłem na spacerze w parku skaryszewskim. Wiem, wiem co sobie w tej chwili myślicie... przecież pisałem, że wiele razy chodzę na spacer do skaryszaka. Zapewniam Was, że nie zbzikowałem... to tylko spacer zaliczyłem o godzinie siódmej rano... i dlatego napisałem, że zrobiłem to po raz pierwszy w dziejach mojej bytności w Warszawie. Wbrew pozorom o tej porze było całkiem sporo bigających, idących z pieskami i jadących na rowerach ludzi... Powiem szczerze... byłem tą mnogością ludzi o tak wczesnej porze bardzo zdziwiony... ale jednocześnie poczułem się raźniej, bo błędnie zakładałem, że o tej porze park będzie świecił pustkami...
A teraz czas już na kolejne zwrotki poematu... oto one:

Zanim rezon sknerus złapał,
Nowy klient się przyczłapał.
Już od progu w złości syczy
I zeźlony głośno krzyczy.

Coś mi sprzedał ty cymbale,
W domu wody nie mam wcale.
Z tej baterii nic nie leci,
Jam się starał… moje dzieci.

Odkręcała także matka,
Stary sąsiad i sąsiadka.
Hydraulik też próbował,
Ale szybko zrezygnował.

Rób tu zaraz zwrot mamony,
Pókim jeszcze nie wkurzony.
Bież ten bubel, daj mamusi,
Może się na prezent skusi.

piątek, 25 września 2009

Dzień 209

Mamy godzinę 20:10. Tedy biorę się za pisanie codziennego posta... Dzień jak co dzień obfitował, tak jak pogoda w różne nastroje i emocje... Ale nie będę się na temat huśtawki nastrojów rozpisywał. Przejdę odrazu do tak jakby dalszej części zamieszczonego wczoraj posta...
A co robić, gdy związek jest już przepełniony rutyną… gdy już spowszednieje i nie ma już w nim dawnych czułości, bo jeden z partnerów uważa, że miłość jaką oboje mają dla siebie jest tak wielka i oczywista, że nie potrzeba bez przerwy powtarzać czułych słów i dawać sobie zapewnień o miłości…?! Jak postępować w takiej sytuacji…? Domagać się od niej [niego]tych słów? Prosić o nie… wymuszać… żądać w imię miłości, która między nimi jest…? Grozić i straszyć w celu zmuszenia partnera [ki] do powrotu na drogę wylewnej czułości… czy zostawić wszystko w spokoju i niech biegnie swoim torem aż do końca… do momentu gdy staną się rutynowym i zaganianym za dobrami materialnymi związkiem dwojga obojętnych już sobie ludzi…? Uważam, że jeśli dochodzi do takiej sytuacji między kochającymi się ludźmi… nie było miedzy nimi mądrości. Należałoby także zastanowić się nad siłą ich uczuć… bo czy możliwe jest w wielkim i prawdziwym uczuciu miłości żeby doszło samoczynnie do zaniechania mówienia sobie czułości…? Czy to możliwe by bardzo kochając, stracili ochotę na przytulanie i czynienie sobie choćby tych najdrobniejszych przyjemności jak dawanie z pozoru nic nie wartych upominków…? Moim zdaniem NIE! Moim skromnym zdaniem, jeśli kochamy się prawdziwie i szczerze nie ma takiej możliwości by ludzie zatracili nagle ochotę na dotykanie, całowanie choćby tylko w policzek, czy trzymanie się za rączkę na choćby najwolniejszym spacerku we dwoje… według mnie na takie czułości w miłości… nie traci się ochoty NIGDY!
A teraz zamieszczę kolejne cztery zwrotki poematu o kutwie:

Wziął narzędzia, chwycił torbę,
Od kręcenia w rurach korbę.
Kaszkiet na łeb łysy wcisnął
I do sklepu szybko prysnął.

Tam na fotel siadł zmęczony,
Ekspres pracą utrudzony.
Chustką ściera poty z czoła
I o pomstę w niebo woła.

Jaki to on nieszczęśliwy,
Jaki jego los złośliwy.
Jak to baba porypana,
Każe robić mu od rana.

W górze jednak nie słuchali,
Drugą karę wnet zesłali.
By poruszyć serce w mendzie,
Dają mu nauczkę wszędzie.

czwartek, 24 września 2009

Dzień 208

Dzisiaj odstawię zmyłkę i zacznę pisać posta już o godzinie 19:55. Da to możliwość moim czytaczom iść na spoczynek nieco wcześniej niż zwykle. Tak więc dzisiaj chciałbym poruszyć temat, który od dawna we mnie kiełkuje i wzrasta w moich przemyśleniach do rangi bardzo ważnego czynnika dającego jasną wskazówkę, jak żyć by życie było udane, szczęśliwe i pełne niustających uczuć. Niby to bardzo proste - ktoś powie trzeba mieć w sercach miłość! Ale czy rzeczywiście? Otóż większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że życie każdego człowieka składa się z maleńkich cegiełek i bardzo drobnych szczegułów. Wbrew pozorom i logice właśnie to one decydują o sile, trwałości i gatunku naszego życia w związkach partnerskich. Po upływie kilku lat zaczynamy działać tak jakby rutynowo... Najpierwa "zapominamy" o codziennym niewinnym buziaczku na dobranoc i na wyjście do pracy, czy powrót. Kolejnym zaniedbaniem jest "zapominanie" o milutkich smsach gdy jesteśmy z osobna gdzieś poza domem. Potem mniej sobie mówimy czułych słów, bo zaczynamy uważać, że one są zbędne. Dochodzimy do wniosku, że po co je mówić, skoro oboje doskonale wiemy, że się kochamy... i jest to tak oczywiste, że już mówić o tym nie trzeba. Kolejnym krokiem jest zaniechanie dawania sobie bez okazji drobiazgów w postaci kwiatka, jakiejś maskotki, czy okolicznościowej karteczki z miłymi życzeniami. Następnym etapem będzie sypianie bez dotyku, bez trzymania za piwerś, albo odwróceni do siebie tyłem... aż na skutek lekceważenia tych drobiazgów zaczynamy mijać się rano w przedpokoju. A kiedy na uwagę jednego z partnerów, który informuje, że czuje się zanidbany odpowiadamy: Daj spokój - przecież cię kocham! Ale to nie jest to samo jakbyśmy weźięli partnerkę [ra]w ramiona i powiedzieli zerkając tak jak dawniej, zalotnie w jego ciągle piękne oczy; Kocham cię Moja Miła. Ciągle jesteś moją gwiazdką spdającą z nieba...! Po takich słowach nikt nie czuje się zaniedbany i porzucony mimo, że ciągle jesteśmy razem...
A teraz czas już na kilka zwrotek poematu:

Kiedy dotarł do mieszkania,
Z sił opadłszy, już się słania.
Chwilę przysiadł na klozecie
I zapomniał o kobiecie.

Gdy zadumał się nad sobą,
Baba jak nie tupnie nogą.
Dość siedzenia miły panie,
Czy to przerwa na śniadanie?

Woda ciurkiem leci z rury,
Mam już dosyć chałtury.
Bież się gościu za robotę,
Wypoczynek jest w sobotę.

Tak przez babę przekonany,
Powymieniał stare krany,
Gwint pakułą izolował,
A na koniec graty schował.

środa, 23 września 2009

Dzień 207

W tej chwili mija godzina 21:30... a więc nadszedł czas na napisanie dzisiejszego posta. Całkiem niedawno doświadczyłem zjawiska twardego materializmu... Jest w moim środowisku ktoś kto mienił się być wielkim przyjacielem... Zanim minął rok okazało się, że to czcze gadanie... rzucanie słów na wiatr i gołosłowne zapewnienia. wyszło na jaw, że ten ktoś miast przyjaźni woli mamonę...! Nadziwić się nie mogę i nie rozumiem, jak można dla jakichś tam pieniędzy zdradzić przyjaciela! Zwłaszcza, że ten ktoś ma ich całkiem sporo jak na dzisiejsze warunki materialno bytowe. Jakie pieniądze mogą sprawić, ża taki ktoś zaczyna mieć w du...e kogoś kto jest mu bliski, szczery i oddany niemal w całości...! Co siedzi w takim kimś, że jest taki krótkowzroczny i nie ceni wartości stoktoć większych niż całe góry pieniędzy! według mnie prawdziwa przyjaźń i miłość jest bezcenna i nie podlega żadnej licytacji. Kto myśli inaczej z mojego punkru widzenia nie ma w sercu ani namiastki przyjaźni... Darujcie o miłości nawet nie śmiem wspominać bo i nie ma po co nawet próbować wyobrazić sobie, że taki ktoś jest do niej zdolny... chyba, że do mamony!
A teraz zamieszczę kolejne zwrotki mojego poematu:

Wziął z regału, zapasowe.
Wszystkie części metalowe.
Wziął narzędzia i latarkę,
Szczypce, klucze i wiertarkę.

A pod okiem herod baby,
Zabrał młotki i dwie żaby.
Także pakuł warkocz gruby,
Trochę kołków i dwie śruby.

Z takim oto ekwipunkiem,
Grubas pędzi jej z ratunkiem.
A że tłuszczyk z niego kapie,
To biedaczek głośno sapie.

Ale trafił dziś klientkę,
Stara gdera na okrętkę.
Nie odpuszcza nawet kroku,
Człapiąc tuż przy jego boku.

wtorek, 22 września 2009

Dzień 206

W tej chwili mija godzina 21:45. Tak więc bez większej zwłoki zabieram się za pisanie posta. Dzień spokojny, ciepły i bez zbędnych zawirowań. Nawiązując do wczorajszego posta, chcę powiedzieć, że sporo czasu poświęciłem na rozgryzieniu problemu celowego mydlenia oczu. Próbowałem zrozumieć skąd to zjawisko bierze się w człowiku...? Co powoduje, że tak się zachowujemy. Mimo ogólnego potępienia mówienia nieprawdy, ciągle bujamy innych i z drugiej strony sami nie chcemy słuchać blagi z ust innych ludzi. Czy mamy tą niepojętą cechę wpisaną w geny...? A może kłamstwo jest atawistyczne i stosując je mamy większę szansę na przetrwanie, na zdobycie pożywienia, pracy, kobiety...? Może to jest nieodłączną cechą ewolucji jako podstawowy czynnik przetrwania...? A może kłamstwo ma wiele twarzy... jedno jest chciane... może nawet wskazane i usprawiedliwione, a inne... to niewygodne jest nieporządane... i zdecydowanie odrzucane, bo właśnie godzi w nas samych. Mimo, że jest prawdą o nas samych odrzucamy go jako wierutne kłamstwo!A może po prostu lubimy się okłamywać i gniewać, gdy to co mówią o nas inni jest jednak szczerą prawdą!
A teraz już zaprezentuje kolejne zwrotki poematu... Oto one:

Choć żem stara, nie myśl sobie,
Że już leżę w ciemnym grobie.
Mam ci jeszcze trochę werwy,
Mogę siedzieć tu bez przerwy.

Mogę ganić twoją pracę,
Gdy klienta tu zobaczę.
Markę kiepską ci wyrobić,
A na koniec lachą obić.

Tylko spróbuj dalej zwodzić
I chałupie mojej szkodzić.
Zapamiętasz mnie na lata,
To ci mówi Honorata.

Spaślak nieco z tropu zbity,
Tak przestraszył się kobity,
Że bez słowa wziął kapotę
I pojechał na robotę.

poniedziałek, 21 września 2009

Dzień 205

Mamy już godzinkę wieczorową. Jest już 22:30... czyli czas na pisanie posta. Dzień był spokojny... czasami nawet miły. Pogoda ładna i słoneczna nastrajała do wspomnień plenerowych. W taką pogodę dobrze się spaceruje... Dzisiaj zastanawiałem się nad zjawiskiem powszechnego zakłamywania oczywistych prawd. Dlaczego ludzie tak bardzo boją się mówić prawdę... dlaczego wybieraja blagę, bajer i mydlenie oczu... nawet gdy jest tak jakby niewinnym słodzeniem. Rozumiem, że czasem prawda jest gorzka... czasem niechciana, albo niewygodna... albo bolesna... jednak prawda, gdy jest prawdą jest szczerym wydarzeniem i choćby była najgorsza wole ją od mydlenia i słodzenia... czyli wyolbrzymiania czynów, zasług i zmiany obrazu z prawdziwego na nieprawdziwy.A już najbardziej nie pojmuję dlaczego o umarłych nie można mówić źle! A niby dlaczego mam chwalić kogoś kto za życia wyrabiał okropne rzeczy. Na przyklad był tyranem, albo łajdakiem i awanturnikiem. Albo zwykłą mendą żerującą na ludzkim ciele... czyli posiadaczem okrutnikiem... Jestem zawsze za mówieniem prawdy i jak niektórzy z moich czytaczy już wiedzą bywa tak, że mówię prawdę choć jest trudna i nawet bolesna. A więc mówmy prawdę, bo ona w ostatecznym rozrachunku się opłaca! W myśl zasady " Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło". Nie ma prawdy, która by nam zaszkodziła...
A teraz czas na kolejne zwrotki poematu o naszym przemiłym bohaterze:

Ach ty mendo, karaluchu,
Krew buzuje mi aż w brzuchu.
Ty oszuście, świński bracie,
Chyba dam ci kopa w gacie.

Jak ci nie wstyd, ty baryło,
Mało ci pieniędzy było…?
Jeszcześ musiał bubla wstawić
I mnie starą w butlę nabić!

Bierz się zaraz do naprawy,
Jeśli nie chcesz być kulawy.
Jeśli zadrzesz ze mną chłopie,
To ci tyłek zdrowo skopię.

Wszelkie straty dziś wyrównasz,
Krzywdę moją zaraz uznasz.
To co cieknie zdemontujesz
I nowiutkie zamontujesz.

niedziela, 20 września 2009

Dzień 204

Witam wieczornie wszystkich tych, którzy w oczekiwaniu na mojego posta dotrwali do tej godziny... a jest już 22:45. W takim razie wytrwajcie jeszcze kilka minut, a post będzie gotowy. Jesień coraz natarczywiej puka do naszych drzwi. Barwi wszystko w parkach, lasach i na łąkach na złoto, corwono krwisty kolor. Piękne to barwy, ale bezwzglednie przypominają nam o przemijaniu. Patrząc na tą malarkę przyrody pomyślałem: Jak to dobrze, że prawdzia przyjaźń nie przemija tylko nabiera trwałości i odpowiedniej klasy i wartości. Jak to dobrze, że żadna jej siwa broda nie świadczy o przemijaniu tylko stanowi o mądrości i stałości bezwzględnej...Chwała tej siwej i nie ginącej przyjaźni... Och jak jej chcę... każdego dnia coraz więcej i więcej... Powiem nieskromnie... jestem w tej materii nienasycony...!
A teraz dołączam już kolejne zwrotki poematu o grubasie...

A że grubas był niemiły.
Babie nerwy już puściły.
Parasolkę w garść chwyciła
I na niego naskoczyła.

Jak nie wrzaśnie, jak nie ryknie,
Prosto w gębę, jak nie krzyknie,
A przed nosem jego ryja,
Już pięściami mu wywija.

Co mi tutaj chrzanisz capie,
Zaraz gębę ci podrapie,
Bierz wężyki, bierz kapotę
Pędź galopem na robotę.

Ty kanalio, podły gnoju,
Pełno wody mam w pokoju.
Parkiet poszedł mocno w górę,
Chyba ci przetrzepię skórę.

sobota, 19 września 2009

Dzień 203

Jest już godzina 22:20. W takim razie biorę się za pisanie posta. Dzisiaj robiłem kompoty z gruszek. Wyszło mi 16 słoików litrowych. Na zimę będzie pychotka... Już są spasteryzowane i stygną stojąc do góry denkami. Jak sie wszyscy orientujecie, uczucia to bardzo ważna część składowa człowieka. One powodują, że się radujemy, płaczemy śmiejemy, smucimy, denerwujemy, i tęskniemy. Tęsknimy za bliskościa innego człowieka. Najbardziej takiego którego kochamy, cenimy, szanujemy. Takiego który jest naszym prawdziwym przyjacielem, który nie opuści nas aż do końca życie. Widzimy w nim swojego nauczyciela, wybawcę, i swoje wsparcie w trudnej godzinie. Kiedy jest nam źle wystarczy wziąć telefon do ręki i już słyszymy jego ciepły i pełen uczucia i troski głos. Sznujmy zatem swoich przyjaciół nawet tych przez nieco mniejsze "P". Ale i sami oddajmy im prawdziwą przyjaźń i szczere uczucia, bo to skarb jedyny i największej wagi... i do końca życia...!!!
A teraz załączę kolejne zwrotki poematu o sklepikarzu...
Oto one:

Tam od rana sieć zarzuci,
Wielu ludzi zbałamuci.
Kilka ciastek pożre z kremem,
A na koniec bułkę z dżemem.

Czasem jednak coś się zdarzy,
Z czym grubemu nie do twarzy.
Z reklamacją baba wpada,
Racje swoje mu wykłada.

Spaślak nosząc w kabzie węża,
Cały wije się i spręża.
Sapie, kręci, winę spycha,
Na klientkę głośno prycha.

A tym czasem kobiecina,
Niecierpliwić się zaczyna.
Ma już dosyć mataczenia,
Więc postawę szybko zmienia.

piątek, 18 września 2009

Dzień 202

No i proszę... jak szybko te minuty mijają... w tej chwili jest godzina 21:20.Czas więc na posta... Coraz częściej zastanawiam się nad cechą ludzkiego zachowania polegającego na bezustannym narzucaniu innym ludziom swojej woli, swoich pomysłów, a nawet swoich zachowań. W czym tkwi przyczyna takiego zachowania. Czy jest to forma i chęć dowartościowania się i pokazywania wszystkim innym swojej operatywności i doskonałej organizacji i zalet...? Czy chodzi tu zgoła o co innego. Jeśli tak to skąd się to w takim człowieku bierze...? Czy wynika to z poczucia własnej niskiej wartości...? Czy może z partnera posiadacza, który bezustannie wpędzał ją w poczucie winy i właśnie niskiej wartości, po to żeby ją kontrolować i mieć w posiadaniu. Każdy tyran posiadacz robi to celowo by mieć w partnerce[rze]służącą i kuchtę domową...! To bardzo wygodne i wyrachowane działanie sprawia, że ofiara buduje w sobie swój obraz niskiej wartości i przez długie lata po wyzwoleniu się spod panowania posiadacza właśnie pokazując te cechy stosowane przez tyrana, sama zaczyna stosować je na zewnątrz... i tak nie zdając, albo zdając sobie z tego sprawę cignie takie zachowania przez długie lata swojego wolnego już życia...
A teraz czas na następne zwrotki poematu:

Śni o skarbach i mamonie,
Z podniecenia cały płonie.
Poci przy tym się jak w grypie
A z przejęcia cicho chlipie.

W końcu zerwał się z posłania
Na dół domu zaiwania.
Tam do kuchni wpadł zgłodniały
Jakby nie jadł tydzień cały.

Znalazł bigos na kominie,
Ślina już mu z gęby płynie.
Z belki urwał kawał szynki,
I ucztował dwie godzinki.

Gdy już nażarł się do woli,
Ubrał ciuchy acz powoli.
Wsiadł do auta, motor pali
I do sklepu ostro wali.

czwartek, 17 września 2009

Dzień 201

Jest już godzina 23:40... a więc już trochę późno... jednak dla mnie to żadna przeszkoda jeśli chodzi o napisanie posta. Zdrowie zdecydowanie mi się polepszyło. Ręką mogę już ruszać i potratfię ubarć koszulę. Mogę już prowadzić samochód...i to wszystko po jednym zastrzyku...! Mam ich pięć i muszę wybrać wszystkie... ale jak tu nie czuć się tak dobrze gdy ma się takiego lekarze jakiego mam ja...! A teraz już czas na kolejne zwrotki o wyrachowanym sklepikarzu kutwie... oto one:


A gdy skończył, zabrał graty,
Po czym udał się do chaty.
Tam w ukryciu przed rodziną,
Schował forsę pod pierzyną.

Zatarł dłonie, z palcy trzasnął
I na brzegu wyrka zasnął.
Spał dość krótko i nerwowo,
Jakoś dziwnie i niezdrowo.

Z boku na bok się przekładał,
Sam do siebie przez sen gadał.
Coś tam mruczał, trochę chrapał,
Nawet się po czole drapał.

Chociaż ciemno jest na dworze
Stary skąpiec spać nie może.
Coś go drapie w podniebienie,
Albo ciąży mu sumienie.

środa, 16 września 2009

Dzień 200

W tej chwili spojrzałem na zegarek i widzę, że jest godzina 22:10, a to oznacze,że trzeba brać się za napisanie posta. Jak bez wątpienia niektórzy zauważyli, mam dzisiaj okrągła datę. Jest dzisiaj 200 dzień mojej obecności z blogiem na łączach publicznych... Jak to szybko zleciało...nawet nie zauważyłem jak szybko. Mam nadzieję, że razem z wami uda mi się tutaj być następne 200 dni... przyznam się, że nie jestem w najlepszej formie więc nie będę się rozpisywał... dodam kolejne zwrotki mojego poematu i pójdę się położyć do łóżka...
Oto one:

Gadał długo i bez składu,
Żeby nikt nie doszedł ładu.
A gdy już stumanił babcie,
Wziął zaliczkę, zrzucił kapcie.

Ubrał buty, swetr, kapotę,
Wziął baterię na robotę.
Wsiadł do auta i tym razem,
Do klientki ruszył gazem.

Tam odstawił ekspresowo,
Byle jak i niefachowo,
Montaż nowej umywalki
Wraz z odpływem starej pralki.

Wkręcił jeszcze wprost do ściany,
Kran wannowy, używany.
Dając starą armaturę,
Zdarł podwójnie z baby skórę.

wtorek, 15 września 2009

Dzień 199

Mamy już godzinę 22:10. A to uświadamia mi prawdę, która mówi o tym, że czas już napisać dzisiejszego posta. Po przeczytaniu jednego z wpisów wyzwoliły się we mnie wspomnienia z dzieciństwa. Dzieciństwo to taki okres w życiu każdego człowieka w którym bardzo mocno utrwalają się w nas wszystkie miłe i niemiłe doznania. wielką wagę mają drobne sprawy związane ze sferą doznań emocjonalno uczuciowych. Często właśnie znakomicie pamiętamy takie rzeczy jak zapach jedynej piekarni, zapach i chrzęst liści klonu, chrupiące i mocno zarumienione bułedczki, czy też zapach okolicznego jeziorka. Ja wspominam landrynki, które jadłem pasjami. Jadłem w ten sposób, że gryzłem jedna po drugiej aż miałem pełne usta i już nie dawało się do nich włożyć ani jednego cukierka. Pisząc to mam pełne usta śliny o smaku tamtych landrynek. Pamiętam także maleńkie rogaliki z orzechami. Były twarde, bardzo słodkie i takie jakby lekko gumowe... ale smak ten pozostał we mnie do dzisiaj. Pamiętam też wiele innych rzeczy: Sok z ogórków kiszonych, czy kapusty i drzem wiśniowy... taki w blaszanych konserwach... jaki on był smaczny... niemal taki jak galaretka. Dzisiaj już nic z tych rzeczy nie zjemy. Wszystko jest inne, inny ma smak, albo smaku nie ma wcale... nawet sok z kapusty ma obrzydliwy smak i zapach... dzięki Ci za te miłe i cudowne wspomnienia... buziaczek ci się należy, a nawet dwa.
A teraz zamieszczę kolejne zwrotki poematu:

Cóż za przykład, co za klasa,
Bije w koło od grubasa.
Taka świętość… na ołtarze!
Już spaślaka wsadzić każe.

Niech pokłony biją wszyscy,
Obcy ludzie, także bliscy.
Cześć i chwała się należy,
Nawet jeśli ktoś nie wierzy.

Bądźcie cicho moi mili,
Klient zjawił się w tej chwili.
Kutwa chwycił się pod boki
I rozpoczął wredne toki.

Grucha, sapie, zęby szczerzy,
Chwali towar niezbyt świeży.
Ten z zaplecza, malowany,
Dziesięć lat już używany.

poniedziałek, 14 września 2009

Dzień 198

Dochodzi już gddzina 20:45. Od kilku dni chodzę codziennie na spacery. Wychodzę z domu mniej więcej o godzinie 19-tej i wracam około 20-tej. W parku wyraźnie widać już wpływ jesieni. Liście żółkną i opadają coraz obficiej. Czuć lekki chłodek i ostrzejszy zapach usychajacego lata. O godzinie 20-tej jest już ciemno, a mimo to park nie świeci pustką. Są osoby biegajace, sa rowerzyści i całkiem spora ilość spacerowiczów. Najbardziej z tego wszystkiego cieszą mnie opadające z drzew liście. W końcu będzie ich tyle, że służby porzadkujące park, zaczną je zgrabiać na większe kopy... a wiecie co to oznacza...? Zapomnieliście...? Ano to, że niedługo zakopię się w takiej jednej kopie jeśiennych liści caluteńki. Koniecznie muszę mieć to udokumentowane fotografią... Ciekawy jestem czy ktoś do mnie dołączy... i czy dużo będzie pukaczy w czoło z przymrużeniem oka...!?
A teraz kolej na dalszą część poematu:

Jakie rzeczy ma wspaniałe,
Wszystko dobre, jakie trwałe.
Nie ma w koło nic lepszego,
Od towaru właśnie jego.

Klient żywcem w niebo wzięty,
Rozluźniony jest, nie spięty.
Sięga chętniej do portfela
I zaliczkę mu przydziela.

Nie jest świadom biedaczysko,
Że utraci wkrótce wszystko.
Grubas jak pijawka głucha,
Dziś sumienia już nie słucha.

Za nic prawo ma, nakazy,
Ludzkie normy i przykazy.
Jakieś względy, obyczaje,
Kiedy klient przed nim staje

niedziela, 13 września 2009

Dzień 197

Jest godzina 19:20... mimo to, że jest jak na mnie, bardzo wczesna pora biorę się za pisanie posta. Najpierw powiem, że jest mi bardo miło kiedy wiem, że mam swoich stałych od samego początku czytaczy... Nawet gdy rzadko się wpisują to sama świadomość ich ciągłej obecności sprawia, że chcę dalej pisać właśnie dla nich...! Chciałbym napisać kilka zdań odnośnie "wyborów"... Wyborów bez których włąściwie nie da się normalnie funkcjonować. Wyborów, których dokonujemy my sami, każdego dnia kilk, kilkanaście, albo kilkadziesiąt razy... Czym się kierujemy w dokonywaniu wyborów? Można by wywieźć kilka opcji, ale i tak nie będzie to miarodajne i dające wyczerpującej odpowiedź na postawione pytanie. Można by na początek powiedzieć, że dokonujemy wyborów świadomych, nieświadomych, idiotycznych, trafnych, błędnych, irracjonalnych, niezrozumiałych itd. Potem możemy spróbować argumentacji konkretnego dokonanego wyboru... Moim zdaniem jest to tak szerokie zagadnieni, że chyba trudno byłoby jednoznacznie zdefiniować czym się kierujemy w dokonywaniu wyborów... Z mojego punktu widzenia mogę uznać kilka najbardziej ważnych kierunków. I tak pierwszy byłby powód karmiczny i tu nie mamy żadnego wpływu na wybór... potem wybór niezależny od naszej woji polegający na wyborze na zasadzie równowagi w naturze... następny będący konsekwencją naszego świadomego lub nieświadomego projektowania własnego życia... i teraz dopiero należy wymienić werunki przyziemne i te wynikające ze stanu naszego ducha... Do konkretnego wyboru może mieć wpływ radość, smutk, zauroczenia, silny stres, wielka euforia, ogólne wrażeńia zmysłowe takie jak dotyk, seks, uczucie bliskości drugiego człowieka, uroda, sposób zachowania, kultura osobista, nawet mówienie czułych słów i kłamstwo! Kłamstwo polegające na swiadomyn kamuflowaniu swoich przywar i nałogów, lenistwa i agresji... czyli tych cech, których nie chcemy w swoim życiu doświadczać... Takie kamulowanie z mojego punktu widzenia jest szczególnie wredne i podłe, bo unieszczęśliwia tą osobę która szuka szczerego pertneta i wielkiej pryjaźni czy miłości. Oszukiwana miesiącami w końcu odkrywa prawdę i wtedy czuje się strasznie. Dlatego strasznie bo oto ten którwmu wierzyła i ufała zawiódł i okazał się pasożytem... opasującym i duszącym bluszczem... oby nik nigdy nie doświadczył bluszczowej miłości... Z uwagi na powagę tematu dzisiaj nie dołączę kolejnych zwrotek mojego poematu...

sobota, 12 września 2009

Dzień 196

Jak ten czas szybko leci... dopiero był ranek, a już jest godzina 20:45. Chcąc nie chcąc czas zabrać się za pisanie posta. Trochę pusto się zrobiło na moim blogu... Kilka osób wzięło dwa, trzy dni wolnego i wyjechało na wycieczki. Jedni pojechali w góry... inni woleli wyjazd nad wodę, a jeszcze inni udali się na wyprawę do lasu na grzyby. Mam nadzieje, że każda z tych osób znajdzie tam gdzie pojechała przynajmniej chwilowy relaks, zadowolenie i przede wszystkim odpręzenie od codziennych stresów. Potem wróci do domu wypoczęta i ze świeżym zapasem sił do pracy twórczej intelektualnej i fizycznej...
A teraz już przejdziemy do poematu:

Kto mi powie o co chodzi…
Tłuścioch mruczy, czy zawodzi.
Czy z zachwytu piosnkę nuci,
Czy z przesytu raczej smuci,

Gdy się przeżre, pojękuje,
Z lekka śmietnik swój masuje
Bo brzuszysko rozepchane,
Daje nocki nie przespane.

Gdy już napchał się do syta,
Wziął gazetę… niby czyta,
Wrednym okiem już świdruje
I zdobyczy wypatruje.

A gdy klient sklep zaszczyci,
Grubas w szpony go pochwyci.
Towar nędzny już zachwala,
I o bublach mit obala.

piątek, 11 września 2009

Dzień 195

Właśnie mija godzina 22:30. A to znaczy, że biorę się za pisanie posta. Dzień minął mi w drażliwej i nerwowej atmosferze... Jednak zawsze wychodzę z tego założenia, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Trzeba tylko wyciągać z takich doświadczeń pozytywne i właściwe wnioski... Gdy zrozumiemy samo wydarzenie szybko okaże się dlaczego doświaczyliśmy danej sytuacji życiowej. Tak więc wyciąganie wlaściwych wniosków wcale nie jest taką błahą sprawą jakby na pierwszy rzut oka wydawać się mogło. Wszystkie zdarzenia z naszego życia mają konkretny cel i są swoistą nauką. Dlatego nie wolno spychać problemu, odrzucać go do lamusa jako nie zaistniały, jako błahy... Często zdarza się,że odrzucony potęznieje i nabiera mocy... aż któregoś dnia eksploduje z wielką siłą i jest już bardzo trudny do opanować. Wniosek z tego płynie taki, że nawet najbłachszy problem zlekceważony może mieć nie do opanowania skutki... A teraz przechodzę już do kolejnych zwrotek poematu:

Chód ma chwiejny, kołyszący,
Bebech wielki, bulgoczący.
Kroki stawia dość niemrawe,
Bo nożyska ma koślawe.

O dziesiątej sklep otwiera,
Nim coś sprzeda już spoziera,
W stronę torby z kanapkami
I tłustymi kiełbaskami.

Nie czekając na klienta,
Jego gęba podpuchnięta,
Gryzie pokarm niedokładnie,
Chłonąc żarcie jak popadnie.

Mlaska, chrząka, pobekuje,
Coś pod nosem pomrukuje.
Po kałdunie wciąż się głaszcze
I rozdziawia mocno paszcze.

czwartek, 10 września 2009

Dzień 194

W tej chwili jest godzina 20:30...chociaż jest wczesna pora,za oknem jest już całkiem ciemno. Ta ciemność działa na mnie dość myląco i stąd zabieram się za pisanie posta o tej porze. Dzisiejszy dzień minął mi na jazdach do hurtowni, segregowaniu, metkowaniu towaru i drobnych przyjemnościach. Niby nic szczególnego się nie wydarzyło, ale dla mnie to co zobaczyłem, było bardzo ważną rzeczą... otóż jedno wydarzenie, którego byłem pośrednim uczestnikiem sprawiło, że serce mi zabiło podwyższonym rytmem. Wracając z hurtowni przejeżdżałem obok przystanku autobusowego. Jechałem dość wolno, bo było ciasno na drodze i dzięki temu spostrzegłem dwie osoby splecione w czułym uścisku. Obejmowali sie bardzo czule i stali wtuleni w siebie jakby byli jednością! Niby nic szczególnego w takim widoku, gdyby nie fakt, że na moje oko nieścili się w przedziale wiekowym między 50 a 60 rokiem życia. Byłem pod dużym wrażeniem, bo sami przyznacie... widok to niecodzienny. Zatrzymałem samochód zaraz za przystankiem autobusowym i zacząłem ich podziwiać. Minęło 5 minut, potem 10, a oni trwali wciąż w swoim przepełnionym miłościę uścisku. Kiedy minęło 15 minut poganiany czasem odpaliłem motor i pojechałem do sklepu. Nie wiem jak długo jeszcze trwali złączeni w jedną energię, ale widok ten przywrócił mi wierę w prawdziwe i szczere uczuci w każdym przedziale wiekowym.
A teraz czas na prezentację kolejnych zwrotek:

Muszę krzyczeć z całej siły,
By me słowa się przebiły,
Przez głuchotą tępe uszy,
Aż do wnętrza jego duszy.

Choć niemłody, rżnie gieroja,
Przy kobietach gra plejboja.
Rękaw krótki nosi w marcu,
Choć pogoda jest jak w garncu.

Ubiór jego niby świeży,
Niezbyt dobrze na nim leży.
Z szyi zwisa krawat stary,
Jakby zdjęty z innej miary

Krok w galotach ma wiszący,
But matowy miast błyszczący,
A na grzbiecie kurtkę starą
I w dodatku jeszcze szarą.

środa, 9 września 2009

Dzień 193

W tej chwili jest już godzina 23:30... a więc niezwłocznie biorę się za pisanie posta. Dzień minął znacznie lepiej niż wczoraj. Co prawda od rana obfitował w nerwówkę, ale po południu było już dobrze, a wieczorem całkiem fajnie i bardzo przyjemnie. Mam kilka przemyśleń na trudniejsze tematy, jednak zgodnie z obietnicą nie będę o nich, przynajmniej przez kilka postów pisał... A może zatęsknicie za nimi i dacie mi w któryś wpisie do zrozumienia, że brakuje Wam tych tematów...? Tymczasem
chcę Wam przypomnieć o kolejnych zwrotkach mojego poematu...
Oto i one:

Dwa kibelki, umywalki,
Giętkie węże też do pralki.
Są konopie, są uszczelki
I otwieracz do butelki.

Sam właściciel był pokraczny,
Trochę dziwny, nieudaczny
Wzrost nieduży, czyli niski…
A charakter miał dość śliski.

Włos na głowie przerzedzony,
Brzuch do przodu wysadzony.
Oczka mętne w tył mu lecą
I spod powiek wrednie świecą.

To nie wszystko moi mili,
Powiem więcej już po chwili…
Pan ów głuchy ze starości,
Wciąż narzeka na ból kości.

wtorek, 8 września 2009

Dzień 192

Jest godzinka 21:45... a więc tak czy siak zabieram się za pisanie posta... Mam nadzieję, ze nie jesteście  przytłamszeni postami o trudnym gatunkowo tematem uczuć...  Choć to potrzebny i bardzo ważny temat muszę wam dać trochę wytchnienia. Pomyślałem, że już czas najwyższy abym rozpoczął po raz pierwszy w historii tego bloga prezentację któregoś z moich poematów. Jeszcze muszę chwilkę zastanowić się nad wyborem... ale tak naprawdę mam już pomysł co do któregoś z nich... Zrobię jeszcze tylko szybki przegląd i dołączę do posta kilka pierwszych zwrotek...

Oto one:

Niespotykanie życzliwy człowiek


Dawno temu, gdzieś w stolicy

Otworzyłem sklep w piwnicy.

Sprzedawałem w nim żarówki, 

Szwarc powidło, boże krówki.

 

Różnej maści śrubokręty,

Kołki, nity, wszelkie wkręty.

Jakieś młotki, długie miarki,

Nawet pędzle przedniej marki


Oprócz klejów mam czajniki,

Wtyczki, kłódki, naleśniki

Jednym słowem mam stoisko,

W którym można kupić wszystko.


Zaraz obok, z prawej strony,

Siedzi sąsiad wystrzyżony.

Ma stoisko, w nim szpargały,

Rurki, kształtki, dyrdymały.

poniedziałek, 7 września 2009

Dzień 191

Jest godzina 21:20... a więc pora na kolejnego posta. Och jak chciałbym napisać tylko i wyłącznie o szczęściu i czystej kryształowo miłości. O zgodzie i długim życiu partnerskim biegnącym tylko w zaufaniu i  prawdziwej przyjaźni... ale jakże mam pisać kiedy w koło tylko posiadacze... egoistyczne podejście do partnera... związki oparte na kłamliwych deklaracjach o dozgonnej przyjaźni i miłości. Większość ludzi nie posiada nawet szacunku do siebie, ani do bliźniego, a co tu dopiero wymagać od nich szczerych zachowań, przyjaźni i miłości!!!To jest tak smutne, że aż straszne... Tylko niech mi ktoś wytłumaczy dlaczego wszyscy domagają się tego tak mocno i głośno... a jak MAJĄ JUŻ TO CZEGO PRAGNĘLI, NISZCZĄ W ZASTRASZAJĄCY I SZYBKI SPOSÓB WSZYSTKO TO CO DOSTALI OD DRUGIEGO CZŁOWIEKA!!!  Ja wiem dlaczego... Ano, choć to zabrzmi strasznie i przerażająco, powiem jasno: Ludzie nie dorośli do takich uczuć i dlatego swój prymitywizm uczuciowy okazują w agresji, chęci posiadania dóbr materialnych i człowieczych. Ciągle chcemy mieć kobiety i mężczyzn na własność...chcemy mieć własnych niewolników, którzy za nas będą pracować... któży będą na każde zawołanie do łóżka i do seksu. Ludzie nie wiedzą co to jest prawdziwe partnerstwo i takie uczucia jak szczęście, empatia, przyjaźń i miłość... i dlatego nie ma co się łudzić, że jest inacze... że człowiek to ten najwspanialszy twór na ziemi... byle pies potrafi być wierniejszy i jak pokocha to na zawsze i nawet na grobie swojego pana potrafi zagłodzić się na śmierć. Broń Boże nie wymagam od partnera[ki] by dla partnera umierał z głodu! Wystarczy, że będzie  w dostatku i w biedzie. W zdrowiu i w chorobie... Jakże daleko nam do psiej miłości! Ale jak w każdym temacie tak i w tym są odstępstwa od normy... są wyjątki i byłbym wręcz niewsprawiedliwy gdybym nie powiedział, że nie ma nigdzie na świecie ludzi prawdziwie kochających, prawdziwie dających przyjaźń i szczęście. Wiem, że są, bo doświadczam tego, choć niezmiernie rzadko, na własnej skórze...! Dlatego wręcz nawołuję, bądźcie ostrożni, ale ufajcie ludziom. Choć na początku z rezerwą i dystansem, aż poczujemy, że ten ktoś jest wartościowy. Wierzę, że gdzieś tam w zakamarkach świata na każdego czeka ten[ta] jedyna i właściwa połowka jabłka... Jeśli zaczniemy poszukiwania od projektowania jakim ma być przyszły partner... napewno któregoś dnia zapuka on do naszych drzwi. Szanujmy ofiarowaną szczerze przyjaźń i miłość, bo to podstawa bytu każdego człowieka. Bez miłości i przyjaźni jesteśmy jako ten jeśienny liść wyschnięty i targany byle podmuchem na wszystkie strony...   

niedziela, 6 września 2009

Dzień 190

Jest już godzina 22:30... a więc zaczynamy Moi Drodzy. W nawiązaniu do wczorajeszego posta chciałbym tylko powiedzieć, że podobają mi się dokonane w nim wpisy. Co za rzeczywistoś, realizm, prawda... i te poruszone pokłady własnych przeżyć i doświadczeń. Cóż może być lepszego i rzeczywistszego od własnych przeżyć!? Jak to możliwe, że mimo wielkiego uczucia miłości do drugiego człowieka zaniedbujemy je tak aż staje się przykrym obcowaniem!? Czy można kogoś kochać i nie chcieć mówić mu czułych słów? Czy można kogoś kochać nad życie i mimo to doprowadzać do zimnych klimatów między sobą. Czy można nie mieć potrzeby w sercu i nie mieć ochoty ciągłego powtarzania czułych słów swojej partnerce[owi]. Czy można w ogóle wytrzymać bez rozmowy... bez wysyłania ciepłej i uczuciowej wiedomości tej ukochanej osobie...???!!! Moim zdaniem NIE  MOŻNA...!!! Uważam, że jeśli nie znajdujemy dla siebie tych wszystkich rzeczy, które tu wymieniam i nie chcemy, czy nie mamy potrzeby w sercu o nch mówić i zapewniać się nieustająco o własnych uczuciach dla siebie... po prostu brak nam w sercach prawdziwej miłości... To smutne... zwłaszcza dlatego, że jest nie pojęte i niezrozumiałe... to bardzo smutne bo wcześniejsze zapewnianie okazało się zwykłą grą do osiągnięcia innych celów... A co będzie gdy jednak okaże się, że te uczucia są w tej osobie, a mimo wszystko nie wzmacnia swojego związku tymi wszystkimi czułościami? Nawet na skutek całkowitego schłodzenia i spostrzeżenia, że jednak ma miłość w swoim sewcu, nie robi już nic by ją przywrócić swojemu związkowi i być w niej i cieszyć się  i pławić tak jak było na początku, tylko dlatego że wzięły w niej górę chore ambicje i złe poczucie własnego honoru... Ano  wtedy do końca życia będzie ta osoba tęsknić, wzdychać i płakać. Będzie wspominać i wyrzucać sobie  swój irracjonalizm i nieprzejednaną postawę: "Jak nie to nie...- powie zadziornie... dam sobie radę i bez niej".  Potem... rzeczywiście całe życie będą tylko porównania i nikt  inny już nigdy nie da tego co dawał ktoś kto miał w sercu czyste i piękne uczucia... Może wtedy padnie gorzkie pytanie: Czy warto było być takim nieprzejednanym...?!

sobota, 5 września 2009

Dzień 189

Jakoś mi ten czas szybko zleciał i zanim się spostrzegłem wybiła godzina 23:25... a więc najwyższa pora na pisanie posta. Dzisiejszy dzień obfitował w zmiany. Najpierw zmienna pogoda robiła wiatrowo deszczowe psikusy, potem praca w kuchni, zakupy i wreszcie kłopoty z pocztą mailową. Przy takiej pogodzie dużo rozmyślałem... szczególnie [to mój ulubiony temat] o uczuciach ludzkich. To temat rzeka... wydaje się być bez końca. Każdy człowiek te same uczucia odbiera i traktuje inaczej.  Długo się zastanawiałem jak to jest z tymi ludźmi którzy pragną miłości, przyjaźni i szczęścia. Bywa tak, że latami czekaj na nią... na nie i gdy się tak złoży, że ją dostaną... nie cenią tego szczęścia na które tak długo czekały. Zawsze tak jest, że na początku jest radość, wielka euforia, są zapewnienia, wyznania, obietnice, przysięgi składane ze łzami w oczach, przyżeczenia, a potem...? A potem przychodzi rutyna i pewność, że już nic i nikt nie może zrobić by to zepsuć i że nic nie jest w stanie zniszczyć tego pięknego uczucia. Nic bardziej mylnego! Od tej pory zaczyna się nowy rozdział w ich miłości: zaczyna się mniej mówić czułych słów, mniej poświęcać czasu dla tej jedynej osoby. Nagle zapominamy o codziennym milutkim smsie.W końcu nastaje okres niedotrzymywania danego słowa i siłą rzeczy lekceważenie. A od tego zaczynają się wypominanie i przypominanie tych wielkich wyznań i przyrzeczeń... potem lekkie sprzeczki... a z upływem czasu i powtarzalnych uchybień w obietnicach, następują długie i ciężnie kłotnie... wreszcie nastaje czas awantur i zanim zdążymy się zorientować widzimy, że ten mający być niezniszczalnym monolit pęka jak uderzone młotkiem szkło... Rozsypuje się  z głośnym hukiem, a my wytrzeszczamy oczy ze zdziwienia, że to co miało być wieczne, słabnie i rozlatuje się na setki drobnych kawałków. Kiedy się spostrzeżemy co się stało z pięknej przyjaźni, miłości i szczęścia często jest już za puźno na reanimacje... i szybko okazuje się że z powodu braku pielęgnacji i podlewania nasz ogródek stał się suchą pustynią. Siedzimy wtedy w nim i zaczynamy podlewać go gorzkimi łzami i wspomnieniami z chwil, których na zasadzie zgubnej pewności siebie i rutyn nie potrafiliśmy doceniać i utrzymać!!! Konia z rzędem temu kto zdoła wyjaśnić dlaczego tak irracjonalnie działamy!!!

piątek, 4 września 2009

Dzień 188

Jest w tej chwili godzina 21:45... a to mi mówi, że powinienem już zabrać się za pisanie posta. Tak więc dzień nieco lepszy od dwóch poprzednich... nastrój powoli się wygładza. Napisałem wiersz ku pamięci zmarłej żony mojego przyjaciela. To najtrudniejsze chwile w życiu każdego człowieka. Warto jednak pamiętać, z te łagodniejsze rozstana w postaci wyjazdów i braku kontaktu choćby kilkudniwego także jest trudne i bardzo bolesne. Każdy z nas powinien zadbać o to by nikt nie cierpiał z tytułu zaniedbania z powodu wyjazdu. Zawsze należy znaleźć małą chwilkę na napisanie wiadomości o zdrowiu, o szczęśliwej podróży i powrocie. O tęsknocie do ukochanej osoby i ciepłych słowach, które są potrzebne każdemu z nas bez wyjatku. Takie uczuciowe słowa są napędem dającym wiarę, zaufanie i poczucie bezpieczeństwa. Tak więc nie lekceważcie tych z pozoru drobiazgów i znajdźcie choćby tylko pięc minut dla pozostawionej ukochanej osoby! Poślijcie buziaczka i tęskne westchnienie... to tak  malutko... a jak bardzo wiele... czasem wszystko co jest niezbędne do życia tej drugiej osoby...

A teraz ostatni fragment prezentowanego wiersza:


Zwęszywszy ofiarę - złodziejaszek,

Portfel śpiącemu zaraz skradł. 

Zakupił żarcie i kilka flaszek,

A potem z kumplami pił i jadł.

 

Zdrętwiały pijak w końcu wstał,

Nogi miał miękkie i drżący głos.

Żonie wypłatę przynieść chciał,

A przyniósł tylko pusty trzos.

 

    Bogdan Chmielewski

czwartek, 3 września 2009

Dzień 187

W tej chwili jest godzina 22:00 w związku z tym biorę się za pisanie posta.  Dzisiejszy dzień niejako był kontynuacją wczorajszego smętnego dnia. Czyli nie obfitował nawet w przebłyski dobrego humoru.W związku z wczorajszymi waszymi wpisami doświadczyłem od moich Drogich wpisywaczy uczucia troski i współczucia, co bardzo wyraźnie powiedziało mi jak my tu wszyscy jesteśmy mocno ze sobą związani... To także sprawiło że postanowiłem na poście powiedzieć Wam co było powodem mojego kiepskiego samopoczucia. Otóż dostałem maila od mojego przyjaciela z którym znamy się i przyjaźnimy od wielu lat. Wiele trudnych chwil przeszliśmy w naszym życiu, co nas bardzo ze sobą związało. Jesteśmy sobie bardzo bliscy... niemal jak rodzina i oto on pisze mi, że w kwietniu zmarła jego wspaniała żona. Nikt nie wie dlaczego... Zmarła we śnie... a po dwóch miesiącach umarł mu ojciec... to trochę za wiele jak na jego nerwy... ale i na moje także... i to jest prawdziwa przyczyna mojego kiepskiego nastroju... a teraz dołącze do tekstu dalszą częś rozpoczętego wczoraj wiersza. 

Oto te zwrotki:

Nad moją głową pies głośno wyje,

Do pracy poszedł z piętra gość.

Zwierz opuszczony, żalu nie kryje,

Mimo, że pan… podrzucił mu kość.

 

Ulicą miasta gna wściekle erka,

Tuż za nią ryczy syreną straż.

Na pierwszy rzut oka, grają w berka, 

A to w wypadku stracił ktoś twarz. 

 

Ciekawskie gęby wklejone w szyby,

Lustrują wszystkich już na wskroś.

Na zewnątrz  rosną ludzie jak grzyby,

A na ławeczce, przysnął pijany ktoś.

 


środa, 2 września 2009

Dzień 186

Mamy już godzinę 22:55. toteż nadszedł już czas napisania posta. Dzisiejszy dzień właściwie był nudny. Nie działo się nic specjalnego. Świeciło słoneczko i nawet było ciepło, ale jakoś tak  nudno i flegmatycznie. I tak pozostało aż do tej pory. Prawdę mówiąc nie wiem co pisać. O marazmie chyba nie wypada nawet wspominać, żeby broń Boże nie zarazić nikogo z moich czytaczy. Wobec powyższych faktów potraktuje tego posta lekko, to znaczy bez poważnego wpisu. Pomyślałem, że taki stan rzeczy dobrze jest wykorzystać na prezentację któregoś z moich wierszy. Zaraz wejdę do folderu i poszukam coś odpowiedniego na dzisiejszy smętny dzień...  

  Oto on:

  Ponura rzeczywistość
 

  Kolejny świt rozdarł mój sen,
  Przecieram dłonią spuchnięte oczy.
  Cóż tam… na zewnątrz serwuje ten,
  Ten nowy dzień, w nadziei uroczy. 

  Nieśmiało zerkam oknem bez krat
  I widzę miasto dymem spowite.
  Plują kominy czadem na świat,
  Brudząc okna żaluzją okryte.

  Za ścianą sąsiad radio katuje,
  Reklamy sieką jak wiązka rózg.
  Zagłuszyć dźwięki jakoś próbuję,
  Lecz one ostro piorą mój mózg.


wtorek, 1 września 2009

Dzień 185

No i nastała godzina 21:30... a więc biorę się za pisanie dzisiejszego posta. Miło mi, że dożynki, o których ledwie wspomniałem wzbudziły takie zainteresowanie i pobudziły miłe wspomnienia. Mało mamy swobody i przyjemności więc każda chwila spędzona na łonie natury, szczególnie w takie widowiskowe święto jakim są Dożynki budzi w nas tyle wspomnień i pozytywnych emocji. To z kolei bardzo dobitnie pokazuje nam ile w każdej minucie upływającego życia tracimy przyjemności! Najczęściej siedzimy przed telewizorem i pozwalamy by spece od reklam i podprogowej informacji faszerowali nas takimi dennymi, a wręcz szkodliwymi śmieciami marketingowymi.Po takim spektaklu mamy przepełnione sianem mózgi i chęć nałogowego kupowania w hiper marketach niemal każdej firmy. Do tego dochodzi, że już od rana całymi rodzinami, zamiast na łono natury, jedziemy do... hiper marketu oczywiście! Tam spędzamy wiele godzin, jamy wysuszoną na wiór pizzę z plasterkiem starego salami zamiast objadać się tak jak ja na dożynkach, porządnymi domowymi pierogami z kapustą i grzybami. Koniecznie ze skwarkami i wytopionym z nich tluszczykiem... a gdy jeszcze przy jedzeniu wytłuścimy brodę i wytrzemy ją wierzchem dłoni, to dopiero jest radość i przyjemność ze wspólnego wytykania sobie swoich niedoskonałości w spożywaniu potraw... i właśnie o tą niedoskonałośc chodzi... zatem nie przejmujmy się gdy ktoś na nas wskaże palcem i powie ale ten gość jest prosiak... taki duży, a tak umazał tłuszczem usta i podbródek... a niech tam sobie pokazuje... nawet całą ręką... ważne, że poczułem sie przez chwilę doskonale... ważne, że zjadłem coś pysznego zamiast starej i zleżałej pizzy! W takim momencie chce mi sie krzyczeć Kocham Was... i caluteńki świat!!!! Często właśnie tak krzyczę... tylko, że nie mam odwagi na cały głos... więc krzyczę tylko w myślach. Wyobrażacie sobie gdybym tak na cały głos krzyczał w parku skaryszewskim albo łazienkowskim... widzicie już tych wszystkich pukacjących się w czoło porządnickich...!!! A potem takich gości w białych fartuchach... HI,HI,.HI.