środa, 30 września 2009
Dzień 214
wtorek, 29 września 2009
Dzień 213
Pozdrawiam wszystkich bardzo miło i cieplutko... a dla tych którzy są w drodze posyłam szczególnie wzmocniona porcję energii... niech ich wszystkich chroni przed samotnościa!
poniedziałek, 28 września 2009
Dzień 212
A traz załączę ostatnie zwrotki mojego poematu...oto one:
Kiedy pożarł prawie wszystko,
Wymasował swe brzuszysko.
Beknął zdrowo, łeb rozciera
I na portfel swój spoziera.
Ten cieniutki jest jak listek,
Bowiem hajc oddany wszystek,
Nie przysporzył mu świetności,
Tylko pustkę w sobie gości.
Choć rozmyślał dwie godziny,
Nie zrozumiał tej przyczyny,
Że kto łupił i rabował,
Będzie później pokutował.
Tak to jest już od stuleci,
Że za wszystkim rewanż leci.
Nim na krzywdzie się wzbogacisz
Szybko wszystko zaraz stracisz.
Bogdan Chmielewski
niedziela, 27 września 2009
Dzzień 211
A teraz załączę kolejne zwrotki poematu o tłuściochu...oto one:
Nos na kwintę spuścił gruby,
Dzień nie przyniósł dzisiaj chluby.
Drugi klient w czasie dniówki,
Nie przysporzył mu złotówki.
Cóż ma począć biedaczysko,
Kiedy z kasy oddał wszystko.
Nie ma forsy, ni towaru,
Ni honoru, ni umiaru.
Jeszcze torba mu została,
Od jedzenia napęczniała.
W niej kanapki, balerony
I kotlecik usmażony.
Więc nie bacząc na swe straty,
Podniósł z krzesła stare gnaty.
Chwycił torbę i futruje,
Aż mu broda podskakuje.
sobota, 26 września 2009
Dzień 210
A teraz czas już na kolejne zwrotki poematu... oto one:
Zanim rezon sknerus złapał,
Nowy klient się przyczłapał.
Już od progu w złości syczy
I zeźlony głośno krzyczy.
Coś mi sprzedał ty cymbale,
W domu wody nie mam wcale.
Z tej baterii nic nie leci,
Jam się starał… moje dzieci.
Odkręcała także matka,
Stary sąsiad i sąsiadka.
Hydraulik też próbował,
Ale szybko zrezygnował.
Rób tu zaraz zwrot mamony,
Pókim jeszcze nie wkurzony.
Bież ten bubel, daj mamusi,
Może się na prezent skusi.
piątek, 25 września 2009
Dzień 209
A co robić, gdy związek jest już przepełniony rutyną… gdy już spowszednieje i nie ma już w nim dawnych czułości, bo jeden z partnerów uważa, że miłość jaką oboje mają dla siebie jest tak wielka i oczywista, że nie potrzeba bez przerwy powtarzać czułych słów i dawać sobie zapewnień o miłości…?! Jak postępować w takiej sytuacji…? Domagać się od niej [niego]tych słów? Prosić o nie… wymuszać… żądać w imię miłości, która między nimi jest…? Grozić i straszyć w celu zmuszenia partnera [ki] do powrotu na drogę wylewnej czułości… czy zostawić wszystko w spokoju i niech biegnie swoim torem aż do końca… do momentu gdy staną się rutynowym i zaganianym za dobrami materialnymi związkiem dwojga obojętnych już sobie ludzi…? Uważam, że jeśli dochodzi do takiej sytuacji między kochającymi się ludźmi… nie było miedzy nimi mądrości. Należałoby także zastanowić się nad siłą ich uczuć… bo czy możliwe jest w wielkim i prawdziwym uczuciu miłości żeby doszło samoczynnie do zaniechania mówienia sobie czułości…? Czy to możliwe by bardzo kochając, stracili ochotę na przytulanie i czynienie sobie choćby tych najdrobniejszych przyjemności jak dawanie z pozoru nic nie wartych upominków…? Moim zdaniem NIE! Moim skromnym zdaniem, jeśli kochamy się prawdziwie i szczerze nie ma takiej możliwości by ludzie zatracili nagle ochotę na dotykanie, całowanie choćby tylko w policzek, czy trzymanie się za rączkę na choćby najwolniejszym spacerku we dwoje… według mnie na takie czułości w miłości… nie traci się ochoty NIGDY!
A teraz zamieszczę kolejne cztery zwrotki poematu o kutwie:
Wziął narzędzia, chwycił torbę,
Od kręcenia w rurach korbę.
Kaszkiet na łeb łysy wcisnął
I do sklepu szybko prysnął.
Tam na fotel siadł zmęczony,
Ekspres pracą utrudzony.
Chustką ściera poty z czoła
I o pomstę w niebo woła.
Jaki to on nieszczęśliwy,
Jaki jego los złośliwy.
Jak to baba porypana,
Każe robić mu od rana.
W górze jednak nie słuchali,
Drugą karę wnet zesłali.
By poruszyć serce w mendzie,
Dają mu nauczkę wszędzie.
czwartek, 24 września 2009
Dzień 208
A teraz czas już na kilka zwrotek poematu:
Kiedy dotarł do mieszkania,
Z sił opadłszy, już się słania.
Chwilę przysiadł na klozecie
I zapomniał o kobiecie.
Gdy zadumał się nad sobą,
Baba jak nie tupnie nogą.
Dość siedzenia miły panie,
Czy to przerwa na śniadanie?
Woda ciurkiem leci z rury,
Mam już dosyć chałtury.
Bież się gościu za robotę,
Wypoczynek jest w sobotę.
Tak przez babę przekonany,
Powymieniał stare krany,
Gwint pakułą izolował,
A na koniec graty schował.
środa, 23 września 2009
Dzień 207
A teraz zamieszczę kolejne zwrotki mojego poematu:
Wziął z regału, zapasowe.
Wszystkie części metalowe.
Wziął narzędzia i latarkę,
Szczypce, klucze i wiertarkę.
A pod okiem herod baby,
Zabrał młotki i dwie żaby.
Także pakuł warkocz gruby,
Trochę kołków i dwie śruby.
Z takim oto ekwipunkiem,
Grubas pędzi jej z ratunkiem.
A że tłuszczyk z niego kapie,
To biedaczek głośno sapie.
Ale trafił dziś klientkę,
Stara gdera na okrętkę.
Nie odpuszcza nawet kroku,
Człapiąc tuż przy jego boku.
wtorek, 22 września 2009
Dzień 206
A teraz już zaprezentuje kolejne zwrotki poematu... Oto one:
Choć żem stara, nie myśl sobie,
Że już leżę w ciemnym grobie.
Mam ci jeszcze trochę werwy,
Mogę siedzieć tu bez przerwy.
Mogę ganić twoją pracę,
Gdy klienta tu zobaczę.
Markę kiepską ci wyrobić,
A na koniec lachą obić.
Tylko spróbuj dalej zwodzić
I chałupie mojej szkodzić.
Zapamiętasz mnie na lata,
To ci mówi Honorata.
Spaślak nieco z tropu zbity,
Tak przestraszył się kobity,
Że bez słowa wziął kapotę
I pojechał na robotę.
poniedziałek, 21 września 2009
Dzień 205
A teraz czas na kolejne zwrotki poematu o naszym przemiłym bohaterze:
Ach ty mendo, karaluchu,
Krew buzuje mi aż w brzuchu.
Ty oszuście, świński bracie,
Chyba dam ci kopa w gacie.
Jak ci nie wstyd, ty baryło,
Mało ci pieniędzy było…?
Jeszcześ musiał bubla wstawić
I mnie starą w butlę nabić!
Bierz się zaraz do naprawy,
Jeśli nie chcesz być kulawy.
Jeśli zadrzesz ze mną chłopie,
To ci tyłek zdrowo skopię.
Wszelkie straty dziś wyrównasz,
Krzywdę moją zaraz uznasz.
To co cieknie zdemontujesz
I nowiutkie zamontujesz.
niedziela, 20 września 2009
Dzień 204
A teraz dołączam już kolejne zwrotki poematu o grubasie...
A że grubas był niemiły.
Babie nerwy już puściły.
Parasolkę w garść chwyciła
I na niego naskoczyła.
Jak nie wrzaśnie, jak nie ryknie,
Prosto w gębę, jak nie krzyknie,
A przed nosem jego ryja,
Już pięściami mu wywija.
Co mi tutaj chrzanisz capie,
Zaraz gębę ci podrapie,
Bierz wężyki, bierz kapotę
Pędź galopem na robotę.
Ty kanalio, podły gnoju,
Pełno wody mam w pokoju.
Parkiet poszedł mocno w górę,
Chyba ci przetrzepię skórę.
sobota, 19 września 2009
Dzień 203
A teraz załączę kolejne zwrotki poematu o sklepikarzu...
Oto one:
Tam od rana sieć zarzuci,
Wielu ludzi zbałamuci.
Kilka ciastek pożre z kremem,
A na koniec bułkę z dżemem.
Czasem jednak coś się zdarzy,
Z czym grubemu nie do twarzy.
Z reklamacją baba wpada,
Racje swoje mu wykłada.
Spaślak nosząc w kabzie węża,
Cały wije się i spręża.
Sapie, kręci, winę spycha,
Na klientkę głośno prycha.
A tym czasem kobiecina,
Niecierpliwić się zaczyna.
Ma już dosyć mataczenia,
Więc postawę szybko zmienia.
piątek, 18 września 2009
Dzień 202
A teraz czas na następne zwrotki poematu:
Śni o skarbach i mamonie,
Z podniecenia cały płonie.
Poci przy tym się jak w grypie
A z przejęcia cicho chlipie.
W końcu zerwał się z posłania
Na dół domu zaiwania.
Tam do kuchni wpadł zgłodniały
Jakby nie jadł tydzień cały.
Znalazł bigos na kominie,
Ślina już mu z gęby płynie.
Z belki urwał kawał szynki,
I ucztował dwie godzinki.
Gdy już nażarł się do woli,
Ubrał ciuchy acz powoli.
Wsiadł do auta, motor pali
I do sklepu ostro wali.
czwartek, 17 września 2009
Dzień 201
A gdy skończył, zabrał graty,
Po czym udał się do chaty.
Tam w ukryciu przed rodziną,
Schował forsę pod pierzyną.
Zatarł dłonie, z palcy trzasnął
I na brzegu wyrka zasnął.
Spał dość krótko i nerwowo,
Jakoś dziwnie i niezdrowo.
Z boku na bok się przekładał,
Sam do siebie przez sen gadał.
Coś tam mruczał, trochę chrapał,
Nawet się po czole drapał.
Chociaż ciemno jest na dworze
Stary skąpiec spać nie może.
Coś go drapie w podniebienie,
Albo ciąży mu sumienie.
środa, 16 września 2009
Dzień 200
Oto one:
Gadał długo i bez składu,
Żeby nikt nie doszedł ładu.
A gdy już stumanił babcie,
Wziął zaliczkę, zrzucił kapcie.
Ubrał buty, swetr, kapotę,
Wziął baterię na robotę.
Wsiadł do auta i tym razem,
Do klientki ruszył gazem.
Tam odstawił ekspresowo,
Byle jak i niefachowo,
Montaż nowej umywalki
Wraz z odpływem starej pralki.
Wkręcił jeszcze wprost do ściany,
Kran wannowy, używany.
Dając starą armaturę,
Zdarł podwójnie z baby skórę.
wtorek, 15 września 2009
Dzień 199
A teraz zamieszczę kolejne zwrotki poematu:
Cóż za przykład, co za klasa,
Bije w koło od grubasa.
Taka świętość… na ołtarze!
Już spaślaka wsadzić każe.
Niech pokłony biją wszyscy,
Obcy ludzie, także bliscy.
Cześć i chwała się należy,
Nawet jeśli ktoś nie wierzy.
Bądźcie cicho moi mili,
Klient zjawił się w tej chwili.
Kutwa chwycił się pod boki
I rozpoczął wredne toki.
Grucha, sapie, zęby szczerzy,
Chwali towar niezbyt świeży.
Ten z zaplecza, malowany,
Dziesięć lat już używany.
poniedziałek, 14 września 2009
Dzień 198
A teraz kolej na dalszą część poematu:
Jakie rzeczy ma wspaniałe,
Wszystko dobre, jakie trwałe.
Nie ma w koło nic lepszego,
Od towaru właśnie jego.
Klient żywcem w niebo wzięty,
Rozluźniony jest, nie spięty.
Sięga chętniej do portfela
I zaliczkę mu przydziela.
Nie jest świadom biedaczysko,
Że utraci wkrótce wszystko.
Grubas jak pijawka głucha,
Dziś sumienia już nie słucha.
Za nic prawo ma, nakazy,
Ludzkie normy i przykazy.
Jakieś względy, obyczaje,
Kiedy klient przed nim staje
niedziela, 13 września 2009
Dzień 197
sobota, 12 września 2009
Dzień 196
A teraz już przejdziemy do poematu:
Kto mi powie o co chodzi…
Tłuścioch mruczy, czy zawodzi.
Czy z zachwytu piosnkę nuci,
Czy z przesytu raczej smuci,
Gdy się przeżre, pojękuje,
Z lekka śmietnik swój masuje
Bo brzuszysko rozepchane,
Daje nocki nie przespane.
Gdy już napchał się do syta,
Wziął gazetę… niby czyta,
Wrednym okiem już świdruje
I zdobyczy wypatruje.
A gdy klient sklep zaszczyci,
Grubas w szpony go pochwyci.
Towar nędzny już zachwala,
I o bublach mit obala.
piątek, 11 września 2009
Dzień 195
Chód ma chwiejny, kołyszący,
Bebech wielki, bulgoczący.
Kroki stawia dość niemrawe,
Bo nożyska ma koślawe.
O dziesiątej sklep otwiera,
Nim coś sprzeda już spoziera,
W stronę torby z kanapkami
I tłustymi kiełbaskami.
Nie czekając na klienta,
Jego gęba podpuchnięta,
Gryzie pokarm niedokładnie,
Chłonąc żarcie jak popadnie.
Mlaska, chrząka, pobekuje,
Coś pod nosem pomrukuje.
Po kałdunie wciąż się głaszcze
I rozdziawia mocno paszcze.
czwartek, 10 września 2009
Dzień 194
A teraz czas na prezentację kolejnych zwrotek:
Muszę krzyczeć z całej siły,
By me słowa się przebiły,
Przez głuchotą tępe uszy,
Aż do wnętrza jego duszy.
Choć niemłody, rżnie gieroja,
Przy kobietach gra plejboja.
Rękaw krótki nosi w marcu,
Choć pogoda jest jak w garncu.
Ubiór jego niby świeży,
Niezbyt dobrze na nim leży.
Z szyi zwisa krawat stary,
Jakby zdjęty z innej miary
Krok w galotach ma wiszący,
But matowy miast błyszczący,
A na grzbiecie kurtkę starą
I w dodatku jeszcze szarą.
środa, 9 września 2009
Dzień 193
chcę Wam przypomnieć o kolejnych zwrotkach mojego poematu...
Oto i one:
Dwa kibelki, umywalki,
Giętkie węże też do pralki.
Są konopie, są uszczelki
I otwieracz do butelki.
Sam właściciel był pokraczny,
Trochę dziwny, nieudaczny
Wzrost nieduży, czyli niski…
A charakter miał dość śliski.
Włos na głowie przerzedzony,
Brzuch do przodu wysadzony.
Oczka mętne w tył mu lecą
I spod powiek wrednie świecą.
To nie wszystko moi mili,
Powiem więcej już po chwili…
Pan ów głuchy ze starości,
Wciąż narzeka na ból kości.
wtorek, 8 września 2009
Dzień 192
Jest godzinka 21:45... a więc tak czy siak zabieram się za pisanie posta... Mam nadzieję, ze nie jesteście przytłamszeni postami o trudnym gatunkowo tematem uczuć... Choć to potrzebny i bardzo ważny temat muszę wam dać trochę wytchnienia. Pomyślałem, że już czas najwyższy abym rozpoczął po raz pierwszy w historii tego bloga prezentację któregoś z moich poematów. Jeszcze muszę chwilkę zastanowić się nad wyborem... ale tak naprawdę mam już pomysł co do któregoś z nich... Zrobię jeszcze tylko szybki przegląd i dołączę do posta kilka pierwszych zwrotek...
Oto one:
Niespotykanie życzliwy człowiek
Dawno temu, gdzieś w stolicy
Otworzyłem sklep w piwnicy.
Sprzedawałem w nim żarówki,
Szwarc powidło, boże krówki.
Różnej maści śrubokręty,
Kołki, nity, wszelkie wkręty.
Jakieś młotki, długie miarki,
Nawet pędzle przedniej marki
Oprócz klejów mam czajniki,
Wtyczki, kłódki, naleśniki
Jednym słowem mam stoisko,
W którym można kupić wszystko.
Zaraz obok, z prawej strony,
Siedzi sąsiad wystrzyżony.
Ma stoisko, w nim szpargały,
Rurki, kształtki, dyrdymały.
poniedziałek, 7 września 2009
Dzień 191
niedziela, 6 września 2009
Dzień 190
sobota, 5 września 2009
Dzień 189
piątek, 4 września 2009
Dzień 188
Jest w tej chwili godzina 21:45... a to mi mówi, że powinienem już zabrać się za pisanie posta. Tak więc dzień nieco lepszy od dwóch poprzednich... nastrój powoli się wygładza. Napisałem wiersz ku pamięci zmarłej żony mojego przyjaciela. To najtrudniejsze chwile w życiu każdego człowieka. Warto jednak pamiętać, z te łagodniejsze rozstana w postaci wyjazdów i braku kontaktu choćby kilkudniwego także jest trudne i bardzo bolesne. Każdy z nas powinien zadbać o to by nikt nie cierpiał z tytułu zaniedbania z powodu wyjazdu. Zawsze należy znaleźć małą chwilkę na napisanie wiadomości o zdrowiu, o szczęśliwej podróży i powrocie. O tęsknocie do ukochanej osoby i ciepłych słowach, które są potrzebne każdemu z nas bez wyjatku. Takie uczuciowe słowa są napędem dającym wiarę, zaufanie i poczucie bezpieczeństwa. Tak więc nie lekceważcie tych z pozoru drobiazgów i znajdźcie choćby tylko pięc minut dla pozostawionej ukochanej osoby! Poślijcie buziaczka i tęskne westchnienie... to tak malutko... a jak bardzo wiele... czasem wszystko co jest niezbędne do życia tej drugiej osoby...
A teraz ostatni fragment prezentowanego wiersza:
Zwęszywszy ofiarę - złodziejaszek,
Portfel śpiącemu zaraz skradł.
Zakupił żarcie i kilka flaszek,
A potem z kumplami pił i jadł.
Zdrętwiały pijak w końcu wstał,
Nogi miał miękkie i drżący głos.
Żonie wypłatę przynieść chciał,
A przyniósł tylko pusty trzos.
Bogdan Chmielewski
czwartek, 3 września 2009
Dzień 187
W tej chwili jest godzina 22:00 w związku z tym biorę się za pisanie posta. Dzisiejszy dzień niejako był kontynuacją wczorajszego smętnego dnia. Czyli nie obfitował nawet w przebłyski dobrego humoru.W związku z wczorajszymi waszymi wpisami doświadczyłem od moich Drogich wpisywaczy uczucia troski i współczucia, co bardzo wyraźnie powiedziało mi jak my tu wszyscy jesteśmy mocno ze sobą związani... To także sprawiło że postanowiłem na poście powiedzieć Wam co było powodem mojego kiepskiego samopoczucia. Otóż dostałem maila od mojego przyjaciela z którym znamy się i przyjaźnimy od wielu lat. Wiele trudnych chwil przeszliśmy w naszym życiu, co nas bardzo ze sobą związało. Jesteśmy sobie bardzo bliscy... niemal jak rodzina i oto on pisze mi, że w kwietniu zmarła jego wspaniała żona. Nikt nie wie dlaczego... Zmarła we śnie... a po dwóch miesiącach umarł mu ojciec... to trochę za wiele jak na jego nerwy... ale i na moje także... i to jest prawdziwa przyczyna mojego kiepskiego nastroju... a teraz dołącze do tekstu dalszą częś rozpoczętego wczoraj wiersza.
Oto te zwrotki:
Nad moją głową pies głośno wyje,
Do pracy poszedł z piętra gość.
Zwierz opuszczony, żalu nie kryje,
Mimo, że pan… podrzucił mu kość.
Ulicą miasta gna wściekle erka,
Tuż za nią ryczy syreną straż.
Na pierwszy rzut oka, grają w berka,
A to w wypadku stracił ktoś twarz.
Ciekawskie gęby wklejone w szyby,
Lustrują wszystkich już na wskroś.
Na zewnątrz rosną ludzie jak grzyby,
A na ławeczce, przysnął pijany ktoś.
środa, 2 września 2009
Dzień 186
Mamy już godzinę 22:55. toteż nadszedł już czas napisania posta. Dzisiejszy dzień właściwie był nudny. Nie działo się nic specjalnego. Świeciło słoneczko i nawet było ciepło, ale jakoś tak nudno i flegmatycznie. I tak pozostało aż do tej pory. Prawdę mówiąc nie wiem co pisać. O marazmie chyba nie wypada nawet wspominać, żeby broń Boże nie zarazić nikogo z moich czytaczy. Wobec powyższych faktów potraktuje tego posta lekko, to znaczy bez poważnego wpisu. Pomyślałem, że taki stan rzeczy dobrze jest wykorzystać na prezentację któregoś z moich wierszy. Zaraz wejdę do folderu i poszukam coś odpowiedniego na dzisiejszy smętny dzień...
Oto on:
Ponura rzeczywistość
Kolejny świt rozdarł mój sen,
Przecieram dłonią spuchnięte oczy.
Cóż tam… na zewnątrz serwuje ten,
Ten nowy dzień, w nadziei uroczy.
Nieśmiało zerkam oknem bez krat
I widzę miasto dymem spowite.
Plują kominy czadem na świat,
Brudząc okna żaluzją okryte.
Za ścianą sąsiad radio katuje,
Reklamy sieką jak wiązka rózg.
Zagłuszyć dźwięki jakoś próbuję,
Lecz one ostro piorą mój mózg.