czwartek, 21 maja 2009
Dzień 82
Już jest wieczór, godzina 20,50. Dzień minął spokojnie i nawet w pozytywnych energiach. Nie było niepotrzebnych emocji, z czego cieszę się niezmiernie, bo jak wszyscy wiemy, zmienność ludzi i pogody czasem działa w sposób destrukcyjny na cały nasz, a w szczególności mój organizm. W sklepie także obeszło się bez zadrażnień z niektórymi, lubiącymi zadymę klientami. Nawet po pracy poszedłem rozruszać zasiedziałe kości, co bardzo dobrze na mnie podziałało. Czuję się zmęczony długą wędrówka ale cłkowicie zrelaksowany... Myślę, że to pozytywne zmęczenie przełoży się na dobry i długi sen... czego nie mogę powiedzieć o minionej nocy. Toteż długo nie mogłem zasnąć i tym samym nie mogłem smacznie spać, bo nachodziły mnie różne myśli o ludzizch ich zachowaniach. O relacjach między nimi i szacumku do siebie i o życiu. Nawet raz udało mi się wprowadzić w satan zawieszenia między snem a jawą... Widziałem się w gęstym lesie. Długo po nim chodziłem nie mogąc odnaleźć właściwej drogi, zmęczony i zrezygnowany usiadłem pod starą i ogromna sosna. Ona jakby nachyliła się nade mną i otoczyła mnie swoimi rozłożystymi ramionami. Poczułem się bardzo bezpiecznie...tak jakby w obięciach swojej ukochanej dziewczyny...a ona tuż nad moją głową szumiała mi do snu... kołysany tą cudownie ciepłą kołysanką, usnąłem bardzo spokojnie...Obudziłem się o godzinie 6 rano...ale nikt mnie już nie obejmował ani nie kołysał do jeszcze dłuższego snu...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz