środa, 6 maja 2009
Dzień 67
Jest godzina 22,30. Żeby było trochę ściślej czwartek. Smutny to był dzień... niebo usłane siną barwą zakryło moje życiodajne słoneczko. Z chmur lały się smutne łzy i działały przygnębiająco na cały mój organizm... Straciłem chęć do działania, do pisania i do rozmów. Nie widzę już sensu dalszego pisania bloga...chyba zreazygnuję, a przynajmniej mocno ograniczę pisanie i umieszczanie w nim swoich wierszy i głębokich myśli, którymi sie z wami tutaj dzieliłem...Jakby to powiedzieć czuję, że nie jestem już tak mocno w kręgu zainteresowań...Coś co tutaj do tej pory odbierałem bardzo mocno i pozytywnie już się skończyło i nic już nie będzie takie samo...ktoś tam kiedyś powiedział, że nigdy nie wchodzi się do takiej samej rzeki...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
BOGUSIU, CIESZĘ SIĘ , ŻE JUŻ DAŁEŚ MI NADZIEJĘ PO NASZEJ WCZORAJSZEJ, DŁUGIEJ ROZMOWIE , ŻE BĘDĘ NADAL MOGŁA CZYTAĆ TWOJE PRZEMYŚLENIA I DOWODY TWOJEJ WIELKIEJ , ŻYCIOWEJ MĄDROŚCI. A TWOJA PIĘKNA POEZJA...... NIE WYOBRAŻAM SOBIE DNIA BEZ TWOJEGO POSTA.... TRZYMAM CIEBIE ZA SŁOWO.CZEKAM.[ZOBACZ, NAWET POKONAŁM TRUDNOŚCI I JESTEM JUŻ TWOIM WIDOCZNYM OBSERWATOREM...]BOŻENKA.
OdpowiedzUsuń