EPILOG

Po długim wahaniu postanowiłem zakończyć pracę z prowadzonym od ponad 500-set dni blogiem pt. "Poezja, którą da się czytać". Jak spostrzegliście 7 ostatnich postów zasadniczo odbiegało tematem od wcześniejszych treści, dlatego zostały przeniesione do nowoutworzonego bloga, który będzie poruszał właśnie taką tematykę. Mam nadzieję, że te ważne tematy wciągną was i zachęcą do czytania, i czynnego uczestnictwa w życiu nowego bloga pt. "Tropem dziwactw i bezsensu". Zapraszam. Oto nowy adres pod którym mnie znajdziecie:

http://tropem-dziwactw-i-bezsensu.blogspot.com

poniedziałek, 3 maja 2010

Dzień 427/428/429

Dzisiaj jest już ostatni dzień majówki. Godzina (jak na mnie) bardzo młoda to znaczy 10:49. Jestem poza Warszawą. Dokładnie 120 kilometrów na południe. Pogoda może nie jest najpiekniejsza, ale spoza chmur co jakiś czas przebija słoneczko i spływa ciepełkiem na naszą ziemię. Jednak nie pogoda jest najważniejsza. Najważniejszy jest klimat w jakim się znalazłem. Wszędzie wiosna. Drzewa obsypane kwieciem. Trawy wysoko wybujałe kuszą intensywną zielenią... niejako namawiają aby rzucić się i zanurzyć całym ciałem w jej falujace pod wpływem lekkiego wiatru dywany. Bijące zewsząd zapachy przepełniają niesamowitymi wonnościami zmysłowymi. I ptaki... wszędzie się uwijają, przywołują i kuszą wzajemnie do zawiązywania związków z których urodzą sie piskęta.
W miejscowości w której jestem (z okazji majówki) strażacy pożarni zorganizowali zabawę na wolnym powietrzu. Całoś miejsca zabawy, otoczona jest lasem sosnowym co sprawia wspaniały klimat tego miejsca. Z daleka widać różnokolorowe, mrugające światła dyskoteki. Muzyka w stylu Diskopolo niesie się szerokim echem rytmicznego głosu bębna. Łup,łup,łup... Wzdłóż jezdni, na całej długości jednej i drugiej strony, parkują samochody osobowe. Zjechała gromadnie niemal cała okoliczna młodzież, ale i nie tylko młodzież. Aż trudno uwierzyć w taką ilość ludzi w tym miejscu. Wokół sceny jest wydzielony niewielki placyk. Jest to mniej więcej placyk 20x20 metrów. Żeby tam wejść trzeba wykupić bilet wstępu. Na początku proporcje tańczących do obserwujących rozkładały się mniej wietcej tak: Na "parkiecie" tańczy kilka par, a poza wydzielonym terenem do tńca znajdują się dosłownie tłumy ludzi. Oprócz tych kilku par nikt nie tańczy. Tłum stoi i patrzy... szuka w alkoholu odwagi i luzu. Opróżnione puszki i butelki ląduja w krzakach, na trawie i pod stopami pijących. Młode wydekoltowane z każdej strony ciała dzierlatki, dowcipkując biegają w tłumie odważnie. O dziwo nikt ich nie zaczepia. Z czasem w tłum wchodzi odwaga i animusz. Na parkiecie robi sie gęsto. Widzę podskakujace jak spławiki na wodzie, stłoczone głowy młodych ludzi. Światła na tęczowo oświetlają tańczące pary. Za płotem zgromadzone tłumy nie tańczą... Pytam sam siebie: dlaczego nie tańczą? Przeczież po to tu przybyli. Dlaczego stoją niemal nieruchomo i raczą się olbrzymimi porcjami piwa. Czy nam - ludziom do dobrej zabawy potrzebny jest stymulator w postaci alkoholu? Czy bez piwa młodzież nie potrafi się bawić? Jakieś to smutne i nienaturalne... Na szczęście widywałem i widuję ludzi którzy świetnie się bawią bez stymulatorów zabawy. Myślę, że wszystko jest dla ludzi... i piwo i wino i gorzałka... Widz polega na tym by to nie alkohol dawał nam poczucie siły, odwagi i ekspresji. Uważam, że to z serca powinnny wypływać te cech i chęci do wspaniałej zabawy. Wtedy jest naturalnie, miło i bez lęku czy ktoś nie zachowa się poniżej ludzkiej godności i etyki... Bawmy sie zatem... ale z rozwagą i kulturą jak przystało na człowieka...

2 komentarze:

  1. DOŚĆ CIEKAWIE PEWNIE WYGLĄDAŁY TE PULSUJĄCE ŚWIATŁA W LESIE . DLA MIEJSCOWEJ MŁODZIEŻY I ICH RODZICÓW TO ATRAKCJA. TAKA DYSKOTEKA ODBYWA SIĘ TAM PEWNIE TYLKO CZASAMI. JEST TO WIĘC OKAZJA , ŻE MOŻNA POTAŃCZYĆ, WYPIĆ POGADAĆ Z KOLEGAMI. MASZ RACJĘ , ŻE TO SMUTNE , ŻE DO ZABAWY POTRZEBNY JEST " DODAJĄCY ODWAGI " ALKOHOL. A WTEDY TREMY JUŻ NIE MA... ODWAŻNIE WYTACZAJĄ SIĘ NA PARKIET...A I JAK COŚ SIĘ NIE PODOBA TO ŁATWIEJ KOMUŚ PRZYŁOŻYĆ. ALE PEWNIE NA SZCZĘŚCIE JEST SPORO TAKICH OSÓB, KTÓRE CHCĄ SOBIE POTAŃCZYĆ I TO BEZ WSPOMAGANIA.
    MAM W PAMIĘCI WIELE MATERIAŁÓW POLICYJNYCH POKAZYWANYCH W TELEWIZJI O WYPADKACH W KTÓRYCH GINĄ MŁODZI LUDZIE WRACAJĄCY NA " PODWÓJNYM GAZIE " WŁAŚNIE Z TAKICH DYSKOTEK... OBY JEDNAK ROZSĄDEK ZWYCIĘŻŁ I WSZYSCY SZCZĘŚLIWIE WRÓCILI ZADOWOLENI DO SWOICH DOMÓW.BOŻENKA.

    OdpowiedzUsuń
  2. Och tak ! Wiosna wytrysnęła wokół całą gamą zapachów, dźwięków i kolorów. Aż serce się raduje i tak jakoś od razu lżej na duszy, więcej werwy i chęci do przemieszczania się, wędrowania lub chociażby spacerów.
    Chciałoby się uchwycić obiektywem aparatu każdy szczegół, bo świat ożył i wypiękniał zachwycając nas swoimi cudami.
    Co do zabaw na świeżym powietrzu - to wspaniała rzecz - pod warunkiem, że pragniemy bawić się, a nie obalić na murawę, lub polec w jakiejś potyczce. Jeśli zaś chodzi tylko o wypicie kilku lub kilkunastu piw lub mocniejszych trunków, ew. sprawdzenie swoich umiejętności bokserskich, wcale nie jest konieczne organizowanie potańcówki.
    Dawniej często wyjeżdżałam z Rodzicami w różne rejony Polski - lubiliśmy zwiedzać nasz kraj, bo uważamy, że jest przepiękny. Nocując w małych miejscowościach, trafialiśmy, szczególnie latem, na zabawy organizowane przez straż pożarną lub lokalne władze. Muszę przyznać, że były to bardzo urokliwe chwile. Układano na trawie deski. Na wbitych w ziemię słupach zatknięte były różnokolorowe wstążki i baloniki a zaproszony lub miejscowy zespół grał znane przeboje z tamtych lat. Sprzedawano watę cukrową, lemoniadę, obwarzanki a gospodynie z koła gospodyń robiły kanapki i różne pyszności i częstowały przeważnie za darmo lub zbierając pieniążki na jakiś zbożny cel. Zabawa zaczynała się za dnia i wtedy przychodziły całe Rodziny i korzystały z przygotowanych atrakcji. Nie było alkoholu, dopiero jak dzieciaki położono do łóżek, impreza rozkręcała się. Wtedy napływało coraz więcej młodzieży i trwały tańce, często aż do rana. Oczywiście był i alkohol, zdarzały się też bijatyki ale przeważnie do takich przepychanek dochodziło między zapaleńcami i opijami już w późnych godzinach nocnych lub o świcie. Może dwa razy byłam świadkiem takich ekscesów. Młodzi owszem, coś tam wypili ale umiarkowanie. Tańczono, flirtowano, podrywano dziewczyny i to była główna atrakcja wieczoru. Może teraz, z perspektywy czasu, inaczej to postrzegam - wiadomo, pewne rzeczy zapomina się, jednak mam mimo wszystko wrażenie, że wtedy naprawdę potrafiono świetnie bawić się. Ludzie byli biedniejsi, mieli mniej atrakcji na co dzień, za to przepełniała ich mimo wszystko radość życia i uruchamiali całą swoją pomysłowość organizując wolny czas. Czy obecnie są ludzie, którzy nie potrzebują wspierać się drinkami czy piwkiem, żeby dobrze bawić się? Na pewno tak, chociaż takie zabawy jak opisuje Boguś są na porządku dziennym i tak jak Autor nie mogę pojąć jak to się dzieje, że młodzież wybiera nudę i żłopanie piwka zamiast korzystać z tego tak cudownego okresu swojego życia i przeżyć go w pełni świadomie i w trzeźwości.

    OdpowiedzUsuń