EPILOG

Po długim wahaniu postanowiłem zakończyć pracę z prowadzonym od ponad 500-set dni blogiem pt. "Poezja, którą da się czytać". Jak spostrzegliście 7 ostatnich postów zasadniczo odbiegało tematem od wcześniejszych treści, dlatego zostały przeniesione do nowoutworzonego bloga, który będzie poruszał właśnie taką tematykę. Mam nadzieję, że te ważne tematy wciągną was i zachęcą do czytania, i czynnego uczestnictwa w życiu nowego bloga pt. "Tropem dziwactw i bezsensu". Zapraszam. Oto nowy adres pod którym mnie znajdziecie:

http://tropem-dziwactw-i-bezsensu.blogspot.com

niedziela, 17 maja 2009

Dzien 78

Jest jeszcze młoda godzina... zaledwie 20,50. Piszę wcześniej, bo zaraz pójdę położyć się do łóżka. We Wrocławiu był piękny i słoneczny dzień toteż od rana byłem poza domem. Zwiedzałem dawne, prawie zapomniane miejsca. Miałem nic nie pisać na ten temat, ale skoro jestem tu już 78 dni i dzielę się z wami swoimi uczuciami... wszystkimi uczuciami, to uznałem, że i tym też powinienem się podzielić. Poszedłem do ogrodu botanicznego. To takie piękne i ciche miajsce w głośnym i śmierdzącym spalinami mieście. Zabrałem z domu aparat fotograficzny, bo chciałem kilka ślicznych obrazów z tamtego miejsca zabrać ze sobą do Warszawy. Fotografowałem wszystko co tam zobaczyłem. W pewnym momencie spostrzegłem w wysokiej trawie tuż nad oczkiem wodnym Panią kaczkę, Pana kaczora i dwa maleńkie kaczątka. Były śliczne i chciałem je sfotografować. Energicznie przykucnąłem przed nimi... były ufne i nie bały się mnie i nie uciekały przed aparatem, który przystwiłem niemal na 20 centymetrów przed ich dziobkami. Cichutko popiskiwały, a ja zafascynowany próbowałem obiektywem ominąć badyle trawy by mieć czysty obraz pięknych kaczątek. Gdy poszły w strone wody poderwałem się szybko i chciałem z innej perspektywy zrobić jeszcze kilka zdięć... I nagle otaczający mnie świat zawirował... pociemniał tak mocno, że stał się prawie niewidoczny... opadłem bezsilnie na schodki, które prowadziły do lustra wody. Wszystko tak jakby przestało istnieć... Ułożyłem palce dłoni w mudrę wzmacniającą i czekałem w nieświadomości otoczenia kilkanaście minut. Po raz pierwszy w życiu nie bałem się niewiadomego. Nie bałem sie tego co ze mna się stanie. Ze zdziwieniem spostrzegłem, że doświadczam uczucia wielkiego spokoju i wyciszenia. Pamiętam, że nawet pomyślałem, że to dobry dzień na umieranie. Na szczęście nic takiego się nie stało. Po upływie kilkunastu minut wstałem powoli i chwiejnym krokiem poszedłem do samochodu. Usiadłem za kierownicą i pomknałem z prędkości 80-ciu kilometrów na godzine prosto do domu. Połozyłem sie prawie natychmiast do łóżka. Byłem tak słaby, że usnąłem błyskawicznie... Regenerując siły, przespałem kilka pełnych godzin, a gdy się obudziłem za oknem zapadał już wieczór. Przeanalizowałem ciąg dzisiejszych zdarzeń i na podstawie tej analizy zrozumiałem kruchość ludzkiego istnienia. Nagle pojąłem jak cienka jest nić króra nas trzyma tutaj na ziemi... i jakimi jesteśmy głupcami gdy wybieramy wszystko inne ponad przyjaźń i miłość do drugiego człowieka...

1 komentarz:

  1. OJ BOGUSIU...... TAKI DLUGI POST....A TYLE NIEPOKOJU ZASIAŁ...... MOŻE TO BYŁA CZERWONA LAMPKA..., ŻE TEŻ POWINIENEŚ POMYŚLEĆ TROSZKĘ O SWOIM ZDROWIU...... NIE LEKCEWAŻ TEGO... JESTEŚ PRZECIEŻ NAM TUTAJ BARDZO POTRZEBNY.... PAN BOŻYCZEK SOBIE PORADZI...TAM .. BEZ CIEBIE . PRZECZIEŻ TE OBIECANE PLACKI... FAWORKI I BEZY... I TYLE JESZCZE DO POGADANIA I PISANIA...POSTY I WIERSZE... WRACAJ DO NAS SZCĘŚLIWIE I MOŻLIWIE SZYBKO. NO I KONIECZNIE PRZYŚLIJ ZDJĄTKA TEJ KACZEJ RODZINKI.... TRZYMAJ SIĘ ZDROWO .BOŻENKA.

    OdpowiedzUsuń