czwartek, 10 grudnia 2009
Dzień 285
Jest już bardzo późno... czyli godzina 23:40. To i niezwłocznie zabieram się za pisanie codziennego posta. Dzisiaj miałem natłok różnych zajęć. Nic nowego nie gotowałem, tylko wyjadam wcześniej przygotowane potrawy. Na kolacje zachciało mi się zjeść miseczkę mojej pomidorowej i dwie kanapki z masełkiem i moim pasztetem. Walory smakowe przerosły moje skromne oczekiwania. Przyznam, że taka kompozycja była strzałem w dziwesiątk... Naprawdę smaczek pomidorowej przegryzanej kanapkami z pasztetam był wspaniały... A więc sprawdza się stare i mądre powiedzonko: "Najważniejsze żeby był pomysł... reszta to już betka". Dzisiaj dużo pracowałem nad "Dwudziestą trzecią apokalipsą". Napisałem kilkanaście zwrotek i tym samym... wieczorwm o godzinie 20:00 ukończyłem to na miarę epoki... monumentalne dzieło ! Powiem, że tak jak pasztet i pomidorowa, albo razem wzięte... jest rewelacyjny! Zaraz poddałem go opini dwóch czytaczy i okazało się, że w obydwu przypadkach, szczęki opadły im aż na kolana... dobrze, że nie mieli sztucznych, bo byłby kłopot z umieszczeniem ich we właściwym miejscu... Pozdrawiam wszystkich czytaczy i ślę cieplutkie dobranoc!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz