Mamy godzinę 20:10. Tedy biorę się za pisanie codziennego posta... Dzień jak co dzień obfitował, tak jak pogoda w różne nastroje i emocje... Ale nie będę się na temat huśtawki nastrojów rozpisywał. Przejdę odrazu do tak jakby dalszej części zamieszczonego wczoraj posta...
A co robić, gdy związek jest już przepełniony rutyną… gdy już spowszednieje i nie ma już w nim dawnych czułości, bo jeden z partnerów uważa, że miłość jaką oboje mają dla siebie jest tak wielka i oczywista, że nie potrzeba bez przerwy powtarzać czułych słów i dawać sobie zapewnień o miłości…?! Jak postępować w takiej sytuacji…? Domagać się od niej [niego]tych słów? Prosić o nie… wymuszać… żądać w imię miłości, która między nimi jest…? Grozić i straszyć w celu zmuszenia partnera [ki] do powrotu na drogę wylewnej czułości… czy zostawić wszystko w spokoju i niech biegnie swoim torem aż do końca… do momentu gdy staną się rutynowym i zaganianym za dobrami materialnymi związkiem dwojga obojętnych już sobie ludzi…? Uważam, że jeśli dochodzi do takiej sytuacji między kochającymi się ludźmi… nie było miedzy nimi mądrości. Należałoby także zastanowić się nad siłą ich uczuć… bo czy możliwe jest w wielkim i prawdziwym uczuciu miłości żeby doszło samoczynnie do zaniechania mówienia sobie czułości…? Czy to możliwe by bardzo kochając, stracili ochotę na przytulanie i czynienie sobie choćby tych najdrobniejszych przyjemności jak dawanie z pozoru nic nie wartych upominków…? Moim zdaniem NIE! Moim skromnym zdaniem, jeśli kochamy się prawdziwie i szczerze nie ma takiej możliwości by ludzie zatracili nagle ochotę na dotykanie, całowanie choćby tylko w policzek, czy trzymanie się za rączkę na choćby najwolniejszym spacerku we dwoje… według mnie na takie czułości w miłości… nie traci się ochoty NIGDY!
A teraz zamieszczę kolejne cztery zwrotki poematu o kutwie:
Wziął narzędzia, chwycił torbę,
Od kręcenia w rurach korbę.
Kaszkiet na łeb łysy wcisnął
I do sklepu szybko prysnął.
Tam na fotel siadł zmęczony,
Ekspres pracą utrudzony.
Chustką ściera poty z czoła
I o pomstę w niebo woła.
Jaki to on nieszczęśliwy,
Jaki jego los złośliwy.
Jak to baba porypana,
Każe robić mu od rana.
W górze jednak nie słuchali,
Drugą karę wnet zesłali.
By poruszyć serce w mendzie,
Dają mu nauczkę wszędzie.
piątek, 25 września 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
PIĘKNY POST ...Z ŻALEM ...ALE NIE MAM CZASU NA KOMENTOWANIE, SZYKUJĘ SIĘ DO WYJAZDU NAD MORZE... JAK WRÓCĘ, PRZECZYTAM WSZYSTKIE POSTY I OPATRZĘ KOMENTARZEM . GORĄCO WSZYSTKICH POZDRAWIAM. BOŻENKA.
OdpowiedzUsuńNo wlasnie Bogus bardzo dobrze piszesz. Tam gdzie wkradla sie rutyna i ludzie przestali okazywac sobie uczucia nie bylo w takim zwiazku madrosci.To madrosc wlasnie jest sila,ktora nie pozwala gasnac uczuciom.W prawdziwej milosci nie zakrada sie rutyna, poniewaz partnerzy dbaja o siebie nawzajem. A jesli juz cos peknie trzeba "leczyc" czyli rozmawiac.Mowic co nas boli, czego nam brakuje, jak mozna naprawic, posklejac.Zmuszac nikogo do niczego nie mozna.To tak jakby cos budowac na sile.To niezdrowa sytuacja i nic z tego nie bedzie.Dwoje ludzi musi chciec, powinni wiedziec czego od siebie moga oczekiwac , co moga sobie dac.Jesli bedziemy gonic za dobrami na potege napewno gdzies tam zatracimy uczucia, poniewaz mamy inne myslenie, brak czasu na pielegnacje uczuc.Partnerowi trzeba troszke poswiecic czau, powiedziec mile slowko,przytulic,cmoknac. To takie ludzkie , normalne , wspaniale i bardzo potrzebne.Spacer za reke to wspanialy sposob na wiezi czulosci.Uwielbiam spacerowac za reke to taka wspaniala bliskosc, to piekne wyrazanie uczuc. Dziekuje Bogus za ten post. Potrzeba nam takich tresci.Dzieki temu moze ktos odbuduje swoj zwiazek?Pozdrawiam.Nina. Sle wszystkim buziaczki
OdpowiedzUsuń