wtorek, 1 września 2009
Dzień 185
No i nastała godzina 21:30... a więc biorę się za pisanie dzisiejszego posta. Miło mi, że dożynki, o których ledwie wspomniałem wzbudziły takie zainteresowanie i pobudziły miłe wspomnienia. Mało mamy swobody i przyjemności więc każda chwila spędzona na łonie natury, szczególnie w takie widowiskowe święto jakim są Dożynki budzi w nas tyle wspomnień i pozytywnych emocji. To z kolei bardzo dobitnie pokazuje nam ile w każdej minucie upływającego życia tracimy przyjemności! Najczęściej siedzimy przed telewizorem i pozwalamy by spece od reklam i podprogowej informacji faszerowali nas takimi dennymi, a wręcz szkodliwymi śmieciami marketingowymi.Po takim spektaklu mamy przepełnione sianem mózgi i chęć nałogowego kupowania w hiper marketach niemal każdej firmy. Do tego dochodzi, że już od rana całymi rodzinami, zamiast na łono natury, jedziemy do... hiper marketu oczywiście! Tam spędzamy wiele godzin, jamy wysuszoną na wiór pizzę z plasterkiem starego salami zamiast objadać się tak jak ja na dożynkach, porządnymi domowymi pierogami z kapustą i grzybami. Koniecznie ze skwarkami i wytopionym z nich tluszczykiem... a gdy jeszcze przy jedzeniu wytłuścimy brodę i wytrzemy ją wierzchem dłoni, to dopiero jest radość i przyjemność ze wspólnego wytykania sobie swoich niedoskonałości w spożywaniu potraw... i właśnie o tą niedoskonałośc chodzi... zatem nie przejmujmy się gdy ktoś na nas wskaże palcem i powie ale ten gość jest prosiak... taki duży, a tak umazał tłuszczem usta i podbródek... a niech tam sobie pokazuje... nawet całą ręką... ważne, że poczułem sie przez chwilę doskonale... ważne, że zjadłem coś pysznego zamiast starej i zleżałej pizzy! W takim momencie chce mi sie krzyczeć Kocham Was... i caluteńki świat!!!! Często właśnie tak krzyczę... tylko, że nie mam odwagi na cały głos... więc krzyczę tylko w myślach. Wyobrażacie sobie gdybym tak na cały głos krzyczał w parku skaryszewskim albo łazienkowskim... widzicie już tych wszystkich pukacjących się w czoło porządnickich...!!! A potem takich gości w białych fartuchach... HI,HI,.HI.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
NO NIESTETY, BOGUSIU... MASZ RACJĘ ... TAK BY TO SIĘ DLA CIEBIE SKOŃCZYŁO : WYTYKANIE PALCAMI..." ALE WARIAT " I ZDECYDOWANI PANOWIE W BIAŁYCH KITLACH... ALE WIESZ , MAM NA TO RADĘ... " W JEDNOŚCI SIŁA "- CZYLI LICZNE GRONO PRZYJACIÓŁ I RAZEM IDZIEMY DO PARKU, SZCZERZE SIĘ ŚMIEJĄC.... MOŻEMY KRZYCZEĆ , ŻE SIĘ KOCHAMY I CAŁY ŚWIAT TEŻ...I WTEDY BĘDZIE NAS ZA DUŻO DO " ZAMYKANIA " A I REAKCJE LUDZI TEŻ BĘDĄ INNE... BO MOŻE POMYŚLĄ " ALE ONI SĄ CHYBA SZCZĘŚLIWI , SKORO TAK TO OKAZUJĄ..." A DO TEGO JESZCZE SUCHE LIŚCIE... DO TARZANIA...
OdpowiedzUsuńMASZ RACJE, TERAZ MŁODE POKOLENIE ROŚNIE W ŚWIADOMOŚCI, ŻE W NIEDZIELĘ [ ZAMIAST DO KOŚCIOŁA] TERAZ IDZIE SIĘ DO WIELKIEGO SUPERMARKETU , CZY GALERII HANDLOWEJ... I SPĘDZA SIĘ TAM WIELE GODZIN , FAKTYCZNIE ZJADAJĄC POTEM JAKĄŚ NĘDZNĄ PIZZĘ , POPIJANĄ COLĄ ZAMIAST DOBREGO ROSOŁU I KURCZAKA Z BURACZKAMI, KOMPOTEM ...JAK DAWNIEJ BYWAŁO...
TERAZ TO JUŻ " NIE WYPADA " URZĄDZAĆ SWOJEMU DZIECKU... URODZIN W DOMU Z DOMOWYM, PYSZNYM TORTEM UPIECZONYM PRZEZ MAMĘ CZY BABCIĘ, Z RÓŻNYMI KANAPECZKAMI ,CIASTECZKAMI PIĘKNIE PODANYMI , BALONAMI , DEKORACJĄ . [ MOJEJ CÓRCE ROBIŁAM TAKIE " BALE " PRZEZ WIELE LAT... BYŁO MIŁO ] A TERAZ ... POTRZEBNA JEST TYLKO " KASA " I ODDAJE SIĘ DZIECI OPIEKUNKOM A RODZICE IDĄ SOBIE NA KAWĘ . PEWNIE , ŻE TO WYGODNE, NIE TRZEBA PRZYGOTOWAŃ, PRACY WŁOŻONEJ W DEKORACJE, PRZYGOTOWANIE RÓŻNYCH ZABAW... NO ALE TAKIE TO TERAZ NOWE CZASY... ALE CZY PIĘKNE... NIE MA JUŻ TEGO KLIMATU , WSPÓLNEJ ZABAWY Z DZIEĆMI...
ALE MYŚLĘ , ŻĘ MY 50+ MOŻEMY NIE DAĆ SIĘ OBECNEJ MODZIE I BYĆ TROSZKĘ " STAROMODNI " I CHODZIĆ NA TAKIE DOŻYNKI ,,CZY INNE TEGO TYPU IMPREZY I BAWIĆ SIĘ NA NICH DOSKONALE .. NA SZCĘŚCIE , MOŻNA TAM TEŻ SPOTKAĆ RODZICÓW, KTÓRZY ŚLEPO NIE PODĄŻAJĄ , ZA TĄ MODĄ I POKAZUJĄ SWOIM DZIECIOM " DOŻYNKI " , CHODZĄ DO GALERII [ GDZIE POKAZUJĄ PIĘKNO I SZTUKĘ ]I NA INNE IMPREZY, NA KTÓRYCH MOŻNA ZOBACZYĆ CIEKAWSZE RZECZY NIŻ W GALERIACH ... ALE TYCH ... HANDLOWYCH . BOŻENKA.
Przebywanie na łonie natury to sama przyjemnosc patrzec jak wszystko zyje i pachnie. Kiedys przebywałam częściej na piknikach. Bralismy koce, kosze jedzenia , picie tzn soki, woda czasem winko i była uczta na calego. Nie bylo to wytwonrne jedzenie.Zwyczajne. Pajda chleba, pęto kiełbasy, smalec, ogorek kiszony i była frajda.A jak smakowało....Do tej pory uwielbiam takie jedzonko w plenerze w jednej ręce pajdka chleba, w drugiej pętko kiełbaski, chociaz nie jem mięsa w tym jednym przypadku kiełbaska mi bardzo smakuje.To jest to co lubię.Żadna restauracja nie odda tej atmosfery co na łonie natury.Zawsze jest pełno śmiechu i wspaniałego humoru.Tak więc bez względu na wiek mozna sie doskonale bawić i miło spędzać czas. Nie w hipermarketach.Moja wnuczka (13 lat) tylko raz miała urodziny w MAC DONALD i więcej nie chciała. Nie było tej atmosfery.Teraz takie uroczystości są w domu. Dzieci i dorośli razem. I tym razem dorośli bawią sie tak jak dzieci. Są zagadki, tańce, kalambury. Ile jest śmiechu kiedy dorośli muszą pokazać gestem , ruchem , mimiką jakieś słowo.Dzieci pokładają sie ze śmiechu, a dorośli są jak dzieci to jest wspaniałe.Taki bal jest potem długo i mile wspominany.Zawsze czekam z radoscią na taki bal u wnuczki. Pozdrawiam. Nina
OdpowiedzUsuń