EPILOG

Po długim wahaniu postanowiłem zakończyć pracę z prowadzonym od ponad 500-set dni blogiem pt. "Poezja, którą da się czytać". Jak spostrzegliście 7 ostatnich postów zasadniczo odbiegało tematem od wcześniejszych treści, dlatego zostały przeniesione do nowoutworzonego bloga, który będzie poruszał właśnie taką tematykę. Mam nadzieję, że te ważne tematy wciągną was i zachęcą do czytania, i czynnego uczestnictwa w życiu nowego bloga pt. "Tropem dziwactw i bezsensu". Zapraszam. Oto nowy adres pod którym mnie znajdziecie:

http://tropem-dziwactw-i-bezsensu.blogspot.com

wtorek, 18 maja 2010

Dzień 442/443/444

Jeszcze nie jest tak bardzo późno... to znaczy jest dopiero godzina 21:25. Praktycznie od kilku tygodni (z małymi przerwami) pada deszcz non stop. W tej chwili mówi się o katastroficznych skutkach tych opadów niemal na każdym programie telewizyjnym. Na południu kraju obfite opady spowodowały przepełnienie zbiorników retencyjnych i o lokalnych powodziach. Kraków jest zagrożony i grozi mu zalanie... a to jeszcze nie kulminacja wezbranych wód. Cała szczytowa fala jeszcze nie nadeszła, a już się porównuje i mówi o wielkiej powodzi z 1997 roku. Pamiętam jak wtedy z lękiem chodziłem nad Wisłę oglądać jak wysoko już wezbrały jej wody. Dzisiaj też byłem na nią popatrzeć... Wydaje się być lekko wezbrana, ale cicha... spokojna... jakby uśpiona. Ludzie mimo szeroko płynących informacji o zagrożeniu powodziowym też śpią. Nikt nie robi żadnych przygotowań do ochrony własnego mienia mimo, że mają knajpy, warsztaty, ośrodki wodne i sklepy w bezpośredniej strefie zagrożonej zalaniem. Dlaczego lekceważą konkretne zagrożenie...? Nie zależy im na własnym bezpieczeństwie i mieniu... wypracowywanym nieraz całymi latami...? Zaiste zadziwiająca to postawa. A może liczą na Boga, który ich ochroni. A może na to, że Wisła przed miastem zakręci i popłynie pustymi polami...? Gdy doświadczą już skutków zalania, Polskim zwyczajem zaczną narzekać i obwiniać wszystko i wszystkich tylko nie własną lekkomyślną postawę i niepojętą głupotę. Ale najgorsze z tego jest to, że ludzie z takich zdarzeń nigdy nie wyciągają pozytywnych wniosków...! Aż mi się wierzyć nie chcę, że takie są istoty ludzkie...! Dobranoc.

2 komentarze:

  1. W 1997 roku moja Rodzina mieszkająca we Wrocławiu była zmuszona do opuszczenia swojego domu, ponieważ został on zalany do poziomu parteru. Jak pamiętamy, szalała wtedy powódź i większość Wrocławia była wtedy pod wodą. Domy wyremontowano, wybudowano też nowe wały, które w założeniu zostały skonstruowane tak, żeby sprostać ew. podobnym zagrożeniom w przyszłości. Teraz przechodzą one próbę generalną. Na razie trzymają się, ale z żywiołem nie ma żartów. Na ile nowa konstrukcja zda egzamin pokażą najbliższe dni. W tym przypadku wydaje się jednak, że ludzie zrobili to co w ich mocy, żeby uchronić siebie i swój dobytek, jak również, że wyciągnęli odpowiednie wnioski z wydarzeń, które miały miejsce kilkanaście lat temu.
    Są jednak miejscowości leżące na obszarach zalewowych i takie, które dużo częściej nawiedzane są przez powodzie a mimo to, czego nie jestem w stanie zrozumieć, ludzie pozostają beztroscy i bezwolni.
    Wydaje mi się, że gdybym była zmuszona mieszkać na takim obszarze, nie czekała bym na to, aż ktoś zadba o moje bezpieczeństwo. W przypadku tego rodzaju zagrożenia naprawdę na plan dalszy schodzi problem, z jakich powodów władze miejscowe nie wywiązują się z obowiązku zadbania o podległy teren - w kontekście ochrony przeciwpowodziowej. Myślę, że mając świadomość niebezpieczeństwa utraty dorobku życia i dachu nad głową, wszyscy ludzie będący w podobnej sytuacji nie powinni oglądać się na nic, tylko, w dobrze pojętym własnym interesie, należy zjednoczyć siły, aby dużo wcześniej przedsięwziąć odpowiednie środki, przeciwdziałając ew. tragedii. Żywioł nie wybiera, na równi traktuje wszystkich, tych biednych i bogatych. Organizując zabezpieczenie terenu w swojej miejscowości każdy może dać z siebie to co jest w stanie - jedni fundusze inni swoją pracę. Jeśli jednak nie ma jednomyślności, solidarności w działaniu, świadomości wspólnego celu i sensu takiej współpracy - wtedy kończy się to najczęściej tak, jak widzimy w relacjach telewizyjnych.
    Oczywiście musimy zdawać sobie sprawę, że nie wszyscy i nie wszędzie są w stanie sprostać wyzwaniu - często są to ludzie starsi czy schorowani, którzy nie mając bliskiej Rodziny zdani są na pomoc sąsiadów, ale przede wszystkim powinni być otoczeni opieką przez odpowiednie jednostki powołane do ratowania ludzi w takich sytuacjach.
    Warto spojrzeć na ten problem jeszcze pod innym kątem.
    Niestety w wielu przypadkach domy, które są niszczone przez powodzie budowano na terenach zalewowych. Kto na to pozwolił? - nie wiadomo. Dlaczego ktoś się na to zdecydował? - można się już prędzej domyślić. Robił to, bo akurat tam miał kawałek pola, czy łąki, często domy powstawały bez pozwolenia i sposobem gospodarczym, nie uwzględniając faktu na jakim terenie są budowane. Mogę zrozumieć desperację człowieka, który chce mieć własny dom i decyduje się stawiać go w miejscu niezbyt bezpiecznym, może jednak powinien wykazać się odrobiną zdrowego rozsądku i biorąc pod uwagę jak wiele wybudowanie domu będzie go kosztowało wysiłku i wyrzeczeń, dobrze by było uwzględnić fakt wielce prawdopodobny tzn. że płynąca obok "rzeczka" może wylać.
    Nie wolno nie doceniać sił natury i igrać z żywiołem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pewno licza na Boga tylko ktorego? bo jest ich co najmniej kilku.A tam na gorze wiecie oni tez popadli w niemoc, i letarg, to co ktory sie ruszy? ja nie bo to nie moi , mnie to nie dotyczy bo moich tam jest mniej, niech ten cos zrobi to sa jego owiecZki.ITD.Dziwi mnie jednak postawa poskich zemieslnikow ktorzy nic nie robiac jakby we wlasne gniazdo......? no bo jak to okreslic? Przeciez wydawac by sie moglo ze oni zyja z turystow ktorzy przyjda i cos kupia , no to nie rozumiem postawy birnej .Bog tez nie pomoze to jest pewne na 100% , wiec bierzcie sie obiboki do roboty jak chcecie poprawic swoj byt a jak nie to wegetujcie.Zycze milej wegetacji.optymista.

    OdpowiedzUsuń