poniedziałek, 5 kwietnia 2010
Dzień 401
A więc Moi Mili... Świta, Święta i po Świętach... Jest godzina 23:33, a więc jeszcze niecałe pół godziny Świąt... Pogoda dopisywała. Za stołami pewno było różnie... jedni jedli z umiarem, inni odchodzili na wypoczynek z przepełnionymi brzuchami, a i na pewno byli tacy, którzy z przejedzenia najprzeróżniejszymi potrawami rozchorowali się i szukali wybawienia i wsparcia w tabletkach, albo domowych przepisach prababcinych ziółek na rozepchane i wzdęte brzuszyska. Starałem się nie przejeść, ale słodkie smakołyki w postaci ciast kusiły z półmisków i uśmiechały się do nas aż trudno było się oprzeć tym wszystkim kusicielom. I wczoraj i dzisiaj po powrocie do domu zaparzałem ziółka na żołądek... i dopiero po nich mijało mi wrażenie przepełnionego brzucha. Od jutra ograniczam się w obiadach tylko do zup... Brzuszysko nie będzie mną rządziło... Och jak dobrze, że jutro będzie już normalnym dniem... Dobranoc
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Już jest ... jutro - czyli wracamy do normalności.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Święta - to okres pełen przeżyć duchowych, gdyż bez względu na to czy ktoś jest wierzący czy nie, ten czas sprzyja przemyśleniom, zadumie, podsumowaniom minionego okresu.
Lubię nastrój towarzyszący przygotowaniom przedświątecznym, wspólną krzątaninę, zapachy i tradycje związane ze świętami.
Na zawsze zapadły jednak w mojej głowie słowa Babci, która mówiła, że Święta mają sens wtedy, gdy scalają domowników. Ważne jest aby w tym okresie nie ulec amokowi przygotowań, gdyż łatwo możemy zapomnieć o głównym celu tych dni którym jest: miłość. Naprawdę nie jest istotne, czy wszystkie dywany będą wytrzepane, okna pomyte i jak wiele potraw będzie stało na stole... ważne aby przygotowania były dla Rodziny okresem, który ją scala, jednoczy, odnawia wzajemne więzi - po to, aby w tym najważniejszym dniu kiedy składamy sobie życzenia płynęły one z głębi naszych serc a wspólne biesiadowanie było radością.
Jeśli zaś chodzi o smakołyki świąteczne - no cóż, chyba każdy z nas miewa jakieś grzeszki jedzeniowe na sumieniu, które później nasze brzuszki muszą odpokutować. A po każdych świętach obiecujemy sobie, że następnym razem, przygotujemy mniej i oczywiście mniej zjemy.
Po kilku miesiącach przeważnie zapominamy jak to było, a nawet jeśli pamiętamy, to i tak znowu na naszych stołach pojawiają się ulubione potrawy, charakterystyczne dla okresu świątecznego, żeby tradycji i naszemu łakomstwu stało się za dość. :-)