Jak ten czas leci...! Praca, potem warsztat na którym zbałamuciłem cztery godziny. A to dlatego, że zaciął mi się zamek w tylnych drzwiach Pajero i pękła sprężyna w fotelu kierowcy. Pierwsze skutecznie utrudniało korzystanie z części bagażowej samochodu, a drugie powodowało, że krzywo siedziałem podczas prowaczenia auta i nie dawało komfortu jazdy przy nieco dłuższych odcinkach. I jedno i drugie dawało mi się dobrze we znaki i musiałem coś z tym fantem zrobić. W tej chwili jest godzina 20:35 a to nakazuje mi bym napisał kolejnego posta. Od jakiegoś czasu korci mnie by napisać o cierpieniu ludzi w samotności. Chodzi mi o takich cierpiących, którzy na skutek nieśmiałości, skrytości, braku zaufanej osoby, czy wstydliwości nie mogą wyjawić komukolwiek swojego kłopotu, czasem tragedii, jakiegoś krępujacego schorzenia, czy cierpienia z powodu odtrąconej miłości...! Zastanawiałem się nad tym cierpieniem w samotności dość długo i doszedłem do wnioski, że wszyscy ci ludzie cierpią dwakroć więcej niż ci, którzy mają swojego przyjaciela, spowiednika, czy zaufaną osobę, której mogą opowiedzieć o swoim cierpieniu...! Bardzo trudno jest wyrokować, które z tych cierpień jast nawiększe, najgorsze i najtrudniejsze do wytrzymania. Wydawać by się mogło, że wszystkie są jednakowo bolesne... ale czy rzeczywiście tak jest...? A czy można w ogóle stopniować kaliber takego bólu i utrapienia...? Kto jest w stanie powiedzieć, że trudniej jest znosić chorobę od odtrąconej miłości. Kto zagwarantuje, że ból samotności jest łagodniejszy od bólu wstydu...!? Myślę, że tylko ten może skutecznie się wypowiedzieć, kto sam doświadcza jednego z tych cierpień. Myślę, że to kwestia ściśle indywidualna... i dla każdego z osobna ma największy ciężar gatunkowy...! A to jasno nam mówi, że choćby najłagodniejsze cierpienie dla jednego, dla innego człowieka będzie najcięższe...!!!
A teraz kolej na ostatnie ze zwrotek prezentowanego wiersza... oto one:
Choćżem wolny przedstawiciel,
Jakąż wolność mam w tej roli…?
Rycerz – damski – wybawiciel,
Wziął mnie żywcem do niewoli.
Wtedym z siodła babę zrzucił…
Krzyczę głośno – naprzód gniada!
Rwij bom wspólny jasyr skrócił,
Pędź galopem w kraj sąsiada…
Szkapa w uśmiech pysk wydęła,
Łeb zadarła… wierzga nogą…
Jeszcze stojąc – lekko drgnęła
I piaszczystą zwiała drogą…
Bogdan Chmielewski
poniedziałek, 23 listopada 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
" CIERPIENIE SAMOTNOŚCI..." ... CIEKAWY TEMAT... MOJE ŻYCIE NIE BYŁO USŁANE ... RÓŻAMI...
OdpowiedzUsuńJAK ZOSTAŁAM SAMA Z MALEŃKĄ CÓRECZKĄ...[ 15 MIESIĘCY], STAN WOJENNY, PUSTKI W SKLEPACH... OCH JAK BYŁO CIĘŻKO I TRUDNO... - ALE MIAŁAM SERDECZNĄ PRZYJACIÓŁKĘ, KTÓRA CODZIENNIE... WYSŁUCHIWAŁA MNIE... DZIĘKI JEJ - ZA JEJ CIERPLIWOŚĆ... ALE DZIĘKI TEMU NIE ZWARIOWAŁAM ... z przerażenia, rozpaczy... OTRZĄSNĘŁAM SIĘ ... I SZŁAM DO PRZODU... PO DRUGIEJ TRAGEDII ŻYCIOWEJ [ ZAFUNDOWANEJ PRZEZ DRUGIEGO MĘŻA...] TEŻ BYŁY OSOBY , KTÓRE CHCIAŁY MNIE WYSŁUCHIWAĆ I WSPIERAĆ... DO TEGO BYŁA JESZCZE INTENSYWNA , KILKULETNIA PRACA Z PSYCHOLOGIEM... POMOGŁO... NIE ZWARIOWAŁAM, NIE POPADŁAM W NAŁOGI... A PRZECIEŻ MOGŁAM TAK UCIEKAĆ OD PROBLEMÓW... WRĘCZ PRZECIWNIE... SPRAWDZIŁO SIĘ POWIEDZENIE " CO NAS NIE ZABIJE... TO NAS WZMOCNI..."
PRZEŻYWANIE TRAUMY... SPOWODOWANEJ TRUDNĄ CHOROBĄ, CIERPIENIEM... - TEGO NA SZCĘŚCIE NIE DOŚWIADCZYŁAM... ALE MYŚLĘ, ŻE DOBRZE JEST I WTEDY MIEĆ ZAUFANYCH PRZYJACIÓŁ, Z KTÓRYMI MOŻNA DZIELIĆ SIĘ... SWOIM PRZERAŻENIEM, NIEPEWNOŚCIĄ, CIERPIENIEM... MYŚLĘ, ŻE JUŻ SAMA ŚWIADOMOŚĆ, ŻE KTOŚ NAS WYSŁUCHA, POWIE CIEPŁE SŁOWO, PRZYTULI, CZASAMI RAZEM Z NAMI... URONI ŁZĘ...
WIEM, ŻE NIE KAŻDY MA ZDOLNOŚĆ TAKIEJ ROZMOWY KIMŚ INNYM... ZALEŻY TO OD OSOBOWOŚĆI I CHARAKTERU..., ALE WTEDY JEST DUŻO TRUDNIEJ TKWIĆ Z TYM WIELKIM CIĘŻAREM ... W POJEDYNKĘ.
STARAJMY SIĘ MIEĆ PRZYJACIÓŁ , SERDECZNYCH LUDZI, KTORZY ZECHCĄ NAS WYSŁUCHAĆ, DORADZIĆ WESPRZEĆ... BO SAMEMU ... CZĘSTO JEST ZBYT TRUDNO... DŻWIGAĆ WIELKIE " CIĘŻARY ŻYCIA"...
NAWIĄZUJMY WIĘC I PIELĘGNUJMY... NASZE PRZYJAŻNIE... WTEDY NAWET... BĘDĄC SAMI... NIE JESTEŚMY SAMOTNI... WYSTARCZY JEDEN TELEFON... I CIEPŁY WSPIERAJĄCY GŁOS , ALBO PRZYJAZD PPR [ PRZYJACIELSKIEGO POGOTOWIA RATUNKOWEGO] JEST JAK PĘKNA TĘCZA... POJAWIAJĄCA SIĘ NA NIEBIE..., ROZWIEWAJĄ SIĘ CHMURY...BO JEST KTOŚ... KTO TO SPRAWIŁ...
POZDRAWIAM WSZYSTKICH " ŻYJĄCYCH W SAMOTNOŚCI " - WYJDŻCIE DO LUDZI...POMAGAJCIE INNYM I SAMI KORZYSTAJCIE Z POMOCY JAK ZAJDZIE TAKA POTRZEBA... BOŻENKA.