czwartek, 8 października 2009
Dzień 222
Dzisiaj także troch zabałamuciłem i dopiero teraz zabiorę się za napisanie posta. Jest godzina 23:45. Ostatnio bardzo dużo myślę o tym czego doświadczam i widzę w naszej obyczajności. Bardzo męczą mnie współczesne relacje między ludźmi... Szczególnie chodzi mi o relacje między najbliższymi znajomymi, kolegami a nawet przyjaciółmi... a to co się dzieje między rodzinami i rodzeństwem zakrawa na totalną kpinę... bo w niczym nie przypomina takich relacji jakie panowały jeszcze 20 lat temu w każdej niemal rodzinie. Partnerzy jeśli już jakoś ze sobą są, nie potrafią się dogadywać. Nie mają dla siebie prawdziwych i szczerych uczuć. Kłócą się często, a następnie rozchodzą po upływie kilku miesięcy, czasem kilku lat...! A rodzina... no cóż jeśli chcę się z nią zobaczyć, muszę o wizytę zabiegać... Czuję się z tym paskudnie... tak jakbym miał iść do urzędu. Jeśli nie zapowiem wizyty, ba nawet kontaktu telefonicznego, narażam się na odtrącenie i obrazę z drugiej strony. Pamiętam dom mojej cioci, która niestety zmarła w tym roku [pisałem o tym w dwóch dużo wcześniejszych postach. To był dom jaki wspominam bezustannie. Dom otwarty dla każdego kto choćby był dalekim krewnym. Przyjeżdzało się do tego domu bez wcześniejszego uprzedzenia... Każdy przyjeżdżał wtedy kiedy miało się ochotę. Czasem było tak, że w jednym czasie przebywało w nim ponad trzydzieści osób jednocześnie. Nikt nikomu nie mówił co ma robić. Każdy jakoś bez gadania wiedział jak funkcjonować w takiej wielkiej społeczności rodzinnej. Jedni pomagali w polu inni w kuchni, a jeszcze inni naprawiali wszystko co tylko się dało naprawić. Zawsze było czuć tą niepowtarzalna więź... A gdy przyszła pora na wyjazd, nigdy i nikt nie wyjechał bez wyposarzenia w produkty wiejskiego gospodarstwa na drogę. Nie wiem jak inni, ale ja zawsze dostawałem dodatkowo trochę pieniędzy... jak to się mówiło na podróż. Teraz już takiego domu nie ma... a jeśli zdarzy się, ze czasem zaproszą mnie na wieś to za parę kilo jabłek, śliwek, czy ziemniakow każą mi płacić pieniędzmi... Och jak bardzo odstajemy od tych wielkich uczuć i miłości rodzinnej...! Aż serce się ściska z tęsknoty za talerzem zalewajki, albo zupy dziadowskiej przy jednym, wystawionym na podwórko stole... ale za to podanym z pełnym uczuciem troski i miłści do każdego członka rodziny... Aż chce się płakać na widok dzisiejszych wystawnych i robionych na pokaz obiadów... Coś z nami jest nie tak, skoro nie jesteśmy już dla siebie tacy serdeczni i przyjaźni... Czy mamona jest ważniejsza nawet od najbliższej rodziny i przyjaźni... o miłości nawet wspomnieć nie wypada!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
"Czym chata bogata tym rada"..."Czym skorupka za młodu nasiąknie tym trąci".
OdpowiedzUsuńTak było jak opisujesz w moim domu rodzinnym na wsi...tak tez jest u mnie (a mieszkam w mieście ) jeżeli ktokolwiek zajrzy w moje progi.
Takie zwyczaje przenosi się z rodzinnego domu i myślę że trzeba czuć też taką potrzebę dzielenia się.
Przecież to jest bardzo przyjemne również dla nas częstujących…wspólne posiłki…paląca się na stole świeczka …lubię ten nastrój.
Zamiast wystawnych obiadów z Przyjaciółmi w restauracjach wolę kameralne spotkanie w moim mieszkaniu …tylko 2 lub kilka osób, by nie tracić więzi miedzy tymi ludzmi i poświecić im trochę uwagi na jaką zasługują.
Lubię też sama przygotowywać potrawy..
Bezpośrednia rozmowa z każdym z nich…zainteresowanie się jego sprawami…opowieściami…zwyczajne wysłuchanie… Tego każdy chyba potrzebuje a to przecież nic nie kosztuje.
Tęsknie tez za tym…bo tu gdzie jestem obecnie są inne zwyczaje…no i nie jestem u siebie.
Myślę że nie wszyscy powariowali i są jeszcze NORMALNI ludzie pomimo gonitwy za mamoną.
Niestety pieniądze są niezbędne w codziennym życiu i dlatego z zabezpieczeniem swojej egzystencji na co dzień musimy sobie radzić, bo BIEDNYCH ludzi raczej się unika a za taki stan wini się ich samych.
Lepiej być Bogatym i mieć możliwość wspierania innych niż samemu żebrać!
Wiec badżmy, ZDROWI, SZCZĘŚLIWY i BOGACI !
WITAM ...PRZECZYTALAM KOMENTARZ fififili I ZGADZAM SIĘ Z JEJ WNIOSKAMI... TAK DUŻO WYNOSIMY Z RODZINNEGO DOMU... MÓJ DOM - JEST DOMEM OTWARTYM... CHĘTNIE W NIM GOSZCZĘ PRZYJACIÓŁ , ZNAJOMYCH... I Z RADOŚCIĄ PATRZĘ ... JAK Z APETYTEM PAŁASZUJĄ MOJE PLACKI ZIEMNIACZANE, CZY INNE POTRAWY, KTORE PRZYGOTOWUJĘ , ŻEBY MIŁO PRZYJĄĆ GOŚCI... BYWA, ŻE PRZEZ KILKA GODZIN ROZMAWIAMY ZE SOBĄ A JAK ICH ODPROWADZAM, TO NIE POTRAFIMY SIĘ ROZSTAĆ...
OdpowiedzUsuńZ RODZINĄ , BYWA RÓŻNIE... NIE WYBIERAMY JEJ... ZDARZAJĄ SIĘ " OSOBNICY " ZIMNI, ZAMKNIĘCI [ WEDŁUG MNIE , TO BIEDNI, ZAMKNIĘCI W SOBIE I TYLKO O SOBIE MYŚLĄCY ...LUDZIE] I NIESTETY TO JEST NIE DO ZMIANY... ONI JUŻ TACY SĄ , JEST IM Z TYM DOBRZE... TRZEBA TO USZANOWAĆ...
NATOMIAST MY STARAJMY SIĘ SPOTYKAĆ - MAM TU TEŻ NA MYŚLI NASZE PRZYSZŁE JESIENNO- ZIMOWE POGADUCHY... U BOŻENKI { ZE WZGLĘDÓW LOKALOWYCH } MYŚLĘ, ŻE BĘDZIE TO DOBRY SPOSÓB NA POGŁĘBIANIE NASZEJ ZNAJOMOŚCI, PRZYJAŻNI LUB PO PROSTU MIŁE SPĘDZENIE WSPÓLNIE CZASU PRZY ROZMOWACH, DYSKUSJACH NA TEMAT UCZUĆ... I NIE TYLKO... CZY SŁUCHANIU WIERSZY BOGUSIA...[ A DO LASU TEŻ NIE JEST BARDZO DALEKO...] NO I JESZCZE KAŻDY PRZYNIESIE COŚ DOBREGO... I BĘDZIE CUDOWNIE... NAWET TOBIE BOGUSIU... UŚMIECH ZAGOŚCI ... NA TWOJEJ MIŁEJ ,STROSKANEJ TWARZY...
PEWNYCH ZACHOWAŃ LUDZKICH NIE DAMY RADY ZMIENIĆ ALE SAMI STARAJMY SIĘ POSTĘPOWAĆ TAK , ŻEBYŚMY BYLI SZCZĘŚLIWI I TO RAZEM Z NASZYMI PRZYJACIÓŁMI... POZDRAWIAM WSZYSTKICH. BOŻENKA.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń