poniedziałek, 24 maja 2010
Dzień 448/449/450
Jakby na to nie patrzeć, dochodzi już godzina 21: 00. Mija kolejny dzień powodzi. Powodzi wielkiej, strasznej, destrukcyjnej i kosztownej. Poprzez media napływają lawinowo wiadomości z różnych części kraju. A to ze Stolicy, a to z Wrocławia, a to z Krakowa, Sandomierza , Torunia i niemal wszystkich miast, miasteczek i wsi leżących w pasie wylewających nadmiar wody rzek . Bez wyjątku wszystkie media faszerują nas panicznym i paraliżującym strachem. Straszy się nawet tych, którzy są poza zasięgiem powodzi, albo mieszkają w takich miejscach, które są dobrze zabezpieczone. Zastanawiałem się dlaczego fala powodziowa jest tak duża i długa. Z doświadczenia poprzednich powodzi wnioskuję, że to zjawisko jest nienaturalne. W 1997 roku poziom wody był wyższy, a mimo to przeszedł bardzo szybko… bodaj w ciągu 48 godzin… ale zastrzegam się, że mogę się mylić. Z mojego punktu widzenia taki długofalowy poziom wód może być spowodowany permanentnymi i rzęsistymi opadami deszczu, a takich przecież nie ma, albo… albo z woli człowieka odpowiedzialnego za wysoki poziom wód w zbiornikach retencyjnych. Zakładając, że każdy zbiornik ma swoją ograniczoną przepustowość to na skutek szybkiego przyboru wód zapełnią się dość prędko. Jeśli załoga tamy na skutek bagatelizowania, albo co gorsza niedbalstwa w porę nie dostrzeże zagrożenia, to będzie katastrofa. Wtedy dokonają niby kontrolowanego spustu wody z przepełniającego się zbiornika. Woda wielką falą spłynie do i tak już przepełnionych rzek... owocem takiego działania będzie powódź na skutek przerwania nieremontowanych całymi latami wałów przeciwpowodziowych. Jeśli spust wody jest kilkudniowy to i fala powodziowa będzie szła dość długo… kilka dni… może tygodni…? A to z kolei rodzi ryzyko przemoczenia wałów i przerwania ich tam gdzie są słabsze, starsze, mniejsze lub wykonane gorszą techniką i gorszym materiałem . Czy stać nas na takie niedbalstwo, ryzyko i koszty. Nieudolność niektórych osób z zarządów miast i wyżej, jest porażająca. Kiedy wreszcie zażądamy odpowiedzialności za nieodpowiedzialne decyzje. Jak długo nie będziemy pociągać do odpowiedzialności karnej i finansowej osób siedzących na decyzyjnych stanowiskach, tak długo będą pchać się nieodpowiedzialni ludzie na ciepłe i dobrze płatne posadki. Potem żeby wykazać się pracą podejmują właśnie takie nieodpowiedzialne i czasem debilne decyzje. Kilka dni temu usłyszałem z ust pewnej Pani w takim mniej więcej stylu, takie oto pouczające słowa: „Musimy obserwować zwierzęta, one wcześniej wyczuwają zagrożenie i uciekają z zagrożonego miejsca… jeśli zobaczymy taką migrację, nie czekajmy tylko uciekajmy razem z nimi”. Może niech ta pani tych mądrości uczy własne dzieci… albo sama razem z nimi ucieka, bo oprócz domatorów kotów i psów… innych zwierząt nie widzę. Kiedyś węglarze mieli konie, ale te mają zakaz wstępu do miasta… no oprócz tych nielicznych dorożkarskich… Dobranoc.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Usłyszałam ostatnio w telewizji informację, że w pewnej miejscowości nie wybudowano wałów, z powodu protestu osób posiadających ogródki działkowe. Kiedy wreszcie przemówiono większości z nich do rozumu, nadal pozostała jedna osoba, która sprzeciwiła się projektowi - efekt - zalane całe osiedle, łącznie z tymi działkami zresztą.
OdpowiedzUsuńTo się nie mieści w głowie. Rozumiem - demokracja, prawo własności itd.... ale... trzeba mieć nie po kolei w głowie, jeśli protestuje się przeciwko budowie wałów, które mają ochronić osiedle mieszkaniowe, kosztem działek służących rekreacji. Stoją na nich nie normalne budynki tylko altanki i z tego co wiem kiedyś takie działki (nazywane pracowniczymi) były przyznawane za bezcen lub za małe kwoty z zastrzeżeniem, że na tym terenie nie wolno budować nic stałego, bo w sytuacji rozwoju, czy rozbudowy miasta, działki taki miały być likwidowane.
Wnioski? Po pierwsze osoby je posiadające miały świadomość, że nie są to działki z wieczystym prawem użytkowania, po drugie zdawały sobie chyba sprawę z tego, że kiedyś przyjdzie moment konieczności rozstania się z nimi, po trzecie nie ma sytuacji bez wyjścia i ew. można było przecież na zasadzie kompromisu przenieść je na inny teren.
Państwo nie może funkcjonować jeśli nie będzie prawa, które w sytuacjach zagrożenia mienia i życia ludzi, nie da organom odpowiedzialnym za troszczenie się o bezpieczeństwo Obywateli, możliwości podejmowania sensownych rozwiązań.
Jeśli chodzi o zbiorniki i tereny zalewowe - istnieje ten sam problem. Dyskusje różnych ugrupowań - hydrologów, ekologów, urzędników, trwają latami a tymczasem ludzie tracą swoje mienie, często życie, plony itd.
Przecież to jest rozbój w biały dzień i w dodatku niby w majestacie prawa - paranoja! Powinien być ustalony termin na "dogadanie się" a w przypadku braku porozumienia, strony uczestniczące w takim sporze i prowadzące akademickie dyskusje i przepychanki należałoby karnie opodatkować i obciążyć odpowiedzialnością za skutki braku wyobraźni i działanie na szkodę społeczeństwa. Może wtedy zamiast kłapać dziobami po próżnicy znaleźli by wspólny język i wymyślili sensowne rozwiązanie, satysfakcjonujące obie strony. Naprawdę jest to wkurzające niesamowicie i słów mi brak.
A teraz Ci wszyscy przemądrzalscy zamiast siedzieć w wygodnych fotelikach i przy kawce oglądać skutki swojej bezmyślności na ekranie powinni zostać zapędzeni do roboty i sprzątania wraz z poszkodowanymi tego co zostało po przejściu fali powodziowej: do wywożenia padłych zwierząt (szczególnie ekolodzy powinni się tym zająć), do uprzątania zalanych cmentarzy, do odkażania zasyfionych i nie nadających się do życia domów.
Mam głębokie przekonanie, że taka lekcja odświeżyłaby ich umysły i wspaniale wpłynęła na ich inteligencję i chęć współpracy w przyszłości.