wtorek, 23 lutego 2010
Dzień 360
Gdyby jeszcze ktoś nie wiedział, przypominam, że jest w tej chwili godzina 21:05. Zanim zacząłem pisać, zastanawiałem się nad dwiema sprawami... czyli dwulicowością i granicą krętactwa. Bardzo trudno jest mi zrozumieć tych wszystkich, którzy nie wiedzieć czemu i po co kłamią i kręcą nawet swoimi żonami i dziećmi...! Zastanawiam się co w takiej sytuacji z czego wynika... Dwulicowość z krętactwa, czy krętactwo z dwulicowości...!? Bardziej skłaniam się ku stwierdzeniu, że jednak krętactwo wynika z dwulicowości. Jeśli mamy dwojaką naturę i oszukujemy własną żonę, która urodziła temu komuś dziecko, a ten ktoś ma drugą taką samą kobietę w innym domu... a może i nawet trzecia gdzieś by się jeszcze znalazła, to koniecznością jest wredne i wyrafinowane krętactwo. Trzeba być nie lada bezczelnym mądralą i cwaniakiem bez skrupułów, żeby wodzić za nos kilka takich samych ofiar...! Co drzemie w człowieku, który ma za nic tak bliską rodzinę i gotów jest poświęcić ją dla jakichś tam niezrozumiałych dla mnie celów... Czy taka osoba ma w sobie uczucia miłości, współczucia więzi rodzinnej czy współczucia...!? Moim zdaniem brak im tych wyższych uczuć. To prymitywne uczuciowo i emocjonalnie manekiny o podłożu egoistuczno cynicznym... Po co to wszystko robią? Czy można takie działania nazwać swojego rodzaju wampiryzmem energetycznym? A czy jest to możliwe żeby robili to całymi latami dla zabawy? A wkońcu dlaczego kobiety, które czekają na swoich mążów czasami po kilka dni w tygodniu, nic nie robią by pozbyć się takiego oszusta! Opierając się na powyższych przemyśleniach mogę założyć, że dlatego tak długo udaje się dwulicowym krętaczom egzystować w niby rodzinach, bo ich pertnerki(rzy)z nie wiadomo jakich przyczyn tolerują takie postępowanie... Gdyby wykazały się zdrową oceną sytuacji przegnałyby swoich "oblubieńców" na cztery witry... były by wolne. A więc wszyscy oszukiwani... otwórzcie zamknięte oczy i przerwijcie proceder, który jest dla Was udręką...! Pa...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
MASZ RACJĘ, TAKICH " CZŁOWIECZKÓW " NA WYROST NAZYWAMY " CZŁOWIEKIEM . CZŁOWIEK TO PONOĆ ISTOTA ROZUMNA... , BRZMI DUMNIE , JAKA SZKODA, ŻE NIE ZAWSZE . DAJEMY SIĘ NABRAĆ NA MIŁE SŁÓWKA, PIĘKNE BUKIETY, PREZENTY, A NIESTETY NIEKTÓRZY PANOWIE POTRZEBUJĄ " UPOLOWAĆ " GOSPOSIĘ, KUCHARKĘ PRACZKĘ ... STAŁĄ KOCHANKĘ I JESZCZE JAK JEJ " SPRAWI DZIECIAKA " TO BĘDZIE " PRZYWIĄZANA DO DOMU " BO KTOŚ SIĘ MUSI " NIM " PRZECIEŻ ZAJĄĆ, WYCHOWAĆ... A JAŚNIE PAN PO PRACY ... MA SPOTKANIA " BIZNESOWE , DELEGACJE, WYJAZDY INTEGRACYJNE ". TAM ZOBACZY JAKIE TE " KOLEŻANKI " SĄ ZADBANE, JAKIE MIŁE ... NIE ZRZĘDZĄ JAK " PADAJĄCA NA TWARZ " ŻONA, NA KTÓREJ BARKACH SPOCZYWA CAŁY DOM, DZIECI , JEJ PRACA ZAWODOWA...I BRAK JAKIEGOKOLWIEK WSPARCIA... ZE STRONY MĘŻA . SAMA BORYKA SIĘ ZE WSZYSTKIM... I JESZCZE W PODZIĘCE SŁYSZY , ŻE " ZUPA ZA SŁONA, DZIECI SIĘ SŁABO UCZĄ A NIEBIESKA KOSZULA JEST JESZCZE W PRANIU...[ A TAK BY W NIEJ ŁADNIE WYGLĄDAŁ NA " SPOTKANIU BIZNESOWYM... Z PRZYJACIÓŁKĄ ].
OdpowiedzUsuńNIE ROZUMIEM DLACZEGO LUDZIE NIE POTRAFIĄ USZANOWAĆ TEGO CO MAJĄ , NIE CHCĄ DBAĆ O MIŁOŚĆ KTÓRA ICH CHYBA KIEDYŚ ŁĄCZYŁA...NIE MYŚLĄ O TYM JAKIE WZORCE DAJĄ WŁASNYM DZIECIOM .
SAMA TKWIŁAM W ZŁYM ZWIĄZKU PRZEZ LATA I BARDZO SIĘ CIESZĘ, ŻE PODJĘŁAM JEDYNIE SŁUSZNĄ DECYZJĘ " ZFORMALIZOWANIA " TYCH MOICH SAMOTNYCH ZMAGAŃ W RODZINIE [ A JAKI TO PAN MĄŻ BYŁ ZDZIWIONY... , ŻE WRESZCIE PO LATACH NIE DAŁAM SOBĄ JEMU POMIATAĆ , NIE BAŁAM SIĘ I ROZWÓD ZOSTAŁ ORZECZONY Z JEGO WINY...]. TERAZ WIEM , ŻE LICZĘ NA SIEBIE Z WYBORU... SOBIE GOTUJĘ, SOBIE PIORĘ, SPOTYKAM SIĘ Z MOIMI PRZYJACIÓŁMI TYMI KTÓRYCH JA LUBIĘ I NIKOMU TO NIE PRZESZKADZA A TO DUŻY KOMFORT.
NIE MÓWIĘ, ŻE NIE CHCĘ MIEĆ DOBREGO PARTNERA , KTÓRY MNIE BĘDZIE KOCHAŁ, SZANOWAŁ I RAZEM BĘDZIEMY DBALI O TEN NASZ ZWIĄZEK . ALE NA " BYLEJAKOŚĆ " NIE MAM JUŻ OCHOTY I SZKODA MI CZASU . CZASAMI WARTO ZROBIĆ " BILANS ZYSKÓW I STRAT " I PODJĄĆ SŁUSZNĄ DECYZJĘ... WARTO!. BOŻENKA.
Wbrew pozorom to bardzo trudny temat - wydaje się, że odpowiedź jest jednoznaczna a ocena może być jedna. Zapomnijmy jednak na chwilę o "tym wrednym, nieczułym delikwencie". Pytania, które sobie zdałam po przeczytaniu końcowego akapitu posta dotyczyły osoby oszukiwanej. Czy ona wie, że jest oszukiwana? A ... jeśli nie wie tylko tak przypuszcza? A.... jeśli nie chce wiedzieć? - bo chociaż to irracjonalne i niewytłumaczalne być może dla postronnej osoby ale kocha i zdaje sobie sprawę z tego, że jak już przyzna się do faktu bycia oszukiwaną głośno to będzie jeszcze bardziej cierpieć albo zmusi ją to do podjęcia radykalnych kroków wobec "krętacza"? A.... jeśli ona nie jest na to gotowa? A .....jeśli mimo tego co on wyprawia woli żyć w ułudzie z nim ..... niż pozbawiona złudzeń bez niego?
OdpowiedzUsuńNo dobrze, a teraz spójrzmy z tej drugiej strony. Są krętacze i oszukańcy i dwulicowcy z natury, którzy nic sobie z tego nie robią, że igrają z uczuciami innych ludzi ale czy tylko tacy ?
Poddaję pod ocenę dwa autentyczne przykłady z życia wzięte:
Przypadek nr 1 - Małżeństwo, dwójka dzieci w podstawówce, najpierw były awantury, ciche dni itd., potem podjęli decyzję, że są razem dopóki dzieci nie pójdą na studia i wtedy rozstaną się. Stali się współlokatorami, każde prowadzi własne życie. Po kilku latach On poznaje Panią (wolną) planują wspólną przyszłość. Pan czeka z podjęciem ostatecznej decyzji na chwilę kiedy dzieci wyjdą z domu - Żona być może domyśla się ale on jest dyskretny i nigdy nie stawia jej w niezręcznej sytuacji. Ona też żyje po swojemu. Dzieci idą na studia. Wtedy okazuje się, że żona ma raka. Pan zostaje z żoną. Pani Nr 2 usuwa się.
Przypadek Nr 2 - Małżeństwo, trójka Synów w różnym wieku Mąż od wielu lat leczy się - jest Schizofrenikiem. Żonaa pracuje, utrzymuje dom, zajmuje się synami, no i oczywiście czuwa nad Mężem - jego stan jest poważny. Bywa nieprzewidywalny, chwilami apatyczny, chwilami agresywny, czasami zachowuje się normalnie ale nic nie chce robić albo ląduje w szpitalu. Ona spotyka swojego dawnego znajomego, wdowca, który wspiera ją, pociesza, ratuje z różnych opresji. Zakochują się - Ona nadal trwa przy mężu ale wie, że bez Pana nr 2 nie dała by sobie uczuciowo, psychicznie i organizacyjnie rady. Mężowi nic nie mówi, bo nie może - jest rozdarta, co będzie dalej? Sytuacja bez wyjścia.
Nie mówili prawdy, oszukiwali, kręcili - więc jak ich ocenić, czy rzeczywiście było by to równie jednoznaczne jak w przypadku "delikwenta/tów" opisanego/nych w poście?
To jest właśnie zaskakujące nas ciągle życie z mnóstwem odcieni szarości i niejednoznaczności.