środa, 20 maja 2009
Dzień 81
Jest godzina 22,15. Dzisiaj wróciłem już do Warszawy. Drogę z Wrocławia pokonałem nawet szybko i bez większych przeszkód czy utrudnień w ruchu. Chociaż miałem ku temu wszelkie powody, nie byłem nawet bardzo zmęczony. Sam nie wiem co dodało mi sił by pokonać wszelkie zaistniałe trudności. Chyba bliskość natury i las. Las działa na mnie zawsze zbawczo tak więc zatrzymałem sie w pięknym lesie i w nim doładowałem swoje wyczerpane akumulatory. Poprzez przeżedzone korony drzew widziałem ostatni zachód mojego ciepłego słoneczka... Powoli zniżało swój bieg... było coraz niżej, niżej, niżej aż na sam koniec, zmieniało swoją ciepłą barwę na krwisto czerwoną... i zniknęło. Ale zanim zniknęło tą zmianą barwy tak jakby chciało mi powiedzieć,że już umiera na zawsze... Dziwne to było uczucie... bo cóż jest warty świat bez ciepłego słoneczka...? Otóż nic nie jest wart... mówię Wam nic nie jest wart...!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz