piątek, 27 listopada 2009
Dzień 272
Właśnie piątek dobiega końca. Jutro jest sobota...teoretycznie dzień wolny od pracy, czyli dzień odpoczynku. Ale ja nie mam odpoczynku nawet w sobotę... A tak na marginesie jest już godzina 22:45 a to znak, że tu siedzę i pisze posta. Dziwicie się dlaczego nie będę miał ODPOCZYNKU...? Ano dlatego, że zdeklarowałem się zrobić kopytka ze skwarkami ze słoninki dla 11 dorosłych osób. Przyznacie sami, że to dużo pracy w kuchni jak na jednego kucharza...! Ale nie o tym chciałem pisać. Nie wiem dlaczego, ale od rana chodzi mi po głowie temat "Serce". Niby nic nadzwyczajnego... ot jakiś tam ważny organ wewnątrz każdego człowieka. Bije, pompuje krew do każdej nawet najmniejszej części naszego ciała i swoją nieustanną pracą, daje nam możliwość życia. Jednak nie o takim sercu chcę pisać...! Fascynuje mnie serce jako siedlisko ludzkich uczuć... szczególnie uczucia miłości...! Co prawda nie ma dowodów na to, że miłość umiejscowiła się w sercu, ale że tam znalazła swoja siedzibę każdy z nas... szczególnie ci którzy kochali prawdziwie, wiedzą od dawna i nie budzi to w nich żadnych wątpliwości. Czy dowodem na to, że w nim mieszka miłość jest ściskanie i przyśpieszony rytm, szczególnie w przypadkach gdy coś złego dzieje się z obiektem naszej miłości...? A co dzieje się w sercu kogoś kto zaznał odtrącenia szczerej miłości...? Czy też przyspiesza, ściska i jest rozedrgane...?!! A czy w takim przypadku wyciska łzy z oczu i powoduje czarną rozpacz... daje ogromną tęsknotę i niewypowiedziany żal. I wreszcie czy porzucone serce potrafi wywołaś złość, nienawiść i chęć odwetu na osobie, która odtrąciła bezceremonialnie miłość. Moim zdaniem nie wywołuje takich destrukcyjnych uczuć. Uważam, że jeśli jest w nas prawdziwe uczucie miłości... nigdy nie będziemy działać z chęci zemsty. Nie będziemy szukać zapłaty za wyrządzona krzywdę... Ci którzy kochają szczerym i wielkim uczuciem, zawsze będą kochąć tak samo jak przed odtrąceniem. Myślę, że tylko stracą energię do życia, że usuną się w cichy kącik i tam w skrytości duszy będą cierpieć do końca życia... Jest wielce prawdopodobne, że wraz z upływającym wolno czasem cierpienie złagodnieje i osłabnie na tyle, że da się normalnie żyć... Ale napewno nigdy nia zniknie całkowicie, bo kto raz pokochał, będzie kochał niezmiennie... i do końca swoich dni...!!!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz